Stalowy kolos ma czas do 3 lipca

Polimex-Mostostal, to ostatnia wielka firma budowlana oparta na polskim kapitale, ma znowu poważne problemy z wierzycielami. Kolos się zachwiał. Czy istnieje metoda by pozyskiwać pieniądze na inwestycje bez przyprawiania przedsiębiorstwu przysłowiowych glinianych nóg?

Polimex-Mostostal, to ostatnia wielka firma budowlana oparta na polskim kapitale, ma znowu poważne problemy z wierzycielami. Kolos się zachwiał. Czy istnieje metoda by pozyskiwać pieniądze na inwestycje bez przyprawiania przedsiębiorstwu przysłowiowych glinianych nóg?

Wielka firma z wielkim długiem

Prawie 870 milionów złotych - tyle wynosi dług giganta. Do tak wielkiego zadłużenia doprowadziła firmę destruktywna konkurencja o kontrakty na budowę autostrad. Chęć przedstawienia jak najbardziej atrakcyjnej (czyli najtańszej) oferty sprowadziła na firmę ekonomiczne wycieńczenie i pozostawiła ją w gigantycznych długach.

Oczywistą rzeczą jest, iż biorąc kredyt zobowiązujemy się do terminowej jego spłaty i możemy być pewni, że nasz wierzyciel będzie w kwestii ściągania należności bardzo konsekwentny. A już na pewno nie ma co liczyć na pobłażliwość w przypadku banku Pekao (należącego do włoskiego UniCredit) który słynie z twardej postawy wobec dłużników. W 2012 roku ten właśnie bank niemal uniemożliwił Polimexowi zawarcie ugody z wierzycielami. Potrzebne było wstawiennictwo Ministerstwa Skarbu.

Reklama

Rząd nie z sentymentu postanowił się wstawić za polską firmą. Stalowy kolos zatrudnia około 5 tysięcy osób.

Polimex dostał czas do 3 lipca. To nie pierwsze odroczenie płatności. Teraz przedsiębiorstwo z pewnością będzie próbowało zamienić przynajmniej część długu na akcje i tym samym udobruchać kredytodawców. Jednak rozpoczynając negocjacje z pozycji na jakiej się znajduje, nawet gdy odniesie "sukces", musi się liczyć z tym, że banki spróbują z niego wycisnąć tyle, ile tylko się uda, przejmując jak największą liczbę akcji w zamian za umorzenie zobowiązań.

Jak uczyć się na błędach, to na cudzych

Zdecydowana większość przedsiębiorstw by się rozwijać musi zaciągać kredyty. Otwarcie nowej placówki, wymiana przestarzałego sprzętu na nowy, czy zakup dużej ilości surowców w związku z podpisaniem dużego kontraktu - to kilka przykładów sytuacji, w których wiele firm jest zmuszona wziąć kredyt - mówi Monika Kozak-Tobolewska, doradca finansowy. Ale jak przy tym nie narażać się na to, że znajdziemy się w takiej sytuacji jak Polimex-Mostostal?

Gdzie warto brać kredyty, a gdzie za wszelką cenę tego unikać? Na co zwrócić uwagę podpisując umowę?

Nie ma co liczyć na to, że znajdziemy bank, który będzie nam pobłażał jeśli będziemy zalegać ze spłatą kredytu. Już na etapie starania się o pożyczkę możemy jednak powziąć kroki które ułatwią nam unikanie takiej przykrej sytuacji. Po pierwsze, postarajmy się, by kredyt był obciążony jak najmniejszą liczbą opłat które ponosimy podczas jego podpisywania. Niektóre banki życzą sobie niemal 1000 zł za samo rozpatrzenie wniosku. Jest to koszt, który poniesiemy nawet w przypadku odmownej decyzji! - zwraca uwagę Monika Kozak-Tobolewska. Inną opłatą którą ponosimy już na samym początku jest prowizja z tytułu udzielenia kredytu. Wynosi ona od 0,5 do 4 procent w zależności od banku. Przy dużych kredytach te 3,5% różnicy może być bardzo istotne.

Kolejną rzeczą, tą która wydaje się najbardziej oczywista, jest oprocentowanie kredytu. Większość banków oferuje oprocentowanie zmienne, oparte najczęściej o aktualną wysokość stopy WIBOR 3M (rzadziej WIBOR 1M), do której doliczana jest marża banku ustalana w oparciu o bieżącą kondycję finansową wnioskodawcy, która wyznacza poziom ryzyka podejmowanego przez bank. Jednak nawet w sytuacji kiedy bank zaproponuje nam oprocentowanie które wyda się wyjątkowo atrakcyjne, powinniśmy pamiętać, że na pewno nie jest to z dobrego serca. Stopa oprocentowania jest tym, na co zwracamy największą uwagę, więc bank oferując niskie odsetki może skusić klientów, by na umowie "przemycić" inne opłaty z nawiązką pokrywające obniżenie późniejszych wpływów związane z niskim oprocentowaniem - przestrzega doradca.

Tonąc w morzu banków

To tylko czubek góry lodowej. Jeśli przemnożymy kwestie które musimy wziąć pod uwagę przez liczbę banków oferujących takie kredyty, uzyskamy ogromną liczbę przypadków, spośród których każdy wymaga osobnego rozpatrzenia. To sprawia, że przedsiębiorcy, często wybierają źle, czy to z braku czasu, czy z nieufności względem niezależnych firm, czy też zbytniego zaufania wobec pracowników banku (którzy przecież reprezentują interes pracodawcy, nie klienta). Taki zły wybór może sprowadzić na nas w przyszłości poważne problemy finansowe. Wystąpienie takiego niebezpieczeństwa stworzyło potrzebę rynku, którą zaspokajają niezależni doradcy finansowi , , którzy reprezentują interesy klienta, a nie banku - podsumowuje Monika Tobolewska-Kozak.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »