Tęsknota za Wall Street sparaliżowała inwestorów
O tym, że amerykańska giełda jest drogowskazem dla niemal wszystkich rynków na świecie, wiadomo od dawna. Ale dziś mogliśmy przekonać się szczególnie dobitnie o tym, jak bezradne mogą być inne parkiety, w sytuacji, gdy tego drogowskazu na moment zabraknie.
Chiny, mimo iż tamtejsza giełda stała się największa w Azji pod względem obrotów, swoją potęgą nie są jeszcze w stanie oddziaływać na szerszą skalę. Możemy być jednak pewni, że wkrótce się tego doczekamy. Wówczas amerykańskie święta nie będą działać aż tak paraliżująco na globalny handel akcjami.
Polska GPW
Inwestorzy na naszym rynku zachowywali się dziś bardzo asekuracyjnie. W warunkach braku impulsów i niepewności związanej z tym, w jakich nastrojach będą jutro Amerykanie, główne indeksy zaczęły dzień niemal dokładnie na poziomie piątkowego zamknięcia. Przez większą część dnia znajdowały się nad nim zaledwie o 0,2 proc., w przypływie optymizmu zwyżka sięgała 0,3-0,4 proc. Rozpiętość wahań wskaźnika największych spółek wynosiła zaledwie kilkanaście punktów. Indeks średnich firm zaczął nieco odważniej, ale szybko dostosował się do dzisiejszej "rynkowej średniej". Nie odstawał od niej także mocno ostatnio zachowujący się sWIG80.
Większe, czyli sięgające okolic 1 proc. zwyżki mogliśmy obserwować jedynie w przypadku akcji BRE, BZ WBK, Lotosu i PKN Orlen, a i to nie przez całą sesję. Zmiany wartości papierów pozostałych tuzów naszego parkietu rzadko przekraczały 0,5 proc. Na tym tle 8,7 proc. spadek notowań Biotonu w ciągu dnia, czy ponad 3 proc. wzrost walorów CEZ urastały do rangi sporego wydarzenia. Bardzo wiele do życzenia pozostawiała też aktywność inwestorów. Jedynie w przypadku akcji KGHM obroty przekroczyły 100 mln zł. Ostatecznie indeks największych spółek zyskał 0,94 proc., dzięki "mobilizacji" byków na końcowym fixingu. WIG wzrósł o 0,65 proc., mWIG40 zwiększył swoją wartość o 0,34 proc., a sWIG80 o 0,6 proc. Obroty wyniosły 896 mln zł.
Giełdy zagraniczne
Piątkowa sesja na Wall Street była niezbyt udana. Dow Jones zaliczył spadek o 100 punktów, czyli 0,94 proc., największy od sylwestrowego tąpnięcia o 130 punktów. Okazało się ono jedynie krótkim przerywnikiem w fali wzrostów, trwającej od 21 grudnia. W ciągu 18 sesji "wywindowała" ona indeks o 2,8 proc. Czy i tym razem piątkowy spadek będzie tylko przystankiem przed kolejnym "skokiem"? Dziś na pewno podpowiedzi nie uzyskamy, bo Amerykanie świętują. Od dna bessy do niedawnego szczytu Dow zyskał niemal 66 proc. Sytuacja coraz bardziej dojrzewa do korekty. S&P500 w tym czasie "zarobił" ponad 72 proc. W przypadku S&P500, licząc od ostatniej sesji ubiegłego roku, mamy już trzeci jednosesyjny spadek przewyższający 10 punktów i narastający opór przed ruchem w górę, nie pozwalający przekroczyć poziomu 1150 punktów. O zwyżkę w najbliższych dniach nie będzie łatwo. Tym bardziej, że piątkowe pogorszenie się nastrojów miało miejsce trochę wbrew niewielkiej, ale jednak, przewadze pozytywnych informacji makro oraz wyników firm.
Na azjatyckich giełdach sytuacja była dziś dość zróżnicowana. Nikkei stracił 1,16 proc., zaliczając korektę po piątkowym rekordzie. Do spadku przyczyniła się informacja o wynoszącym 2,2 proc. wzroście produkcji przemysłowej w listopadzie, nieco gorszym, niż się spodziewano. W porównaniu do listopada 2008 r. produkcja była niższa o 4,2 proc. To mimo wszystko spory postęp, bo porównując październik ubiegłego roku do października 2008 r. spadek wynosił aż 15,1 proc. Shanghai B-Share z kolei zwiększył swoją wartość o 1,33 proc., kontynuując rozpoczęty pod koniec grudnia rajd i nie przejmując się sygnałami zaostrzania polityki pieniężnej przez chiński bank centralny. Spadki zanotowały giełdy na Tajwanie i w Hong Kongu.
Giełdy w Paryżu i Frankfurcie zaczęły dzień od wzrostów o prawie 0,5 proc., a londyński FTSE zwyżkował o 0,15 proc. W ciągu pierwszej godziny notowań niemal cała ta zwyżka została zniwelowana, jednak sytuacja szybko się poprawiła i indeksy przez większą część sesji przebywały w okolicach wyznaczonych na otwarciu. Nie pojawiły się żadne impulsy, skłaniające je do bardziej zdecydowanej reakcji. W naszym regionie 1 proc. spadek notowano w Rumunii, indeks giełdy sofijskiej tracił 0,5 proc. W Budapeszcie, Moskwie i Warszawie zwyżki sięgały około 0,5 proc. Prawie 1,5 proc. zyskiwał wskaźnik giełdy w Pradze. Liderami wzrostów były parkiety w Rydze i Tallinie, zyskujące po około 2 proc. Wciąż niespokojnie jest na giełdzie ateńskiej, gdzie spadek sięgał 2 proc. Do końca dnia sytuacja na rynkach niemal nie uległa zmianie.
Waluty
W piątek dolar wciąż spychał mocno wspólną walutę, sprowadzając ją przez moment do poziomu 1,433 dolara. Pod koniec dnia kurs euro odbił do 1,438 dolara, ale niewiele to zmieniło. Podejmowane przez cały poprzedni tydzień próby przedarcia się wspólnej waluty powyżej poziomu 1,45 dolara okazały się nieskuteczne. Czwartek i piątek to tryumf "zielonego". Dziś skutecznie bronił swych zdobyczy, nie powalając na wyjście powyżej poziomu 1,44 dolara za euro.
Nasza waluta, która w piątek walczyła o utrzymanie kursu dolara w okolicy 2,8 zł, pod koniec dnia musiała skapitulować i straciła prawie 2 grosze, kończąc tydzień niewielkim osłabieniem. Ale bilans połowy stycznia jest dla niej wciąż zdecydowanie korzystny, bowiem rok zaczynała przy kursie 2,88 zł. W przypadku euro tydzień wypadł na remisie. Zaczynał się i kończył w okolicy 4,05 zł., odchylając się od tego poziomu o 3 grosze raz w górę, raz w dół. Odchylenie w dół oznaczało, że złoty był najsilniejszy od 12 miesięcy wobec wspólnej waluty. Frank kończył tydzień nieco poniżej 2,75 zł. Mimo prób zepchnięcia jego kursu niżej, do 12- miesięcznego rekordu złotemu brakuje jeszcze 10 groszy. I to mimo "pomocy" szwajcarskiego banku centralnego. Dziś złoty nieco się umacniał. Około południa za dolara płacono niecałe 2,8 zł, a za franka około 2,72 zł. Euro było za to znów rekordowo słabe i można było je kupić przez moment nawet za 4,015 zł. Cena "równowagi" wspólnej waluty przez większą część dnia wynosiła około 4,02 zł.
Podsumowanie
Po dzisiejszej sesji trudno się było spodziewać jakichkolwiek rozstrzygnięć i rachuby na to spełniły się w całej pełni. Rozpiętość wahań indeksów była zupełnie symboliczna. Wartość obrotów akcjami była najniższa od początku lipca, czyli od pełni wakacyjnego sezonu. Jedną z niewielu interesujących informacji z naszego parkietu jest to, że ten kompletny marazm w nieco mniejszym stopniu dotknął rynku średnich firm, gdzie obroty były nieco wyższe niż w piątek, a wskaźnikowi zabrakło w trakcie sesji czterech punktów do wyrównania rekordu trendu wzrostowego.
Roman Przasnyski