UE sama pakuje się w kłopoty. Uderza w wydobycie krytycznego surowca
Nowe unijne regulacje dotyczące emisji metanu mogą uderzyć rykoszetem w proces zielonej transformacji w energetyce. To dlatego, że obejmą firmy zajmujące się wydobyciem węgla koksującego, czyli surowca krytycznego wykorzystywanego do produkcji stali, niezbędnej przy powstawaniu instalacji OZE. O ten paradoks pytamy Wojciecha Wrochnę, specjalistę od rynku europejskiego i energetyki z kancelarii Kochański & Partners.
- Unia Europejska planuje zaostrzenie regulacji dotyczących emisji metanu w sektorze energetycznym.
- W UE jednym z największych źródłem emisji metanu jest przemysł wydobywczy.
- Problem emisji dotyczy nie tylko węgla kamiennego, ale także węgla koksującego, uznanego za surowiec krytyczny i używanego w przemyśle metalurgicznym.
- Polska branża wydobywcza przekonuje, że nowe regulacje praktycznie zablokują działanie kopalń tego surowca w kraju.
- Mniej węgla koksującego wydobytego w Polsce może oznaczać większą zależność gospodarki od importu i większe koszty zielonej transformacji - wskazuje Wojciech Wrochna z kancelarii Kochański & Partners w rozmowie z Interią Biznes.
Unia Europejska planuje mocno zaostrzyć zasady dotyczące kontrolowania emisji metanu do atmosfery pochodzące z energetyki. To element polityki klimatycznej UE: metan jest po dwutlenku węgla drugim głównym gazem cieplarnianym.
Unijne regulacje będą obejmować nowe, bardziej rygorystyczne zasady raportowania emisji oraz każdorazowego spalania metanu m. in. w górnictwie. Docelowo zakazana ma być w ciągu kilku lat wentylacja, czyli wypuszczanie gazu do atmosfery bez spalania. Ogółem do 2027 roku maksymalna emisyjność aktywnych kopalń ma nie przekraczać 5 ton metanu na 1000 ton wydobytego węgla. To więcej, niż wynosi obecnie emisyjność polskich kopalń.
Niestosowanie się do przepisów i przekraczanie rygorystycznych norm ma być obłożone wysokimi karami finansowymi. W polskich realiach, gdzie przynajmniej w obecnych warunkach politycznych na zamykanie kopalń nie ma co liczyć, kary te mogą stać się w praktyce opłatami za dalsze prowadzenia wydobycia.
Nowe zasady obniżą możliwości wydobywcze nie tylko jeśli chodzi o węgiel kamienny wykorzystywany w energetyce konwencjonalnej. Pod topór, jak przekonuje branża górnicza, pójdą też kopalnie, w których wydobywa się węgiel koksujący. A ten ma dużo mniej wspólnego z energetyką, jest za to obecnie kluczowym surowcem przy produkcji stali. Czyli podstawowego budulca instalacji fotowoltaicznych czy lądowych i morskich wiatraków.
Jak podaje Eurostat, w 2021 roku konsumpcja węgla koksującego w UE wyniosła 160 mln ton. W obrębie UE wyprodukowano zaś 57,2 mln ton tego surowca, z czego za 96 proc. produkcji odpowiadała Polska. Unijny urząd statystyczny wskazuje również, że chociaż użycie węgla koksującego w UE sukcesywnie maleje, to obecnie jednak w tempie wolniejszym, niż jego produkcja. Ostatnie lata oznaczały więc zwiększenie się importu węgla koksującego spoza Unii.
Co nowe koszty oznaczają dla wydobycia węgla koksującego, jakie jest znaczenie tego surowca dla zielonej transformacji i jakie mogą być skutki uboczne nowych regulacji dla unijnej gospodarki pytamy Wojciecha Wrochnę, prawnika z kancelarii Kochański & Partners, eksperta od rynku UE i regulacji sektorowych.
Martyna Maciuch, Interia Biznes: Unia Europejska planuje zaostrzyć regulacje dotyczące emisji metanu. Polska branża górnicza alarmuje, że mocno uderzy to w sektor.
Wojciech Wrochna, Kochański & Partners: - Tak, dlatego że nie da się prowadzić działalności wydobywczej szeroko rozumianego węgla bez emisji metanu.
- Złoża węgla, które np. mamy w Polsce, to złoża metanowe, i ten metan podczas wydobycia się wydziela. Da się zagospodarowywać metan, powstający podczas wydobycia, ale to bardzo kosztowne procesy. Na niezagospodarowany metan UE chce nałożyć wysokie opłaty.
Metan jest jednym z najgroźniejszych gazów cieplarnianych i chyba powinno zależeć nam na zmniejszeniu jego emisji. W czym więc problem?
- Metan powstaje przy wydobyciu każdego rodzaju węgla (i nie tylko). Emisje metanu są więc kwestią związaną nie tylko z wydobyciem węgla kamiennego, od którego eksploatacji w energetyce zobowiązaliśmy się odejść. Metan jest obecny także przy wydobyciu węgla koksującego, a to już surowiec używany w przemyśle metalurgicznym, uznawany przez samą UE za surowiec strategiczny i wpisany na listę surowców krytycznych (CRM).
- Wydaje się więc, że powinniśmy zgoła inaczej podchodzić do wydobycia węgla koksującego niż do węgla kamiennego. O ile węgiel kamienny jest elementem konwencjonalnej polityki energetycznej, tak węgiel koksujący jest wykorzystywany w wielu innych procesach.
- Poza tym, o ile węgiel kamienny możemy łatwo zastąpić w energetyce z pomocą odnawialnych źródeł energii czy energii jądrowej, tak nie ma prostych - jeżeli w ogóle jakiekolwiek są obecnie dostępne - procesów, które są w stanie zastąpić wykorzystanie węgla koksującego, na przykład w procesach produkcji stali, do których jest on niezbędny.
Jak nowe regulacje wpłyną na działalność spółek wydobywających węgiel koksujący?
- Będą miały istotny wpływ na koszt procesów wydobycia, a w konsekwencji także na ich efektywność. Bo albo trzeba będzie ten metan zagospodarowywać albo za jego emisje płacić, a to będzie miało istotny wpływ na wzrost kosztów produkcji i rentowność spółek.
- Ponadto skomplikowanie procesów wydobywczych i brak możliwości znalezienia szybkich alternatyw spowodują bez wątpienia ogromny wpływ tej regulacji na samo wydobycie węgla koksującego i wyniki spółek, które się tym zajmują, czy wręcz możliwości dalszego działania tych spółek w modelu biznesowym, w którym obecnie funkcjonują. Nie ma więc możliwości, by ten proces pozostał bez wpływu na ich działalność.
Konsekwencje opłat za emisję metanu dla spółek wydobywczych wydają się dość oczywiste. Ale jakie będą szersze konsekwencje dla całej unijnej gospodarki?
- To jest przede wszystkim albo - w wariancie optymistycznym - istotny wzrost ceny surowca, albo - w wariancie pesymistycznym - nawet pozbawienie się do niego łatwego dostępu. Bo jeśli z jakiegoś powodu dojdziemy do sytuacji, w którym wykorzystanie europejskiego węgla koksującego stanie się nieopłacalne, to będziemy musieli go więcej importować.
Czy UE nie ma narzędzi zapobiegania takim nierównowagom?
- Nie wiem, czy regulacje innego typu są w stanie temu zapobiegać. Możemy oczywiście iść po raz kolejny w kierunku tworzenia dodatkowych ceł, żeby obciążać podatkiem węglowym, metanowym czy jeszcze innymi surowce importowane spoza UE. Tylko pytania są wtedy dwa: czy jest sens, żeby sobie tę cenę tak wysoko windować? Bo my, pozbawiając się produkcji unijnej, i tak już będziemy wystawieni na dyktat cenowy zagranicznych dostawców. A po drugie, czy chcemy się od nich całkowicie uzależnić?
- Istotą wskazania, że niektóre surowce mają charakter strategiczny, było to, żeby ich produkcja i dostępność były również gwarantowane na poziomie Unii Europejskiej. To jest dyskusja równoległa do tej, która toczy się od kiedy w kontekście COVID-19 okazało się, że jako UE nie jesteśmy w stanie produkować leków, bo wszystkie komponenty są dostarczane z Chin i Indii czy innych miejsc na świecie. W sytuacjach kryzysowych, kiedy zaburzają się całe łańcuchy dostaw, nie mamy dostępu do surowców, materiałów, półprzewodników, chipów - czegokolwiek, co sprowadzamy z zagranicy.
- Trzeba pamiętać, że na to wszystko nakłada się jeszcze coraz większa niepewność geopolityczna. My mamy tak naprawdę już mocno zaawansowaną wojnę technologiczną pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Do tego, w pewnym momencie jako świat zachodni, trochę chyba zlekceważyliśmy te kwestie bezpieczeństwa w kontekście gospodarczym. Wydawało nam się, że zawsze będzie można importować potrzebne surowce i produkty z Chin, a gospodarka jest i będzie globalna. Nagle się okazuje, że tak nie jest. Nie powinniśmy po raz kolejny popełniać tego błędu. Bo jeżeli obecna sytuacja dalej będzie iść w tym kierunku, a wydaje się niestety, że odchodzimy od globalizacji i wolnego, liberalnego handlu bez uwikłania w politykę, to musimy pamiętać, że stal z Dalekiego Wschodu nie będzie łatwo dostępna. Ona może być dostępna coraz trudniej.
- A z perspektywy klimatycznej, co warto podkreślić, jeżeli my wykorzystujemy węgiel koksujący do produkcji stali, a stal wykorzystujemy do produkcji np. masztów wiatrowych, na których działaniu opiera się energetyka odnawialna, to podbijając cenę stali i zmniejszając jej dostępność ograniczymy możliwość realizacji celów klimatycznych. Ewentualnie doprowadzamy do sytuacji, gdy realizacja ich będzie jeszcze droższa niż obecnie.
Ale przecież są już nowocześniejsze, mniej emisyjne techniki produkcji stali. Węgiel koksujący ma być zastępowany w jej produkcji chociażby paliwem wodorowym.
- Spalanie zielonego wodoru rzeczywiście ma zastąpić - i to wskazuje sama UE w swoich politykach - zużycie węgla koksującego w procesach metalurgicznych. Tyle że te procesy są jeszcze na poziomie R&D (badań i rozwoju - red.).
- Ale załóżmy, że kwestia technologii jest możliwa szybko do przeskoczenia. Tylko że "szybko" w tym przypadku to jest lat 10, a nie trzy, a właśnie w tym czasie będzie wprowadzana opłata od metanu. To jest pierwsza rzecz. Druga to jest pytanie o dostępność takiej ilości zielonego wodoru, która byłaby w stanie zastąpić to, o czym dzisiaj mówimy, czyli węgiel koksujący. Żeby mieć tyle wodoru, to my musimy produkować więcej zielonej energii z OZE, niż potrzebujemy do tego, aby zastąpić energetykę konwencjonalną. To są ilości ogromne i pojawia się pytanie o wykonalność tego projektu. Co ciekawe, aby dokonać tego przejścia potrzebujemy stali do budowy instalacji OZE, a stal nie powstanie bez węgla koksującego.
W Polsce dyskusja o tym, że kary za emisję metanu obniżą rentowność wydobycia węgla koksującego się toczy, bo jesteśmy jednym z zaledwie kilku państw, które w UE na większą skalę wydobywają ten surowiec. Jak jest na arenie UE?
- Ten element w dyskusji się pojawia, natomiast ja mam wątpliwość, na ile on jest słyszalny. Wydaje się, że pęd do realizacji słusznych - podkreślę to raz jeszcze, absolutnie słusznych - celów klimatycznych, sprawia, że czasami gubimy z pola widzenia pewne elementy, o których powinniśmy pamiętać.
- Świetnym przykładem jest to, w jaki sposób UE w swoim pędzie do przechodzenia na gospodarkę zeroemisyjną, zazieleniania jej i budowania coraz większej ilości instalacji OZE, trochę zaczęła pomijać ryzyka, które się z tym wiążą. Chodzi np. o bezpieczeństwo dostaw czy bezpieczeństwo pracy sieci. Skoncentrowanie się na realizacji celów klimatycznych spowodowało, że te tematy były w debacie politycznej bagatelizowane.
- Na przykład dyskusja dotycząca uzależniania się od rosyjskich dostaw gazu. Ona nie pojawiała się w 2023 roku czy 2022 roku, gdy wybuchła wojna w Ukrainie. Była w debacie już w roku 2009 czy 2010. Rozporządzenia o bezpieczeństwie dostaw gazu to są właśnie dokumenty z tego okresu. Ta dyskusja już się wtedy toczyła, ale był strach, żeby rozgrzebywać ją za głęboko, żeby nie tworzyć zbyt wielu wyjątków od reguły, bo cel klimatyczny i dekarbonizacyjny jest nadrzędny.
- Tutaj też jest taka sytuacja: chcemy jak najszybciej i jak najwięcej dekarbonizować, chcemy mieć tę gospodarkę jak najbardziej zieloną. Metan, emitowany przy wydobyciu węgla koksującego, też przecież jest gazem cieplarnianym, który przykłada się do zjawiska ocieplenia klimatu. Ale gubienie z pola widzenia kwestii bezpieczeństwa strategicznego sprawi, że narobimy sobie dodatkowych kłopotów. Mało tego, możemy narobić problemów terminowej realizacji polityki klimatycznej.
W jaki sposób?
- Bo ludzie zaczną się przeciwko niej buntować, jeśli wszystko zacznie drożeć. Odpowiedzialnością za to będzie obciążana UE jako instytucja realizująca politykę klimatyczną. Dlaczego Unia teraz bardzo intensywnie chce zmienić to, jak działa rynek energii? Bo ten rynek, ze względu na swoją strukturę, promował nadwynagradzanie źródeł OZE. Teraz UE stara się to szybko zmienić, żeby ktoś przez przypadek nie uznał, że wysokie cen energii to wina modelu rynku korzystnego dla odnawialnych źródeł energii.
- Oczywiście tam nie było żadnej premedytacji, żeby działało to w ten sposób. Natomiast unijna Agencja ds. Współpracy Organów Regulacji Energetyki w swoim raporcie stwierdziła w pewnym momencie, że gdybyśmy zmienili model rynku energii, odeszli od modelu ceny krańcowej, to najbardziej stracą na tym producenci energii z odnawialnych źródeł. I musielibyśmy zacząć dokładać do nich pomocą publiczną. Kwestie zielonej transformacji są więc bardzo kompleksowe. Należy prowadzić ten proces w sposób zrównoważony. Czasami utrata z widzenia jednego elementu układanki może generować wiele problemów w przyszłości.
Czy spodziewa się pan, że jeśli chodzi o węgiel koksowy będziemy za kilka lat to wszystko w obrębie UE odkręcać? Tak jak dzieje się teraz właśnie z rynkiem energii czy z gazem.
- To oczywiście trudno przewidzieć, ale w tym skrajnie pesymistycznym scenariuszu będziemy myśleć za kilka lat o tym, co zrobić, żeby np. Jastrzębska Spółka Węglowa nie zamknęła wydobycia. Bo trzeba będzie jej udzielić pomocy publicznej, bo będzie potrzebny węgiel koksujący. A jest granica możliwych do poniesienia kosztów i granica, jaką może zaakceptować odbiorca czy to węgla koksującego, czy stali, która powstaje przy jego użyciu.
Co więc powinniśmy zrobić, żeby emisje zmniejszać, ale nie zabić przemysłu stalowego?
- Próbujmy to integrować z politykami dotyczącymi dostępności zielonego wodoru. Jeżeli ta produkcja zielonego wodoru w ilościach i w akceptowalnej cenie na potrzeby przemysłu metalurgicznego będzie już realną, bliską perspektywą, to wtedy próbujmy przechodzić na te formy produkcji.
- A jeśli nie mamy takiej alternatywy dla zielonego wodoru, która jest na miejscu, to ostrożniej przeprowadzajmy tę zieloną rewolucję. Nie skaczemy ze spadochronem, jeśli nie jesteśmy pewni, że się nam otworzy. Musimy mieć zaplanowany scenariusz, który pozwoli nam zabezpieczyć kluczowe, strategiczne gałęzie produkcji. Także po to, by gospodarkę zgodnie z planem dekarbonizować.
Rozmawiała Martyna Maciuch