Administrator, nie reformator
Dziś głosowanie nad wotum nieufności dla Mirosława Gronickiego. Przedsiębiorcy i ekonomiści twierdzą, że z zapowiedzi szefa resortu finansów sprzed blisko roku niewiele udało się zrealizować.
Nominowany na stanowisko ministra finansów 21 lipca 2004 r. Mirosław Gronicki miał przed sobą trudne zadanie: chciał pomóc finansom publicznym ograniczając wydatki i ulżyć przedsiębiorcom, m.in. porządkując podatki. Jednocześnie wiedział, że jego rząd nie może liczyć na wystarczające poparcie. "Należy doprowadzić do ograniczenia wydatków, ujednolicenia interpretacji prawa podatkowego, niepodnoszenia podatków i uporządkowania VAT" - mówił w przededniu nominacji. Na takie zdecydowane działania liczyli też przedsiębiorcy i ekonomiści. Pytani blisko rok temu przez "PB", oprócz konieczności przeprowadzenia reformy finansów publicznych wskazywali na konieczność nadania ludzkiej twarzy aparatowi skarbowemu, prostotę i stabilność podatków, czy tworzenie korzystnego klimatu do inwestycji.
Z perspektywy jedenastu miesięcy widać, że udało się niewiele. "Nie można przypisać ministrowi Gronickiemu żadnych spektakularnych sukcesów. Nie możemy jednak mówić o zdecydowanych porażkach. Okazał się być administratorem, co dzięki wzrostowi wartości złotego korzystnie odbiło się na długu publicznym, a nie reformatorem, na czym ucierpiały czekające na reformę finanse publiczne" - uważa Stanisław Kluza, główny ekonomista BGŻ. Przyznaje jednak, że minister nie miał zbyt dużego pola manewru - nie miał poparcia dla swoich pomysłów. I to nie tylko w parlamencie, ale także w rządzie. W efekcie nie doczekaliśmy się istotnych zmian strukturalnych. Analitycy zwracają jednak na jedną bezdyskusyjną cechę, jaką ma Mirosław Gronicki - bardzo dobry kontakt z rynkiem. "Nie używał dramatycznych słów, które mogłyby nim wstrząsnąć" - dodaje ekonomista BGŻ. Bartosz Krzyżaniak