Terroryzm i gospodarka
Złoto w górę - dolar w dół; ropa w górę - indeksy giełdowe w dół - taka była, dodajmy: bardzo typowa, reakcja rynków światowych na doniesienia ze Stambułu, gdzie w czwartek doszło do serii wybuchów, w których straciło życie dziesiątki ludzi, a setki odniosły rany.
Zamachy w Stambule to kolejny, jak się wydaje, przejaw nasilającej się walki terrorystów Al-Kaidy, międzynarodowej organizacji terrorystycznej kierowanej przez Saudyjczyka Osamę bin Ladena. Walki z kim? Z każdym z nas. Z całym cywilizowanym światem.
O tym, że terroryzm może zachwiać fundamentami światowej gospodarki przekonaliśmy się boleśnie 11 września 2001 roku, kiedy terroryści skutecznie uderzyli w symbol światowego handlu, wymiany, współpracy, w nowojorski World Trade Center. Była to prawdziwa hekatomba, ale - niezależnie od liczby ofiar - nie zachwiała ona przecież podstawami światowego biznesu, nie zniszczyła potencjału produkcyjnego. Dlaczego więc świat potrzebował niemalże dwóch lat, by pozbierać się po tamtym wydarzeniu?
Wszystko rozgrywa się w sferze psychiki. Drugim pytaniem, po pierwszym, które dotyczy liczby ofiar, choć nie zawsze głośno wypowiadanym, jest to, czy coś takiego może zdarzyć się u nas, w naszym miejscu pracy, na naszym podwórku. Ta niepewność, obawa, czynią większe szkody w psychice każdego z nas i całego rynku, niż sam zamach. Wiedzą o tym doskonale, niestety, również terroryści, przenosząc swój proceder coraz bliżej nas. A świat (i nie zmienią tego buńczuczne, acz nie zawsze mądre wypowiedzi prezydenta Busha) nie jest przygotowany na obronę przed szaleńcami. Przyjęte metody okazują się ogromnie dolegliwe i mało skuteczne. Strach jest złym doradcą, instynktowny powrót do źródeł (złoto, ropa, inne surowce) też prowadzi do nikąd.
Co więc nas czeka? Recesja, czy konieczność nauczenia się życia z terroryzmem za płotem.