Wulkaniczny pył przygniata gospodarkę
O niewielkiej Islandii niedawno głośno stało się za sprawą jej kłopotów gospodarczych. Jeszcze głośniej było o niej słychać z powodu referendum, w którym obywatele tego kraju opowiedzieli się przeciw wypłacie odszkodowań rządom Wielkiej Brytanii i Holandii z tytułu strat związanych z bankructwem banku Icesave.
Nikt nie spodziewał się, że o wiele większe perturbacje dotkną europejską gospodarkę ze strony islandzkiego wulkanu Eyjafjoell. Jego wybuch okazał się o wiele groźniejszy niż ekonomiczne perturbacje tego kraju. Chmura pyłu sparaliżowała ruch powietrzny w całej Europie a skutki okazały się o wiele poważniejsze, niż początkowo się wydawało.
To pokazuje, jak wrażliwa na z pozoru niezbyt groźne zjawiska przyrodnicze potrafi być ekonomia sporego przecież kontynentu. Tym bardziej, że wciąż nie znajduje się ona w zbyt dobrej kondycji z powodu niedawnego kryzysu finansowego i związanego z nim załamania gospodarczego.
Trwająca już ponad pięć dni przerwa w transporcie lotniczym spowodowała poważne straty nie tylko przewoźników i biur turystycznych. Uderza w coraz liczniejsze gałęzie przemysłu na całym świecie. Według szacunków Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Lotniczych IATA, straty linii lotniczych wynoszą co najmniej 1,7 mld dolarów. Może to bardzo poważnie zagrozić wielu firmom, prowadzących tego typu działalność, z ewentualnym bankructwem włącznie.
Trzeba przy tym pamiętać, że branża ta jeszcze nie tak dawno, w czasach, gdy o kryzysie gospodarczym nie było mowy, przeżywała ogromne kłopoty. Teraz wulkaniczny pył może ją zupełnie pogrążyć. Komisja Europejska rozważa możliwość zezwolenia na udzielenie pomocy publicznej, ale jest niemal pewne, że bez takich posunięć przedsiębiorstwa te nie będą w stanie przetrwać. Wobec takiej perspektywy bledną niemałe przecież straty firm turystycznych, czy sieci hotelarskich.
Widać już teraz, co oznaczać może ograniczenie powietrznego transportu dla przemysłu i w jak odległych od Islandii i Europy miejscach mogą pojawić się tego konsekwencje. Widać również, jak wiele dziedzin produkcji i usług mogą dotknąć.
Europa, a w szczególności Niemcy, są wciąż i jeszcze przez długi czas pozostaną, głównym eksporterem i odbiorcą ogromnej ilość wyrobów i surowców.
Nieoczekiwanie widoczne stają się konsekwencje lokalnego przecież zjawiska przyrodniczego dla globalnej gospodarki. Z braku części koncerny samochodowe nie tylko w Europie, ale i w Japonii zmuszone są wstrzymać produkcję. A przecież to tylko najbardziej spektakularne przykłady. Łańcuchy dostaw i kooperacji są o wiele bardziej rozległe, niż się na co dzień wydaje. A skutki zakłóceń w ich funkcjonowaniu odczuwają tysiące firm różnej wielkości w różnych częściach świata.
Prawdopodobnie skutki te będą widoczne statystycznie w wynikach gospodarek wielu krajów. Wypada tylko mieć nadzieję, że w niezbyt wielkiej skali. Pomoc publiczna znów będzie potrzebna, a przecież finanse wielu krajów są już i tak na granicy ekonomicznej wytrzymałości. Na szczęście dla naszej gospodarki skutki nie będą aż tak bardzo dotkliwe, choć konsekwencje z pewnością poniesie LOT, biura turystyczne i hotelarze. Nasz przewoźnik jeszcze nie oszacował wysokości strat.
Roman Przasnyski
Powyższy tekst jest wyrazem osobistych opinii i poglądów autora i nie powinien być traktowany jako rekomendacja do podejmowania jakichkolwiek decyzji związanych z opisywaną tematyką. Jakiekolwiek decyzje podjęte na podstawie powyższego tekstu podejmowane są na własną odpowiedzialność.