Warszawski parkiet wybił się na niezależność

Nerwowość i niezdecydowanie widoczne były dziś na europejskich parkietach przez cały dzień. Stan ten nie wynikał z żadnych istotnych wydarzeń czy informacji, ani nawet z oczekiwania na nie. Jedynie dane dotyczące dynamiki produkcji niemieckiego przemysłu mogły działać prowzrostowo.

Nerwowość i niezdecydowanie widoczne były dziś na europejskich parkietach przez cały dzień. Stan ten nie wynikał z żadnych istotnych wydarzeń czy informacji, ani nawet z oczekiwania na nie. Jedynie dane dotyczące dynamiki produkcji niemieckiego przemysłu mogły działać prowzrostowo.

Mogły, ale nie zadziałały. Kontrakty na amerykańskie kontrakty straszyły DAX-a, a DAX straszył pozostałe giełdy kontynentu. Na tym tle nasz indeks największych spółek wykazywał sporą niezależność, przebywając na minusie jedynie przez ponad dwie godziny i wykorzystując do zwyżki każdą okazję. Złośliwi mogą się uśmiechać, że ustępował tylko wskaźnikom w Atenach i Rydze, jednak uporu bykom w obronie poziomu 2300 punktów odmówić nie można i nie towarzystwo się dziś liczyło, ale powstrzymanie przeceny wbrew niekorzystnym okolicznościom.

Polska GPW

Inwestorzy na warszawskim parkiecie zaczęli wtorkową sesję dość odważnie. Indeks największych spółek zyskiwał na otwarciu prawie 0,9 proc., a wskaźnik szerokiego rynku rósł o 0,6 proc. Te wzrosty można było uznać za spore w porównaniu z powściągliwością, jaka panowała na głównych giełdach europejskich. Choć skala zwyżki szybko malała, nasz rynek wykazywał sporą odporność na pogarszanie się nastrojów na świecie. Przez prawie dwie godziny naszym indeksom udawało się utrzymywać nad kreską. Nie wytrzymały dopiero wówczas, gdy wskaźnik we Frankfurcie zwiększył stratę do 0,8 proc.

Reklama

W pierwszej fazie sesji liderem wzrostów były papiery KGHM, które zyskiwały 1,7 proc., odrabiając połowę poniedziałkowej straty. Po ponad 1 proc. rosły walory Pekao i PKO. W czasie przyspieszenia fali spadków najmocniej, po ponad 3 proc., traciły akcje BRE i BZ WBK. Tylko nieznacznie ustępowały im papiery Lotosu, zniżkujące o 2,7 proc. Jako jedyne spośród największych spółek przecenie nie poddawały się walory PZU, zwyżkując o 0,5-0,8 proc.

Podobnie jak w poniedziałek bykom udało się powstrzymać spadki, gdy WIG20 zbliżył się do poziomu 2300 punktów, tracąc niemal 1 proc. Końcówka sesji znów była bardzo nerwowa i przebiegała w rytm zmian na Wall Street. Ostatecznie wskaźnik największych spółek zniżkował o zaledwie 0,2 proc., indeks szerokiego rynku stracił 0,1 proc., a mWIG40 i sWIG80 zakończyły dzień na poziomie poniedziałkowego zamknięcia. Obroty przekroczyły 2,1 mld zł.

Giełdy zagraniczne

W trakcie poniedziałkowej sesji byki na Wall Street po raz kolejny nie były w stanie skutecznie powstrzymać spadkowej tendencji, trwającej już sześć tygodni. Przez większą część dnia walczyły zawzięcie, by utrzymać indeksy nad kreską, jednak wciąż napotykały na opór podaży. W efekcie mieliśmy huśtawkę o niewielkim zakresie, zakończoną atakiem niedźwiedzi pod koniec handlu. S&P500 stracił 1,35 proc., zatrzymując się zaledwie kilka punktów nad ważnym wsparciem. Cała obecna fala spadkowa zabrała mu już 162 punkty, czyli ponad 13 proc. Od ponad dwóch tygodni w jej ramach obserwujemy ruch w bok, który może świadczyć o wyczerpywaniu się jej potencjału. Brak sił do wzrostu jest jednak aż nadto widoczny. A to grozi bardziej dynamiczną kontynuacją zniżki, gdy tylko pojawią się niekorzystne dla rynków informacje.

Dziś na parkietach azjatyckich nastroje się uspokoiły i przeważały niewielkie wzrosty. Symboliczną zniżkę zanotowano jedynie na Tajwanie. Nikkei zyskał niecałe 0,2 proc., oddalając nieco niebezpieczeństwo pogłębienia majowego dołka. Do majowego szczytu zdołał natomiast dotrzeć Shanghai B-Share, który zyskał dziś prawie 1,6 proc. Jednak Shanghai Composite niemal nie zmienił swej wartości i wciąż pozostaje najniżej od połowy maja.

Na giełdach w Paryżu i Londynie wtorek zaczął się od wzrostu indeksów o 0,4-0,5 proc., jednak inwestorzy zachowywali się bardzo asekuracyjnie i przez pierwszą godzinę nie podejmowali żadnych prób wykreowania większego ruchu. Tym bardziej, że dość słabo zachowywał się DAX, za którego wskazaniami podążają od kilku tygodni. "Stać" go było na zwyżkę o zaledwie 0,2 proc., a przez moment postraszył zejściem pod kreskę. Zmiany były jednak bardzo niewielkie, czuć było obawę i niepewność, mimo sporego wzrostu wartości kontraktów na amerykańskie indeksy. Nastroje te wkrótce się zmaterializowały. Indeks we Frankfurcie w ciągu kilkudziesięciu minut stracił ponad 100 punktów i znalazł się 1,7 proc. poniżej poniedziałkowego zamknięcia, uruchamiając przecenę na pozostałych parkietach.

Po poniedziałkowych mocnych spadkach na giełdach naszego regionu początkowo sytuacja była dość dobra, jednak optymizm szybko topniał. Indeks w Budapeszcie zyskiwał nawet 1,6 proc., ale utrzymać tego poziomu nie był w stanie zbyt długo. Najlepiej zachowywał się moskiewski RTS, który rósł momentami o 2 proc. Jednak już po pierwszej godzinie skala zwyżki zmniejszyła się o połowę. W Bukareszcie i Sofii wskaźniki spadały po 0,2-0,4 proc. Po prawie 5,5 proc. wczorajszym spadku straty odrabiał wskaźnik w Atenach, zwyżkując 1,5-2 proc. Z kolei 1 proc. tracił indeks w Madrycie. Wraz ze spadającym DAX-em sytuacja uległa "ujednoliceniu" i wszystkie indeksy znalazły się zdecydowanie pod kreską. Tuż po godzinie 16.00 indeks w Paryżu tracił 1,5 proc., w Londynie spadał o 1 proc. a we Frankfurcie zniżkował o 0,9 proc.

Waluty

Zmniejszył się wyraźnie zakres zmian kursu euro. Po ustanowieniu wczoraj dołka na poziomie 1,187 dolara podejmuje nieśmiałe próby wzrostu, jednak nie zdołało przedrzeć się powyżej 1,2 dolara. Wciąż nie widać bodźca, który mógłby spowodować większe odreagowanie. Można mieć jedynie nadzieję, że chwilowo nie zobaczymy kolejnych rekordów słabości. O ile nie dotrze na rynek kolejna niepokojąca informacja lub choćby plotka, których ostatnio nie brakuje.

Uspokojenie sytuacji widoczne jest także na naszym rynku. Kurs dolara poruszał się dziś na początku dnia w przedziale 3,44-3,47 zł i od wczoraj rysuje się łagodna tendencja spadkowa. Za euro trzeba było rano płacić około 4,14 zł, a odchylenia od tego poziomu nieznacznie przekraczały 1 grosz. Franka wyceniano na 2,97-2,99 zł, jednak wciąż widoczne było niebezpieczeństwo przekroczenia poziomu 3 zł. Tuż przed południem bariera ta została przełamana, przez moment także kurs dolara zbliżył się do 3,5 zł. Jednak dość szybko sytuacja powróciła do stanu sprzed tego "wyskoku".

Podsumowanie

Na naszym rynku dość nieoczekiwanie widoczny był dziś i spory optymizm i wyjątkowa odporność na niekorzystne sygnały płynące z otoczenia. Nieczęsto w ostatnim czasie zdarzała się nam taka "niezależność". Można podejrzewać, że istotnym bodźcem do takiego zachowania była chęć obrony przed spadkiem indeksu największych spółek poniżej poziomu 2300 punktów. W poniedziałek poważniejszą akcję popytu można było obserwować, gdy WIG20 znalazł się od niego w odległości zaledwie 7 punktów, dziś podjęta została przy dystansie nieco ponad 9 punktów. Pod koniec maja indeks znalazł się niżej jedynie przez dwa dni, po czym nastąpiło dynamiczne odbicie. Do powtórki tego scenariusza nasza "wewnętrzna" siła może jednak okazać się niewystarczająca. Dziś pomocy zza oceanu się nie doczekaliśmy.

Roman Przasnyski

Goldfinance
Dowiedz się więcej na temat: niezależność
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »