Skandal obyczajowy na Wall Street
Kolejny skandal wokół Wall Street, tym razem z gatunku obyczajowych. Była właścicielka luksusowej agencji towarzyskiej, którą skazano za organizowanie prostytucji, ujawnia część nazwisk klientów agencji. I dodaje, że panowie płacili po 2 tysiące dolarów za godzinę, wykorzystując w tym celu służbowe karty kredytowe. O wszystkim wiedziała podobno nowojorska prokuratura...
Według słów kobiety, śledczy w ogóle nie interesowali się tym aspektem śledztwa, a skupiali wyłącznie na ukaraniu właścicielki seksbiznesu. Dużego biznesu, dodajmy, bowiem agencja należała do najdroższych, zatrudniała tylko najpiękniejsze modelki, a jej siedziba mieściła się w nowojorskim centrum finansowym, zaledwie kilka przecznic od budynku giełdy.
W obszernym wywiadzie, którego emisję zapowiedziała telewizja ABC, kobieta sugeruje, że śledczy mogli wystraszyć się nazwisk klientów agencji. Na liście są bowiem prezesi koncernów medialnych, znani maklerzy, prawnicy - jednym słowem: nowojorska śmietanka. Jeżeli faktycznie płacili za usługi służbowymi kartami kredytowymi, w zamian musieli dostawać fałszywe faktury. A to już bardzo poważne przestępstwo.