Kowalski inwestuje - gdzie warto ulokować oszczędności
Lokata? Gra na giełdzie? Złoto? A może nieruchomości? Te pytania zadaje sobie każda osoba chcąca w sensowny sposób zainwestować swoje pieniądze
Nie mówię tu o tych bardzo bogatych inwestorach, bo tych stać na kompetentnych doradców i podejmowanie ryzyka. Chodzi mi o przeciętnego Kowalskiego, który zastanawia się gdzie ulokować swoje uzbierane przez lata oszczędności. Z jednej strony zależy mu na wysokim zwrocie z inwestycji, a z drugiej - na bezpieczeństwu i pewności, że nie ulokuje swoich aktywów w drugie Amber Gold. Niestety jedno z drugim niezwykle rzadko idzie w parze.
Na samym początku należy tu dopowiedzieć jedną niezwykle ważną i mało optymistyczną kwestię.
Jak wskazują sondaże, 64 proc. dorosłych Polaków nie ma żadnych oszczędności. Inna statystyka mówi zaś, że na każdego Polaka przypada średnio 3,4 tys. euro oszczędności zgromadzonych w banku. To blisko pięciokrotnie mniej od średniego salda depozytów przypadających na mieszkańców Unii Europejskiej.
Tymczasem jeśli spojrzymy na dane dotyczące kredytów, to okaże się, że te systematycznie rosną. Rok 2012 był kolejnym rokiem, kiedy wzrosło zadłużenie Polaków. Zaległości na koniec 2012 r. zamknęły się w kwocie prawie 38,3 mld zł. W porównaniu z rokiem 2011 przybyło nam długów w wysokości 3,9 mld zł.
Jak tak dalej pójdzie będziemy krajem ludzi zadłużonych, z zerowymi oszczędnościami. Biorąc pod uwagę nieciekawą sytuację w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych i olbrzymi, rosnący z każdym kolejnym miesiącem, dług publiczny, bezpieczeństwo finansowe przeciętnego Polaka rysuje się w czarnych barwach.
Warto więc oszczędzać i mądrze lokować swoje oszczędności. Tak, aby systematycznie je pomnażać i wygenerować sensowny kapitał na przyszłość.
Spójrzmy na kilka możliwości, które rysują się przed przeciętnym Kowalskim.
Lokata to najprostsza i najpopularniejsza forma oszczędzania. Polega ona na oddaniu przez inwestora do dyspozycji banku określonej kwoty pieniędzy na oznaczony czas. W zamian za możliwość obrotu pieniędzmi, bank wypłaca klientowi odsetki. Jest to bardzo bezpieczna forma oszczędzania, bo naszych pieniędzy pilnuje Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Niestety oprocentowanie lokat konsekwentnie spada. Z danych zebranych przez Expandera wynika, że teraz nie znajdziemy już rocznej lokaty bez gwiazdek z oprocentowaniem wynoszącym 4 proc. To kosmicznie mały zysk, zwłaszcza biorąc pod uwagę wskaźniki inflacji.
Inwestowanie na giełdzie to wyższa szkoła jazdy. Ryzykowna, wymagająca wiedzy i doświadczenia. Swój kapitał przeciętny Kowalski może ulokować w akcje na klasycznej giełdzie, może też spróbować swoich sił na giełdzie FOREX, czyli na rynku walutowym, na którym banki i przedsiębiorstwa dokonują transakcji kupując i sprzedając waluty. W obu przypadkach trzeba wiedzieć w co zainwestować, tak aby akcje danego podmiotu pięły się w górę, a nie spadały w dół. Łatwo powiedzieć, trudniej zrealizować. W rzeczywistości inwestowanie na giełdzie wiąże się z ogromnym ryzykiem. Nikt nie zagwarantuje nam jakiegokolwiek zwrotu z inwestycji. Możemy szybko dużo zarobić, ale i szybko dużo stracić. Wszystko zależy tak naprawdę od naszego "nosa".
Zwolennicy inwestowania w złoto zazwyczaj podają powyższy argument. Prawdą jest, że złoto nie podlega inflacji. Od czasów kryzysu w 2008 roku w ciągu półtora roku wydrukowano w USA ponad bilion nowych dolarów. Przybyło ich więcej niż przez ponad 200 lat istnienia tego kraju! Taki wzrost ilości pieniędzy na świecie musi skończyć się inflacją, a inflacja wzrostem cen złota i srebra. To mocny i trafny argument przemawiający za złotem.
Jednak inwestowanie w złoto ma też swoje wady. Największą jest fakt, że jego ceny strasznie się wahają. Z tego też powodu nie w każdym momencie będziemy mogli sprzedać swoje złoto tak, aby taka inwestycja była dla nas korzystna, a równocześnie takie niskie ceny potrafią utrzymywać się przez dłuższy czas. Sprawia to, że czasami nie możemy sprzedać z zyskiem naszego złota w momencie, kiedy jest to nam najbardziej potrzebne. Jest to podobna sytuacja jak z inwestowaniem na giełdzie - wszystko zależy od dogodnego momentu, w którym kupimy czy sprzedamy ten cenny kruszec.
Panuje powszechna opinia, że inwestycja w nieruchomość to pewna i bardzo opłacalna lokata kapitału. Coś w tym jest, ale nie do końca. Jeszcze pod koniec lat 90-tych mieszkanie w dobrym punkcie Warszawy kosztowało połowę tego, co teraz. Jeśli ktoś nabył je w tamtym okresie, może mówić o dużym szczęściu. Dziś sprzeda je z podwójnym przebiciem! Wszystko dzięki kredytom hipotecznym, które młodzi Polacy brali na potęgę. Ale ta dobra passa nie trwa wiecznie. Banki coraz bardziej niechętnie udzielają kredytów hipotecznych, a ludzi zwyczajnie nie stać na własne M. Równocześnie aglomeracje coraz bardziej się rozbudowują, powstaje coraz więcej osiedli mieszkalnych i pustych mieszkań, czekających na właścicieli. Ich ceny siłą rzeczy muszą spadać.
- Popyt na mieszkania ciągle spada. Właściciele muszą obniżać ceny, by zachęcić do zakupu lokalu. Sytuacja odwróci się dopiero wówczas, gdy ożywi się popyt, ale na razie nic nie wskazuje na to, by chętnych na zakup mieszkania przybyło w najbliższym czasie - komentuje dla "Forbesa" Marcin Drogomirecki, szef serwisu nieruchomości Domy.pl.
Jeśli ceny mieszkań w Polsce są niepewne, to może warto spojrzeć szerzej, na rynki azjatyckie? Rynek chiński jest bardzo mało znany w Polsce, niewielu docenia jego potencjał, a ten jest ogromny. Na świecie żyje 7 miliardów ludzi, z czego ponad 1,3 miliarda to obywatele Chin. Ci wszyscy Chińczycy jeżdżą samochodami, mieszkają i konsumują dokładnie tak samo jak my. Jeśli ktoś sądzi, że poziom życia przeciętnego Chińczyka jest dużo niższy od poziomu życia Polaka, ten jest w błędzie. Chińczycy kupują i wynajmują mieszkania, miejsca parkingowe, wyjeżdżają na wakacje i spędzają wolny czas w różnych malowniczych zakątkach swojego kraju. Dlaczego więc nie wykorzystać tego potencjału i nie inwestować w nieruchomości w Chinach?
Z tego założenia wyszedł Marco Beniamino Brioschi, właściciel firmy B.ILO Poland, oferującej Polakom inwestycje w nieruchomości na rynku chińskim. - W Polsce obowiązuje Umowa między rządem polskim, a rządem Chińskiej Republiki Ludowej w sprawie unikania podwójnego opodatkowania. Dzięki temu przeciętny Kowalski może bez problemu kupić np. miejsce parkingowe w Chinach i z dużym zyskiem wynajmować go dla obywatela Chin. Moja firma zajmuje się właśnie tego typu inwestycjami. Jesteśmy w stanie wygenerować zysk z takiej inwestycji na poziomie 12 proc. w skali roku. Z korzyścią dla nas i potencjalnego Kowalskiego - mówi Brioschi.
Wszyscy doradcy inwestycyjni powtarzają jak mantrę jedną podstawową zasadę, jest to zasada dywersyfikacji, czyli inwestowania oszczędności w kilka różnych produktów. Jeśli przeciętny Kowalski posiada 70 000 zł oszczędności, to najrozsądniej będzie jeśli np. połowę tej sumy przeniesie na lokatę, część zainwestuje w grę na giełdzie, a część np. w zakup miejsca parkingowego w Chinach. Po kilku latach takiego działania zorientuje się co realnie przynosi mu największy zysk. A może przekona się, że któryś z tych produktów okaże się przysłowiową żyłą złota?
Paweł Jaroszyński
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze