L. Sobolewski: Warto zainteresować się rynkiem rumuńskim. Spółki z Bukaresztu dają najwyższą stopę dywidendy na świecie

Rumuńska giełda, dziś mniejsza od warszawskiej siedmiokrotnie, na razie należy do grupy rynków granicznych, aspirujących do emerging markets. To sprawia, że część inwestorów nie bierze jej pod uwagę w swoich decyzjach inwestycyjnych. Jednak w Bukareszcie można zarobić i na wzroście cen akcji, i przez dywidendę (nagrodę z zysku).

- O giełdzie w Bukareszcie mogę mówić głównie dobrze, tam bez wątpienia jest przyszłość. Osiemdziesiąt kilka spółek notowanych na głównym rynku, około 300 na rynku alternatywnym, takim rumuńskim NewConnect, który się nazywa AeRo - mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor Ludwik Sobolewski, prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Bukareszcie. - Jest to najtańszy rynek w Europie Wschodniej - jeśli porównamy wskaźniki cena do zysku, to spółki notowane w Rumunii to są najbardziej atrakcyjne spółki we Wschodniej Europie.

Ludwik Sobolewski, od trzech lat kierujący rumuńską giełdą, wcześniej przez siedem rządził parkietem w Warszawie. Za jego prezesury uruchomiono m.in. alternatywny rynek NewConnect, liczący dziś przeszło 400 spółek. Na rumuńskim AeRo jest ich tylko o sto mniej, choć rynek ten działa dopiero od dwóch lat. Jak mówi Sobolewski, niskie wyceny są w dużym stopniu unikania przez część inwestorów tzw. frontier markets, czyli tych rynków, które z różnych względów nie kwalifikują się grupy rynków wschodzących, do których należy Polska.

Reklama

- Aspirujemy teraz do tego, żeby się stać rynkiem wschodzącym. Dla inwestorów, którzy myślą w takich kategoriach istotne jest to, co dzisiaj, ale dla mnie jeszcze istotniejsze jest to, co będzie jutro czy pojutrze: myślę, że to jest kraj i rynek kapitałowy, który jest naprawdę wart zainteresowania - przekonuje prezes giełdy w Bukareszcie.

Rumunia jest drugim po Polsce najliczebniejszym krajem Europy Wschodniej w Unii Europejskiej. Mieszka tam 20 mln osób, a dodatkowo kilka milionów na emigracji. Listopadowa prognoza Komisji Europejskiej zakłada, że w 2016 roku rumuńska gospodarka urośnie o 5,2 proc., co stawia ją w absolutnej czołówce Europy i w pierwszej 20-tce na świecie. Dla porównania Polska może mieć problem z uzyskaniem 3-proc. wzrostu. Ponadto jak podkreśla były prezes warszawskiej giełdy, państwo energicznie i skutecznie walczy z korupcją i poprawia transparentność życia gospodarczego. Po stronie minusów jest podatna na zmienność waluta.

- Z kursami jest różnie, pod tym względem nie ma jakiejś wielkiej różnicy między Polską a Rumunią - przyznaje Sobolewski. - Na plus w przypadku Rumunii działa to, że średnia stopa dywidendy w ramach głównego indeksu giełdy rumuńskiej to jest 8 proc. w roku 2015 to będzie też 8 proc. w roku 2016. To jest jak to policzył londyński broker Berenberg Securities w raporcie, który ukazał się w ubiegłym roku, w 2015 roku to była najwyższa dywidenda na świecie przed Bahrajnem, Kuwejtem, wszelkimi takimi krajami.

Podkreśla też, że wysoka stopa dywidendy to m.in. efekt wspomnianej już niskiej wyceny. Utrudnia to przeprowadzanie nowych debiutów, bo zarządy spółek nie chcą sprzedawać akcji tak tanio, jak chcieliby je kupić przyzwyczajeni do niskich cen inwestorzy. Na razie kapitalizacja bukareszteńskiego parkietu to nieco ponad 30 mld euro, przeszło siedem razy mniej niż GPW. Berenberg ocenił jednak także, że zarówno MSCI, jak i FTSE w ciągu kilku lat mogą przesunąć Rumunię do koszyka krajów wschodzących, co przyciągnie do niej inwestorów i da impuls do wzrostu.

Źródło informacji

Newseria Inwestor
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »