Nowe normy jakości dla węgla. Były wiceminister mówi o bombie politycznej
Nowe normy jakości dla węgla - nad takim rozwiązaniem pracuje obecnie Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Ma to zmniejszyć problemy ze smogiem, z którymi zmaga się Polska. Ale pomysł rozpala debatę publiczną. Wejście w życie nowych norm dla węgla przyniesie fatalne skutki polityczne - ocenia na przykład były wiceminister gospodarki Jerzy Markowski.
- Co roku w Polsce z powodu zanieczyszczeń powietrza przedwcześnie umiera kilkadziesiąt tysięcy osób
- Do zanieczyszczenia powietrza mocno przyczynia się spalanie niskiej jakości węgla
- Resort klimatu pracuje nad wprowadzeniem ostrzejszych norm jakości dla węgla
- Wprowadzenie nowych norm popierają organizacje walczące ze smogiem, organizacje samorządowe i Ministerstwo Zdrowia
- Przeciwko jest branża górnicza i Ministerstwo Przemysłu
Wejście w życie nowych norm dla węgla przyniesie fatalne skutki polityczne: już teraz rośnie problem społeczny ze względu na rosnące koszty gazu i energii elektrycznej, a jednocześnie ograniczana ma być dostępność węgla opałowego - ocenił we wtorek b. wiceminister gospodarki Jerzy Markowski.
Zarówno wcześniejszy, jak i przedstawiony 11 czerwca br. projekt rozporządzenia MKiŚ dot. norm dla węgla są krytykowane przez branżę, w tym przez resort przemysłu. O wycofanie najświeższego projektu wniosły związki zawodowe. W ocenie skutków regulacji do projektu podkreślono m.in., że wejście w życie rozporządzenia pozwoli pozyskać środki w ramach KPO m.in. na poprawę jakości powietrza.
"Ten węgiel - ja to nazywam odpadem. Polski węgiel jest tak fatalnej jakości, wszyscy to wiemy, szału nie ma" - mówiła minister Czarnecka 12 czerwca na podkomisji stałej ds. sprawiedliwej transformacji. Argumentowała, że dane, na podstawie których przygotowano projekt rozporządzenia, obejmują również dane dla węgla koksowego, o innych parametrach niż węgiel dla gospodarstw domowych.
We wtorkowej rozmowie na antenie Radia Piekary Markowski został zapytany o słowa minister przemysłu Marzeny Czarneckiej o "fatalnej jakości" polskiego węgla. Padły one podczas obrad podkomisji stałej ds. sprawiedliwej transformacji 12 czerwca br. w dyskusji nad proponowanym przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska projektem rozporządzenia ws. wymagań jakościowych dla paliw stałych, zaostrzającym normy dla węgla.
"Państwo się zagubili w tej swojej retoryce" - ocenił były wiceminister gospodarki. "Śląski węgiel jest absolutnie dobrej jakości. Procesy wzbogacania, które są stosowane w polskich kopalniach, robią z tego węgla węgiel bezpieczny i użyteczny rynkowo. Tyle, że uparliśmy się, żeby obwiniać ten węgiel za wszystko" - uznał były wiceminister gospodarki.
Warto zaznaczyć, że na tej samej podkomisji same spółki górnicze wskazywały, że będą miały trudność, żeby dostarczyć na rynek węgiel o jakości wymaganej nowymi normami. Propozycje nowych norm zostały przygotowane przez resort klimatu i środowiska w celu zmniejszenia wpływu zanieczyszczenia powietrza na zdrowie Polaków. Z powodu smogu, powstającego m. in. przez palenie niskiej jakości węglem, nasilają się choroby serca, układu oddechowego, neurologiczne i inne.
Zdaniem byłego wiceministra nowe normy to jednak "kolejny inteligentny sposób, żeby pogrążyć polskie górnictwo: przede wszystkim pozbawić go szansy na obecność na polskim rynku. Po drugie: obarczyć odpowiedzialnością za skutek ekologiczny, co jest znowu nieprawdą" - powiedział.
"I po trzecie, pozbawić spółki węglowe przychodów ze sprzedaży węgla grubego, bo to dotyczy przede wszystkim węgla opałowego, z którego korzysta 4,5 mln gospodarstw, czyli ok. 9 mln osób - prawie jedna czwarta populacji. Ten węgiel w obrocie rynkowym ma cenę dwukrotnie wyższą od miałów energetycznych, więc jest to olbrzymia skala przychodów, której nie będą miały spółki węglowe. Nikt tego nie liczy. To jest porażające" - uznał ekspert.
Przypomnijmy, że zgodnie z danymi GUS za 2021 rok z węgla do ogrzewania pomieszczeń korzystało 20,1 proc. gospodarstw domowych. Ten udział systematycznie spada. Nowsze dane jeszcze nie są dostępne.
W kontekście sporu pomiędzy resortami przemysłu i klimatu nt. rozporządzenia, Markowski zwrócił uwagę, że dotyczy ono całej gospodarki, a więc powinno podlegać uprzednim uzgodnieniom międzyresortowym. Zastrzegł, że zaproponowane ostatnio przez MKiŚ odsunięcie wprowadzenia norm o rok czy dwa nic nie zmieni, ponieważ są one tak wyśrubowane, że "dyskwalifikują zupełnie węgiel wydobywany w Polsce".
Odnosząc się do możliwości zastąpienia tego węgla importem podkreślił, że "żaden producent węgla w Azji, w Afryce, skąd sprowadzamy w tej chwili węgiel, nie sprzedaje węgla tak głęboko zbadanego, żebyśmy wiedzieli, co kupujemy do końca". Przyznał, że proponowane parametry spełnia węgiel rosyjski. "Chyba, że komuś zależy, żeby do tego węgla wrócić" - wtrącił.
Markowski uznał, że cała sytuacja wiąże się z brakiem "wyobraźni politycznej": od lipca powstanie problem społeczny ze względu na rosnące koszty gazu i energii elektrycznej, a w tym samym czasie wprowadzany jest kolejny problem z ograniczeniem dostępności węgla opałowego.
"Czy trzeba być aż tak pozbawionym wyobraźni politycznej, żeby szykować sobie taką bombę polityczną, jak zupełnie doprowadzenie do ubóstwa energetycznego? Ludzi nie będzie stać na gaz, na energię (elektryczną - red.) i na węgiel. Więc na co?" - pytał.
Podkreślił, że np. Japonia nie rezygnuje z węgla, a wkłada wysiłek, żeby go dostosowywać do parametrów ekologicznych. Uściślił, że w procesach wzbogacania węgla, można usunąć z niego część siarki, osiągnąć określoną wilgotność czy zawartość popiołu. "Zapisaliśmy sobie to wprawdzie w tej nieszczęsnej umowie społecznej, ale nic w tej materii nie robimy" - ocenił.
Jako wzór rozwiązania problemu ekspert wskazał nowe unijne przepisy, które mają ograniczyć emisję metanu w sektorze energetycznym, w tym z kopalni. Obciążono tam producentów opłatą za emisję i wskazano metody technologicznego ograniczenia emisji wraz ze skierowaniem opłat do producentów w celu technicznego ograniczania emisji.
Przyznał, że najbardziej racjonalną środowiskowo metodą byłoby przyspieszenie procesu wymiany indywidualnych źródeł ciepła w skali całego kraju. Za nadrzędne uznał jednak kwestie dostępności do energii oraz ceny. "Niczego bardziej by mi nie było wstyd, jak doprowadzenia do ubóstwa energetycznego w Polsce" - powiedział Markowski.