Koronawirus uderzy w odzieżówkę

Ograniczenie działalności centrów handlowych to wyzwanie dla wielu firm. Spółki giełdowe z branży tekstylnej czy obuwniczej już zapowiadają, że obecna sytuacja wpłynie negatywnie na ich wyniki, handel internetowy nie będzie bowiem w stanie nadrobić ubytku wynikającego z zamknięcia sklepów stacjonarnych. Akcje spółek uległy dużej przecenie.

CCC, firma handlująca obuwiem, spodziewa się pogorszenia wyników finansowych, choć - jak podkreśla - trudno jak na razie oszacować dokładnie skutki wprowadzonych ograniczeń. Spółka intensywnie rozwija kanał e-commerce, który w zeszłym roku wygenerował 25 proc. przychodów. W marcu tego roku internet odpowiadał już za blisko 45 proc. ogólnej sprzedaży.

W podobnym tonie wypowiada się LPP, właściciel takich marek odzieżowych jak Reserved, Cropp, House, Mohito czy Sinsay. Zakłada on, że skutku koronawirusa będą miały istotny, choć niemożliwy do oszacowania na tę chwilę, wpływ na wyniki i działalność grupy.

Reklama

Dostawy w terminie, gorzej ze sprzedażą

Spółka zapewnia, że ryzyko zakłócenia dostaw towarów jest niewielkie, bo chińscy dostawcy oraz inni producenci z Azji wznowili produkcję, a transport zaczął normalnie działać. LPP informuje, że całość kolekcji wiosenno-letniej jest już w magazynach lub w drodze do magazynów. Z kolei centra dystrybucji w Polsce, Rosji i w Rumunii przyjmują towary i realizują wysyłki.

Gorzej sytuacja przedstawia się jeśli chodzi o sprzedaż odzieży. W związku z decyzjami rządów Polski, Czech, Słowacji, Bułgarii, Kazachstanu, Litwy, Słowenii oraz Bośni i Hercegowiny o zamknięciu galerii handlowych, LPP musiała zamknąć sklepy wszystkich marek w tych krajach. Realizowana jest jedynie sprzedaż sklepów internetowych.

Jednocześnie w niektórych krajach, w których działa LPP, wprowadzono ograniczenia w funkcjonowaniu galerii handlowych. Na przykład w Rumunii ograniczono godziny pracy centrów handlowych. Z kolei na pozostałych rynkach ze względu na rozprzestrzenianie się wirusa i zalecenia ograniczania widoczny jest spadek sprzedaży w sklepach stacjonarnych.

Firma liczy, że z pomocą przyjdzie jej internet. Zakłada wzrost sprzedaży w sieci. W 2019 roku tą drogą zrealizowała ok. 12 proc. sprzedaży całej grupy.  

Obawy o wyniki grupy ma też Redan, właściciel marek Top Secret, Troll i Drywash oraz sieci dyskontowej TextilMarket. Spółka poinformowała, że w związku z rozprzestrzenianiem się koronawirusa już między 11 a 13 marca odnotowano "drastyczny spadek liczby wejść klientów do sklepów Top Secret w Polsce", wynikający z zaleceń ograniczenia przemieszczania się i unikania dużych skupisk ludzkich.

Obawy o kondycję partnerów franczyzowych

Zamknięcie galerii handlowych zdecydowanie pogorszy sytuację. Redan informuje, że wprawdzie około 35 proc. sklepów Top Secret działa w obiektach handlowych o powierzchni sprzedaży mniejszej niż 2 tys. mkw, co pozwoli na utrzymanie ciągłości ich funkcjonowania w najbliższym okresie (o ile nie nastąpią dalsze zmiany w tym zakresie). Należy się jednak spodziewać, że będą generować znacznie niższe przychody.

Redan podkreśla, że około 75 proc. sprzedaży w sklepach Top Secret generują placówki franczyzowe. Koszty prowizji franczyzowych są w takim przypadku bezpośrednio zależne od sprzedaży. Spółka uważa, że istnieje ryzyko, iż część sklepów franczyzowych nie będzie w stanie utrzymać działalności.

Również ta firma zamierza intensyfikować sprzedaż internetową. W minionym roku przychody ze sprzedaży online stanowiły blisko 15 proc. jej przychodów ze sprzedaży detalicznej.

Z analogicznym przekazem wystąpił też Wittchen, producent galanterii skórzanej. Również ta spółka zapowiada, że ograniczenie handlu poprzez zamknięcie galerii handlowych obciąży jej wyniki. Firma nie przewiduje natomiast zakłóceń w przyjmowaniu dostaw. Poza tym ma zgromadzone zapasy zlokalizowane w kilku magazynach na terenie kraju. - Pozycja spółki w kontekście ewentualnego wystąpienia czasowych przerw w dostawach (czego na chwilę obecną nie przewiduje), jest bezpieczna - informuje Wittchen.

Internet nie rozwiąże problemu

Co będzie dalej - nie wiadomo. Internet na pewno nie załata dziury wynikającej z zamknięcia placówek handlowych. Jak zachowają się klienci - nie do końca wiadomo. Czy z nudów, po kilku dniach spędzonych w domu, zaczną kupować online? Czy wręcz przeciwnie, uznają, że nie ma sensu kupować nowych ubrań czy butów, skoro i tak nie wychodzą z domu? Tym bardziej, że wiele osób może odczuć problemy finansowe w związku z restrykcjami związanymi z rozprzestrzenianiem się koronawirsa.

Na razie widać jedynie, jakie jest podejście inwestorów. Kursy spółek w ciągu ostatniego tygodnia spadły o kilkadziesiąt procent. Akcje LPP potaniały z 6480 zł w miniony poniedziałek do 4260 zł obecnie, CCC z 67,8 zł do 28,4 zł, Wittchena z 10 do 5,9 zł, a Redanu z 0,18 zł do 0,16 zł.

Monika Borkowska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: centra handlowe | odzieżówka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »