Warszawski parkiet raził słabością
Nasza giełda należała dziś do najsłabszych w Europie. Pod względem skali spadków przez większą część dnia dorównywał nam tylko parkiet w Rydze, później dołączył Madryt.
To, że trudno było znaleźć powody tak zdecydowanej przewagi niedźwiedzi, nie świadczy najlepiej o sile naszego rynku i "morale" inwestorów na nim operujących. Indeksy znów niebezpiecznie zbliżyły się do istotnych poziomów wsparcia, których przełamanie "grozi" pogłębieniem przeceny, szczególnie, gdy dołoży się jeszcze pogorszenie nastrojów na świecie. A jest to bardzo prawdopodobne, sądząc po reakcji na dużo lepsze, niż się spodziewano, informacje z amerykańskiego rynku pracy. Liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych wyniosła 440 tys., podczas gdy prognozowano, że będzie ich 460 tys.
Liczba osób ubiegających się o zasiłek po raz pierwszy zmniejszyła się o 43 tys., najmocniej od pół roku. Sesja na Wall Street zaczęła się od spadku indeksów, a większość europejskich parkietów także zeszła pod kreskę. Nie pomogła nawet decyzja o udzieleniu przez Unię Europejską pomocy Grecji.
Optymizm inwestorów z początku dzisiejszej sesji okazał się bardzo ulotny. Indeks największych spółek zaczął dzień od wzrostu o ponad 1 proc., a WIG zwyżkował o 0,7 proc. W ciągu nieco ponad godziny nastroje uległy diametralnej zmianie. WIG20 tracił już 1 proc., a tuż po godzinie 12.00 zwiększył skalę spadku do 1,7 proc. Odbywało się to mimo nie najgorszej sytuacji na europejskich parkietach. Kroku dotrzymywał nam jedynie indeks w Rydze. Trudno było odgadnąć powody takiego zachowania naszego rynku. Jedynym wyjaśnieniem mogłyby być nerwowe wahania kontraktów na amerykańskie indeksy, tyle że w Warszawie spadek zaczął się jeszcze wówczas, gdy kontrakty były na solidnym plusie. Spadki zelżały dopiero wczesnym popołudniem, ale główne indeksy nadal traciły po 0,7-0,8 proc.
Poranny wzrost "trzymał się" przede wszystkim dzięki 2 proc. zwyżce notowań KGHM i niewielkim wsparciu BZ WBK, Lotosu i Pekao, które zyskiwały po około 1 proc.
W najgorszym momencie sesji akcje miedziowego kombinatu notowanie były niemal na poziomie z wczorajszego zamknięcia, a innych "obrońców rynku" nie było widać. Sytuacja byków poprawiła się nieznacznie po publikacji lepszych niż się spodziewano danych o liczbie wniosków o zasiłek dla bezrobotnych za oceanem, ale niedźwiedzie znów wykorzystały to do kontrataku.
Po końcowym fixingu WIG20 tracił 1,89 proc., indeks szerokiego rynku spadł o 1,23 proc., mWIG40 zniżkował o 0,35 proc. Na plus udało się wyjść jedynie wskaźnikowi najmniejszych firm, który zyskał 0,24 proc. Obroty wyniosły niecałe 1,3 mld zł.
Wczorajsza sesja na Wall Street nie wniosła wiele nowego do obrazu rynku poza tym, co już wiemy. Nerwowo, niepewnie i raczej spadkowo - takie są nastroje od kilku dni. S&P500 zakończył dzień niewielkim spadkiem o 0,22 proc., ale w trakcie zdołał inwestorów trochę nastraszyć, spadając poniżej 1060 punktów, narobić nadziei, przebijając nieznacznie 1070 punktów i w końcu zostawić rozstrzygnięcie na później, lądując nieznacznie pod kreską. Odbicie, trwające już czwarty dzień, przebiega dość niemrawo. "Urobek" byków nieznacznie przekracza 2 proc. w przypadku S&P500, licząc od najniższego poziomu, wyznaczonego w trakcie sesji z 5 lutego.
Giełdy azjatyckie poruszają się własnym rytmem i bardziej odważnie kreślą korektę niedawnych spadków. Shanghai B-Share od dołka z początku lutego poszedł w górę już "o prawie 7 proc. Dziś zyskał 0,8 proc., ale Shanghai Composite radził sobie znacznie gorzej i zwyżkował o zaledwie 0,1 proc. Indeks w Hong Kongu skoczył o 1,85 proc., niewiele ustępował mu wskaźnik giełdy na Filipinach. O 1,5 proc. zwiększył swoją wartość indeks w Bomabju.
Przed południem na głównych europejskich parkietach obserwowaliśmy niewielkie wahania. Indeksy rozpoczęły dzień zwyżkami o 0,5-0,7 proc. i trzymały się na tym poziomie przez kilka godzin. Wyjątkiem był londyński FTSE, który w ciągu dwóch pierwszych godzin handlu podwoił skalę wzrostu do 0,9 proc.
Na rynkach naszego regionu nastroje nie były najlepsze. W Bukareszcie, Budapeszcie i Sofii indeksy nieznacznie rosły. Praga i Warszawa były lekko pod kreską, Moskiewski RTS zyskiwał przed południem 0,7 proc. Indeks w Atenach, w oczekiwaniu na rozstrzygnięcia dotyczące europejskiej pomocy dla Grecji, zwyżkował o 1 proc. Pod koniec dnia nastroje zdecydowanie się pogorszyły i indeksy na kolejnych parkietach schodziły pod kreskę. Tuż po godzinie 16.00 DAX tracił ponad 1 proc., a CAC40 zniżkował o 0,8 proc.
Po wczorajszych dość dynamicznych wahaniach, dziś na światowym rynku walutowym sytuacja się nieco uspokoiła. Już wieczorem kurs euro ustabilizował się w okolicach 1,37 dolara. Zapowiedź Bena Bernanke o zbliżaniu się działań zmierzających do wycofywania z rynku nadmiaru gotówki nie wywołały większego wrażenia. Dziś przed południem mieliśmy krótki atak euro, szybko jednak zakończony powrotem do poprzedniego poziomu, pogłębionym pod koniec dnia do poziomu 1,363 dolara za euro.
Nasz rynek kalkował zachowanie się euro i dolara. Pierwsze godziny przyniosły osłabienie naszej waluty do 2,95 zł za dolara. Ze wspólną walutą radziliśmy sobie znacznie lepiej. Wyceniano ją na około 4,04 zł. Za franka trzeba było płacić 2,75-2,76 zł. Pod koniec dnia złoty zaczął nieznacznie poprawiać swoją pozycję i zyskał do głównych walut po około 1 grosz. Euro staniało do 4,02 zł.
Dynamika zmian na naszym rynku staje się coraz większa, choć nie widać tego w końcowych wynikach sesji. We wtorek i środę podaż wykorzystywała zwyżki do większej aktywności, ale nie była aż tak agresywna, by sprowadzić indeksy wyraźnie pod kreskę. Dziś udało się tego dokonać z dużą łatwością. W dodatku bez wyraźnych przyczyn i wbrew dobrym nastrojom na pozostałych parkietach. Jedynym pocieszeniem może być to, że spadki odbywały się przy bardzo niewielkich obrotach, a ich skala pod koniec dnia została dość znacznie zredukowana.
Roman Przasnyski