Spadki na Wall Street
Po zeszłotygodniowym, najsilniejszym, wzroście na amerykańskich giełdach od 1974 roku, poniedziałkowa sesja na Wall Street przyniosła spadki. Na rynek powróciła ostrożność, inwestorzy z niepokojem czekają na publikacje wyników finansowych przez spółki.
Dow Jones Industrial na zamknięciu stracił 281 pkt, czyli 1,19 proc. i wyniósł 23 438,00 pkt. S&P 500 zniżkował 28 pkt, czyli 1,01 proc. i wyniósł 2761,63 pkt. Nasdaq Comp. poszedł w górę 39 pkt, czyli 0,48 proc., do 8192,42 pkt.
- Otrzymaliśmy ostatnio mnóstwo powodów do wzrostu. Problem w tym, że teraz następnym czynnikiem wzrostu mogą być decyzje zespołów medycznych, a nie polityka monetarna czy fiskalna - powiedział Brian Levitt, strateg rynków globalnych z Invesco.
- Podczas gdy panika z ubiegłego miesiąca osłabła, niewielu inwestorów może chcieć wrócić na rynek akcji, biorąc pod uwagę, że wkrótce zobaczymy więcej dowodów spowolnienia gospodarczego - dodał Masahiro Ichikawa, starszy strateg w Sumitomo Mitsui DS Asset Management. Pandemia koronawirusa, chociaż nie ustępuje, to w wielu ciężko nią dotkniętych krajach są oznaki wskazujące, że krzywa nowych zakażeń wypłaszcza się. Dzieje się tak również w Stanach Zjednoczonych, w których liczba przypadków zakażeń przekroczyła 530 tys. osób. Wraz ze stabilizowaniem się liczby nowych zakażeń i zgonów rosną nadzieje na stopniowe odmrażanie światowych gospodarek.
Decyzje w tej sprawie będą jednak należeć też do specjalistów medycyny, którzy muszą zadbać o to, żeby po odejściu od zamknięcia gospodarek nie nastąpiła druga fala zachorowań.
We wtorek swoje prognozy PKB dla świata i poszczególnych gospodarek przedstawi Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Powszechne jest już oczekiwanie, że globalny PKB w tym roku spadnie, a najgorszej w tej chwili może wyglądać sytuacja w drugim kwartale 2020 roku.
Przykładowo w weekend dziennik "Times" ujawnił, że brytyjski minister finansów Rishi Sunak ostrzegł kolegów z rządu, że wskutek epidemii koronawirusa i będących jej efektem restrykcji brytyjski PKB może w drugim kwartale tego roku spaść o 25-30 proc.
O silnych spadkach PKB w drugim kwartale w innych czołowych gospodarkach świata mówią też ekonomiści. Nie są rzadkością prognozy spadków rzędu 10-15 proc. w przypadku m.in. USA, Niemiec, czy Włoch.
W tym tygodniu rozpoczyna się w Stanach Zjednoczonych sezon publikacji wyników finansowych za pierwszy kwartał. Potrwa to przez następne trzy tygodnie, inwestorzy czekają na wyniki z niepokojem, zastanawiając się jaki będzie wpływ pandemii koronawirusa na działalność operacyjną amerykańskich firm.
Jako pierwsze swoje wyniki pokażą największe banki, w tym JP Morgan Chase, Bank of America, Citigroup i Wells Fargo. Zrobią to również spółki paliwowe, a także koncerny takie jak Johnson & Johnson oraz Bed, Bathroom and Beyond.
Przez ostatnie trzy miesiące o 15 proc. spadły oczekiwania analityków co do wyników spółek wchodzących w skład indeksu S&P 500 w 2020 roku. Konsensus zakłada, że w tym roku spółki pokażą spadek zysków o 8 proc., co byłoby najsilniejszym takim spadkiem od 2009 roku.
David Kostin, szef zespołu strategów ds. akcji amerykańskich Goldman Sachs, ocenia, że najgorsze jeszcze jest na horyzoncie. "Zaniepokojeni inwestorzy skupili się na tym, że wyniki za pierwszy kwartał nieuchronnie prowadzić będą do dalszej obniżki oczekiwań" - powiedział. Jego zdaniem, prowadzić to może do spadków kursów akcji na giełdzie.
Od początku 2020 roku indeks S&P 500 jest na około 14-proc. minusie, chociaż w ostatnim czasie mocno odrabiał wcześniejsze spadki.
W poniedziałek większość europejskich giełd była nieczynna. Giełdy w Azji zakończyły dzień na minusach. Wydarzeniem weekendu było bezprecedensowe porozumienie o redukcji wydobycia ropy naftowej podpisane przez kraje OPEC, Rosję, Stany Zjednoczone, uzyskane za zgodę większości państw grupy G20.
Wydobycie ropy ma być zmniejszone o 9,7 mln baryłek dziennie w maju i czerwcu. W drugiej połowie 2020 produkcja ma spaść o 7,6 milionów, a w okresie od stycznia 2021 do kwietnia 2022 o 5,6 milionów baryłek.
- Porozumienie kartelu OPEC oraz Rosji o obniżce dziennego wydobycia ropy naftowej o 10 proc. wejdzie w życie zbyt późno, a wprowadzone ograniczenia są w zbyt małej skali, by znacząco dźwignąć ceny ropy w krótkim terminie - ocenia Rafał Sadoch z Biura Maklerskiego mBanku.