Amerykanie czekają na koniec ery taniego gazu

Firmy energetyczne w USA czekają z budową co najmniej 15 dużych bloków jądrowych na koniec ery taniego gazu i oczekiwaną prawdopodobną zmianę polityki na jeszcze bardziej restrykcyjną wobec wszystkich paliw kopalnych. Szanse widzą też w małych reaktorach.

W 2009 r., gdy prezydent Barack Obama ogłosił politykę ograniczania emisji CO2 i czystej energii, zapowiadano co najmniej 20 wniosków o budowę nowych reaktorów. Jednak kilka lat później, gdy w związku z pojawieniem się dużych ilości gazu z łupków ceny tego surowca radykalnie spadły, rozpoczęto budowę tylko czterech nowych bloków, a piąty - po wieloletniej przerwie - jest kończony. Reszta projektów jest w zawieszeniu.

Koncern Dominion z Wirginii planuje np. wybudować trzeci blok elektrowni North Anna w Wirginii z nowym reaktorem ESBWR firmy GE Hitachi. Jednak zastrzega, że uzyskanie niezbędnych zgód od regulatora jądrowego nie będzie oznaczać decyzji o budowie. Tę chce podjąć w zależności od rozwoju sytuacji na rynku, na którym jako źródło przewagę dziś ma tani gaz.

Reklama

Wiceprezes działu energii jądrowej w Dominion Eugene Grecheck ocenił, że nawet dla tak dużej firmy poważnym wyzwaniem jest uzyskanie finansowania takiej inwestycji. Być może w przyszłości firmy energetyczne będą zawiązywały konsorcja, to może być jedna z recept - mówił Grecheck, oprowadzając zagranicznych dziennikarzy po elektrowni North Anna.

"Dzisiaj znacznie prościej jest zbudować za 1 mld dol. 30-40 MW elektrownię na gaz zamiast brać się za duży projekt jądrowy, ale prędzej czy później ta sytuacja się zmieni. Zmienia się rynek, cena, polityka, wszystko się zmienia i ta sytuacja także" - powiedział Grecheck. Jak zauważył, energetyka z definicji jest długoterminowym biznesem. "Jeśli decyzje podejmuje się pod wpływem chwilowych czynników - jak np. niskiej ceny gazu, nie będą to dobre decyzje" - dodał.

Jego zdaniem, będzie natomiast rosło zainteresowanie technologią SMR, czyli małych reaktorów modułowych, choć nie będą one receptą na wszystkie problemy. "SMR będą tańsze, więc nie trzeba organizować finansowania na 15 mld dol, ale na 3-4 mld. Wiele miejsc nie ma sieci, która jest w stanie przesłać moc z dużego reaktora, rzędu GW, natomiast może przesyłać kilkaset MW, a to moc SMR-ów" - ocenił. Z drugiej strony zauważył, że nakłady na jednostkę mocy z SMR są wyższe.

Zaznaczył, że polityka rządu też powinna być długofalowa i spójna. Jak tłumaczył, jeśli obecna polityka klimatyczna zakłada odchodzenie od węgla i redukcję emisji CO2, ale jednocześnie rząd oczekuje, że w to miejsce będzie używane tanie paliwo - czyli obecnie gaz - to jest to niespójne, bo gaz to też emisja.

Na inne niespójności w amerykańskiej polityce energetycznej na poziomie federalnym i stanowym, zwłaszcza w dziedzinie odnawialnych źródeł energii (OZE) wskazał w rozmowie z PAP główny ekspert ds. energii jądrowej think-tanku Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) David Banks.

Departament Energii (DoE) właśnie podał, że rok 2012 był rekordowy jeśli chodzi o wzrost energii wiatrowej w USA. Do sieci podłączono 143 farmy, ich liczba w całym kraju sięgnęła 815, a ich moc zainstalowana ok. 60 GW.

Zdaniem Banksa, jeśli politykę władz federalnych wobec OZE brać serio, to powinna ona dążyć do tego, żeby źródła te stały się podstawą wytwarzania energii. Jedyną metodą osiągnięcia tego jest opanowanie technologii magazynowania energii, potrzebna jest więc strategia, w której magazynowanie byłoby priorytetem - tłumaczył Banks.

Tymczasem, jak dodał, polityka rządu ogranicza się do subsydiowania OZE. "Generalnie system federalny polega na dopłacie do zbudowanej mocy w OZE, nie zważając na jej zapotrzebowanie. Więc na przykład gdy wiatr wieje, firmy wiatrowe biorą dopłaty i płacą z nich operatorom sieci za odbiór energii, której akurat nikt nie potrzebuje" - powiedział Banks.

Jak dodał, takie sytuacje obniżają średnią cenę energii i w rezultacie niektóre duże elektrownie stają się niekonkurencyjne, więc trzeba je zamykać. Dotyczy to zwłaszcza elektrowni jądrowych, w których nie można zmniejszyć mocy w zależności od potrzeb. "To paradoks - z jednej strony rząd pomaga spłacać kredyty na inwestycje w OZE, ale z drugiej strony OZE osłabiają cały system jeśli chodzi o bezpieczeństwo dostaw" - stwierdził Banks.

Jego zdaniem, na świecie trend do ograniczania emisji gazów cieplarnianych będzie kontynuowany i najważniejszym pytaniem staje się kwestia, co ma zastąpić węgiel, a jeśli ograniczenia pójdą dalej - co ma zastąpić gaz. "Dziś nie widzimy innej metody niż zastąpienie ich atomem, a zwłaszcza SMR" - ocenił, tłumacząc zainteresowanie firm tą technologią faktem, że SMR po prostu może zastąpić typową elektrownię węglową.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »