Metale szlachetne. Czy platyna i srebro staną się inwestycyjnymi hitami?
Popyt na platynę i srebro rośnie szybciej niż podaż. Obrazują to dane zgromadzone przez World Platinum Investment Council i Silver Institute. Oba metale mają duże zastosowanie w przemyśle. Mimo oznak globalnego spowolnienia gospodarczego, zwiększy się zapotrzebowanie na platynę i srebro ze strony nowoczesnych branż produkcyjnych, co powinno wpłynąć na wzrost ich ceny.
- Eksperci World Platinum Investment Council prognozują, że popyt przemysłowy na platynę w przyszłym roku wzrośnie o 10 proc. i będzie znacznie powyżej średniej dziesięcioletniej, a popyt na sztabki i monety pójdzie w górę aż o 49 proc.
- Zdaniem ekspertów Silver Institute odpowiedzią na ogólny wzrost zapotrzebowania na srebro o 16 proc. jest wzrost podaży tylko o 1 proc. z tytułu wydobycia w kopalniach
- Słabnący dolar wpływa na wzrost cen metali szlachetnych i innych surowców. Amerykańska waluta prawdopodobnie będzie traciła na wartości, gdyż Fed zapowiada wyhamowanie podwyżek stóp procentowych
- Na rynkach światowych wskaźnik gold-silver ratio wynosi teraz 82. Powszechnie przyjmuje się, że wynik powyżej 80 świadczy o dużym niedoszacowaniu srebra
Metale szlachetne to aktywa rynkowe, które w porównaniu z wieloma innymi wypadają wyjątkowo dobrze w tym roku. Czas wysokiej inflacji, nadciągającej globalnej recesji i wojny w Ukrainie naraził na straty między innymi tych inwestorów, którzy stawiali na papiery wartościowe. Dla odmiany, platyna i pallad są teraz trochę droższe niż na początku 2022 roku, a srebro i złoto nieznacznie tańsze. "Żółty metal" w ujęciu dolarowym stracił około 5 proc., ale niemal we wszystkich pozostałych walutach odnotował wzrosty.
Wspólną cechą platyny i srebra jest ich powszechne zastosowanie w wielu dziedzinach przemysłu. Platyna jest potrzebna przede wszystkim w motoryzacji. Srebro - jak podkreślają eksperci - też staje się metalem coraz bardziej nieodzownym w nowoczesnym świecie. Znajduje duże zastosowanie na przykład w instalacjach fotowoltaicznych i w pojazdach elektrycznych. Będzie więc odgrywało dużą rolę w dekarbonizacji globalnej gospodarki.
World Platinum Investment Council (WPIC) przedstawiła ostatnio analizę wpływu rosyjskiej inwazji na Ukrainę na podaż i popyt platyny oraz zaktualizowaną projekcję dotyczącą rynku tego metalu. W ocenie ekspertów, wzrost popytu na platynę znacznie przewyższy wzrost podaży, co w naturalny sposób doprowadzi do powstania deficytu.
Z analiz WPIC wynika, że w 2023 roku rynek platyny odnotuje deficyt na poziomie 304 tysięcy uncji, ponieważ globalny popyt wzrośnie o 19 proc. (do 7 770 tysięcy uncji), a podaż zwiększy się zaledwie o 2 proc. (do 7 466 tysięcy uncji). Eksperci prognozują, że pomimo trudności gospodarczych, popyt przemysłowy na platynę w przyszłym roku wzrośnie o 10 proc. i będzie znacznie powyżej średniej dziesięcioletniej, a popyt na sztabki i monety pójdzie w górę aż o 49 proc. Równocześnie, WPIC przewiduje, że podaż platyny będzie ograniczona, między innymi ze względu na prace konserwacyjne w kopalniach w RPA.
Dorota Sierakowska, analityk rynków surowcowych w Domu Maklerskim BOŚ, przypomina, że w ostatnich latach ceny platyny spadały za sprawą ograniczonego popytu w branży motoryzacyjnej. Platynę wykorzystywano głównie w coraz mniej popularnych samochodach z silnikiem diesla, zaś pallad - w autach z silnikiem benzynowym. Jednak sytuacja zmienia się.
- Powoli producenci samochodów zaczynają na nowo zastępować drogi pallad tańszą platyną, co jest odwróceniem trendów sprzed 2-3 dekad. To zaś stwarza szanse na istotny wzrost popytu na platynę i zbliżenie się cen obu metali. Warto jednak mieć na uwadze, że ten proces przebiega powoli - wskazuje Dorota Sierakowska. W tej chwili za uncję platyny płaci się 989,5 dolara, a za uncję palladu - 1849 dolarów.
W tym roku widzieliśmy spadki ceny uncji srebra sięgające 25 proc. Tegoroczne minimum z początku września wynosi 17,5 dolara, a maksimum to prawie 27 dolarów z początku marca, gdy niepokoje geopolityczne sięgały zenitu po napaści Rosji na Ukrainę. W tej chwili uncja srebra kosztuje 21,5 dolara. Metal gwałtownie drożał w ostatnich tygodniach, co było - zdaniem wielu ekspertów - reakcją na wcześniejszą mocną wyprzedaż i może teraz dążyć do powrotu w okolice notowań z początku roku (23 dolary).
Ceny kruszców są ściśle związane z polityką pieniężną banków centralnych (zwłaszcza amerykańskiego). Przeszkodą dla rajdów kursu srebra mogłaby być "jastrzębie" posunięcia Rezerwy Federalnej i związane z nimi umacnianie się dolara. W tej chwili jest jednak dokładnie odwrotnie - Fed przechodzi powoli na "gołębie" pozycje, a dolar słabnie. Rosnący deficyt surowca na rynkach światowych, też powinien podbijać cenę srebra.
Z najnowszych wyliczeń Silver Institute wynika, że tegoroczny globalny popyt na srebro wzrośnie o 16 proc. do 1,21 miliarda uncji, a to z kolei doprowadzi do rynkowego deficytu na poziomie około 195 milionów uncji, czyli wartości największej od dekad. Odpowiedzią na ogólny wzrost zapotrzebowania na srebro jest wzrost podaży tylko o 1 proc. z tytułu wydobycia, a więc do poziomu 830 milionów uncji. Dołożyć do tego trzeba jednak 185 milionów uncji z recyklingu, który będzie o 5 proc. większy niż w 2021 roku.
Wzrost popytu na srebro fizyczne to efekt rekordowego zapotrzebowania na metal ze strony producentów biżuterii, srebrnych monet i sztabek. Dodatkowo, producenci samochodów oraz paneli słonecznych zużywają coraz więcej tego metalu, choć ich udział w całkowitym popycie na srebro ciągle nie jest wielki i wynosi odpowiednio 5 proc. i 10 proc. Ważne sfery, w których srebro jest potrzebne to także rozwijająca się technologia 5G i zapotrzebowanie ze strony rządów, które postawiły na zieloną transformację energetyczną.
Jak szacuje Silver Institute, w porównaniu z zeszłym rokiem zapotrzebowanie na srebro w segmencie biżuterii ma wzrosnąć o 29 proc., a w wypadku sztućców aż o 72 proc. Bardzo duże znaczenie ma tu popyt zgłaszany przez Indie. Globalny popyt ze strony przemysłu ma wynieść 539 milionów uncji i wzrosnąć w skali roku o 5 proc. Silver Institute prognozuje, że także w następnych latach na rynku srebra utrzyma się deficyt. Taka sytuacja może być solidnym fundamentem długoterminowego ruchu wzrostowego cen metalu.
Jak wynika z prognozy przedstawionej przez bank inwestycyjny HSBC, za uncję srebra w tym roku będzie się płaciło przeciętnie 22,5 dolara, potem średnio 23,5 dolara w 2023 roku i średnio 24,5 w 2024 roku. - Efekt ewentualnej aprecjacji dolara zostanie prawdopodobnie zniwelowany przez utrzymujący się silny popyt na srebro ze strony inwestorów detalicznych i przemysłu. Sądzimy, że wszelkie spadki poniżej poziomu 19 dolarów za uncję spotkają się ze wzmożonymi zakupami - czytamy w opracowaniu ekonomistów HSBC.
Podczas gdy analitycy są zazwyczaj ostrożni w wydawaniu długoterminowych prognoz i wolą zaniżyć swoje liczby, niż przestrzelić, o tyle systemy oparte na algorytmach nie mają problemu, by na podstawie historycznych wahań rynku, stawiać odważne tezy. Tworzona w taki właśnie sposób prognoza cen srebra, którą można znaleźć na stronie WalletInvestor jest wyjątkowo "bycza". Serwis przewiduje, że uncja metalu zakończy ten rok w okolicach 23,48 dolara. Prognozy na 2025 rok są jeszcze bardziej optymistyczne i zapowiadają średnią cenę na poziomie 27,81 dolara, natomiast w 2027 roku kurs miałby naruszyć pułap 30 dolarów.
Wielu analityków jest zdania, że srebro jest dziś niedowartościowane. Podkreślają, że ważną wskazówką jest obecna relacja ceny srebra do przemysłowego indeksu Dow Jones. W przeszłości metal był względem niego tak tani tylko w przedziale lat 1997-2003.
Nie ulega wątpliwości, że srebro jest teraz tanie w stosunku do złota, co widać po stosunku cen tych kruszców (gold-silver ratio). Wartość wskaźnika to w tym momencie około 82, co oznacza, że uncja złota jest 82 razy droższa niż uncja srebra. Powszechnie przyjmuje się, że wynik powyżej 80 świadczy o dużym niedoszacowaniu srebra. W szczytowym momencie kryzysu pandemicznego (marzec 2020 roku) wskaźnik ten miał wartość nawet 124. Z kolei w trakcie ostatniego wielkiego kryzysu światowego w latach 2008-09 wahał się od 49 do 83.
Tymczasem na rynku złota też widać symptomy ożywienia. Światowa Rada Złota podała, że banki centralne kupiły w trzecim kwartale tego roku 399 ton kruszcu. Był to niemal dwukrotnie wyższy wynik od dotychczasowego rekordu notowanego w poprzednich trzecich kwartałach. Nie jest jasne, które banki wybrały się na zakupy, ale można się domyślić, że przy aktualnym poziomie inflacji złoto stało się atrakcyjna lokatą dla banków centralnych w krajach, w których występuje duża rozpiętość pomiędzy stopami procentowymi a dynamiką cen konsumpcyjnych.
W tej chwili uncja złota kosztuje 1755 dolarów. - Pod koniec grudnia złoto może odbić do 1790-1820 dolarów. Popyt na kruszec powinien być duży, bo będzie on znów traktowany jak bezpieczna przystań. W dodatku, trzeba się spodziewać osłabienia dolara w obliczu coraz bardziej "gołębiej" polityki Fed - prognozuje Jigar Trivedi, analityk Reliance Securities.
Jacek Brzeski
Zobacz również: