Początek końca afery 100 sekund
Minęło siedem lat, zanim wydarzenia z 4 lutego 2004 roku znalazły swój finał w Sądzie Rejonowym w Warszawie. Oskarżeni w sprawie Rafał G. oraz Arkadiusz O. nie przyznają się do winy i zarzucanej im manipulacji kursem najbardziej płynnego instrumentu pochodnego kontraktu terminowego FW20H4 oraz niekorzystnego rozporządzania cudzym mieniem.
Całość wydarzeń tamtego dnia trwała zaledwie sto sekund, jednak ogromne starty i przeciwstawne zyski inwestorów oraz seria podejrzanych zbiegów okoliczności, spowodowały, że giełda wygląda dziś inaczej.
Wszystko zaczęło się przed siedmioma laty na sesji giełdowej 4 lutego 2004 roku. Tego dnia około godziny 15:15 Agnieszka K. zadzwoniła do jednego z pracowników Bankowego Biura Maklerskiego PKO, Rafała G., przekazując zlecenie kupna czterech kontraktów terminowych marcowej serii FW20H4 po każdej cenie. Rafał G. wprowadza zlecenie do systemu po czym nagle urywa rozmowę telefoniczną, prosząc o późniejszy kontakt. Okazuje się, że makler wprowadzając zlecenie popełnił dwie fatalne pomyłki. Na giełdę zamiast zlecenia kupna trafia zlecenie sprzedaży kontraktu.Jak przyznawał oskarżony o manipulacje giełdowe i oszustwo Rafał G.- po spostrzeżeniu pomyłki w trybie wypełniania arkuszu zlecenia, usiłował anulować feralną dyspozycję, jednak bez powodzenia. Dalej, by wykonać dyspozycję Agnieszki K. poleca kupno kontraktu po każdej cenie.
Później okazuje się, że obie dyspozycje mające opiewać na wartość czterech kontraktów FW20H4 w rzeczywistości dotyczyły ilości czterech tysięcy indeksów, powodując krótkotrwałe zawirowanie wartości odnośnego kontraktu na warszawskiej giełdzie. Całość operacji trwała zaledwie około 100 sekund...
Wszystkie transakcje dokonywane były z konta kolegi z biura oskarżonego Bartosza J., który udostępnił swój kod dostępu do systemu giełdowego wykonującemu dyspozycję Rafałowi G. Dwa następujące po sobie zlecenia tak imponującej wielkości wstrząsają kursem kontraktów WIG 20. Po przekazaniu pierwszej dyspozycji ich kurs maleje o 6,6 punktów procentowych, by po zakontraktowaniu zlecenia korygującego wzbić się odpowiednio o 17 procent.
Adekwatnie następuje spadek kursu kontraktów do poziomu 1526 pkt. oraz nagły wzrost ich wartości o 262 pkt. do poziomu 1788 pkt. po przekazaniu zlecenia przeciwstawnego do początkowego. Po niedługiej chwili kurs kontraktu wrócił do poziomu sprzed zdarzenia, jednak według ustaleń prokuratury w jego skutek stratę w łącznej wysokości 5,44 miliona złotych poniosło wtedy 307, a identyczną sumę zarobiło 777 inwestorów.
Największym wygranym okazała się spółka Cagliari International (przedsiębiorstwo zarejestrowane 9 stycznia 2004 roku na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych), która poprzez jak się wydaje nieprzypadkowe dyspozycje pełnomocnika rachunku Arkadiusza O., w niespełna dwie minuty stała się bogatsza o ponad dwa i pół miliona złotych.
Największym przegranym całej sprawy jest jednak Dom Maklerski PKO BP, który odpowiada za błędnie wykonaną dyspozycję. Nagranie rozmowy telefonicznej, odbytej tego dnia potwierdziło, że zlecenie Agnieszki K. wykonane było niezgodnie z jej dyspozycjami, przez co DM PKO BP pokrył stratę wysokości 3,84 miliona złotych powstałą na jej rachunku. Dom Maklerski PKO został również obciążony karą czterystu tysięcy złotych nałożoną przez KPWiG.
Pikanterii dodaje fakt, że czołowi gracze wydarzeń z 4 grudnia znali się od dawna, transakcja Cagliari byłą pierwszą i ostatnią operacją dokonaną na rachunku przedsiębiorstwa założonym w Domu Inwestycyjnym BRE Banku, a mąż Agnieszki K., składającej dyspozycję, jest kuzynem pełnomocnika firmy Cagliari Arkadiusza O.
Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa trafiło do Prokuratury Okręgowej w Warszawie już następnego dnia, to jest piątego lutego 2004 roku. Dochodzenie w sprawie rozpoczyna się 12 lutego, a niedługo później prokurator formuje zarzuty świadomego, niekorzystnego rozporządzania cudzym mieniem w stosunku do Arkadiusza O. oraz Rafała G.
Wstępnie, na zlecenie prokuratora konto Cagliari zostaje zamrożone na miesiąc, następnie okres ten przedłużono o kolejnych 90 dni, jednak po ich upływie, z uwagi na brak podstawy prawnej determinującej dalsze wstrzymanie operacji na koncie, zostaje ono zwolnione, a wszystkie zgromadzone na nim środki zostają przelane na konto w jednym z szwajcarskich banków.
Gotowy akt oskarżenia trafia do sądu rejonowego jeszcze w roku 2005, jednak pierwsza rozprawa odbywa się dopiero 18 marca 2011 roku.
Wydarzenie wpłynęło również na funkcjonowanie samej giełdy, ponieważ ani wcześniej, ani później nie odnotowano zjawiska o podobnej skali oddziaływania. Jedną ze zmian dokonanych dzięki aferze 100 sekund jest zmniejszenie granicznych wartości zabezpieczeń przed nadmiernym wahaniem kursów transakcji.
Wartość obowiązujących z reguły przez całą sesję widełek statystycznych uległa zmniejszeniu z 10, na 5 procent. Dodatkowo zaimplementowano ustalane na podstawie najlepszych ofert kupna, sprzedaży i kursu widełki dynamiczne, które stanowić mają dodatkowe zabezpieczenie inwestorów przed nadmiernymi wahaniami indeksów giełdowych.
Aby sprawa najsłynniejszego przypadku manipulacji giełdowej nie uległa przedawnieniu, sąd winien zakończyć prowadzone postępowanie najpóźniej do lutego 2014 roku. I choć to jeszcze długotrwały proces, w sprawie pojawią się nowe wątki, a inwestorzy poszkodowani w postępowaniu nie mają większych szans na odzyskanie straconych pieniędzy, to pozostaje liczyć na skuteczność działania organów zarówno sądowych, jak i prewencyjno - kontrolnych, odpowiedzialnych za bezpieczeństwo inwestorów rynku kapitałowego również w przyszłości.
Piotr Głowacki