Analityk OSW: Rosja przygotowana na kryzys
Przecena na rynku surowcowym wywołana koronawirusem dotknęła wiele krajów, w tym Rosję, której budżet w dużej mierze opiera się na wpływach z wydobycia i eksportu węglowodorów. O nowych realiach i wyzwaniach, jakie niesie dla Moskwy obecna sytuacja mówi Szymon Kardaś, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich.
Monika Borkowska, Interia: Koronawirus tąpnął światową gospodarką. W wyniku spadku popytu doszło do gwałtownej przeceny gazu i przede wszystkim ropy. Czy budżet Rosji udźwignie wyzwania jakie niesie pandemia?
Szymon Kardaś, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich: Rosja faktycznie jest w dużym stopniu uzależniona od sektora naftowo-gazowego. Całościowo, uwzględniając wpływy z opodatkowania, z ceł eksportowych, zysków, branża ta odpowiada za 36 - 40 proc. wpływów do budżetu (39 proc. w 2019 roku). Ten rok z pewnością będzie ciężki. Być może druga połowa przyniesie poprawę, zwłaszcza jeśli chodzi o ceny ropy naftowej. Sytuacja już trochę się ustabilizowała, choćby w wyniku porozumienia OPEC+, wzrósł też popyt w Chinach. Jednak niższe ceny gazu mogą utrzymać się dłużej, bo mamy do czynienia z nadpodażą na rynku za sprawą wzmożonego handlu LNG z różnych kierunków.
Nie powinno to być aż tak bolesne, biorąc pod uwagę, że skala wpływów z eksportu gazu jest istotnie niższa niż z eksportu ropy.
- Zdecydowanie tak, około 82 proc. wpływów do budżetu z tego sektora pochodzi z podatku od wydobycia ropy oraz z eksportu ropy i produktów naftowych, a gaz to pozostałe 18 proc.
Zabezpieczeniem dla Rosji są też środki zgromadzone w Funduszu Dobrobytu Narodowego.
- Tym razem Rosjanie byli dość dobrze przygotowani na sytuację kryzysową w przeciwieństwie do kryzysów z przeszłości. Przed pandemią w Funduszu znajdowało się ok. 12,86 bln rubli. Obecnie oszczędności te stopniały, wynoszą już 12,16 bln rubli (stan na 1 czerwca ). Oczywiście nikt do końca nie jest w stanie oszacować w pełni zagrożenia. Nie wiadomo, jak głęboka będzie sytuacja kryzysowa, ile czasu potrwa. Ale na pewno takie zabezpieczenie pozwala w umiarkowanym spokojem patrzeć w przyszłość.
Dokąd i w jakich ilościach Rosjanie eksportują gaz?
- Jeśli chodzi o eksport gazu systemem rurociągowym do szeroko rozumianej Europy - Unii Europejskiej, krajów nieunijnych i Turcji - trafia ok. 85 proc. eksportu błękitnego paliwa. Pozostałe kierunki to kraje WNP, z czego największym odbiorcą jest Białoruś (ok. 20 mld m sześc.). Śladowe ilości gazu sprzedawane są do Chin, niewiele ponad 1 mld m sześc., przy czym od 2025-2026 sprzedaż do Państwa Środka powinna wzrosnąć, zgodnie z zawartą umową, do 38 mld m sześc. rocznie. Poza tym Rosja systematycznie zwiększa eksport gazu w formie LNG, głównie za sprawą firmy Novatek. W okresie 2016-2019 eksport rosyjskiego LNG wzrósł blisko trzykrotnie z niecałych 11 mln ton do niecałych 30 mln ton w 2019 roku. Z tego ok. 51 proc. trafiło do odbiorców europejskich, a ok. 46 proc. do odbiorców azjatyckich.
A na jakie rynki trafia rosyjska ropa?
- W tej chwili największym indywidualnym odbiorcą tego surowca są Chiny. Rosja walczy o ten rynek od lat z Arabią Saudyjską. W minionym roku Saudyjczycy byli tam numerem jeden, Rosja uplasowała się na drugim miejscu. Do Chin trafia 29 proc. całego eksportu ropy z Rosji, z kolei około 60-65 proc. sprzedawana jest do Europy. To dwa główne kierunki.
- Wyzwań jest więcej niż sama pandemia. Coraz cieplejsze zimy skutkujące spadkiem popytu na gaz, europejska polityka klimatyczna, rosnąca konkurencja na rynku błękitnego paliwa, bardzo wyraźny spadek sprzedaży rosyjskiego gazu do Turcji czy problemy z realizowanymi inwestycjami...
- Wyzwań jest sporo. Jednym z nich faktycznie jest Turcja. Statystyki za ostatnie dwa lata są dla Gazpromu bardzo niekorzystne - eksport do tego kraju spadł o połowę, z niecałych 30 mld m sześc. w 2017 roku do 15,4 mld m sześc. w 2019 roku. Tymczasem gazociąg Turecki Potok przynajmniej w 50 proc. był realizowany z myślą o zaopatrywaniu tamtejszego rynku. Łącznie przez Blue Stream i pierwszą nitkę Tureckiego Potoku Rosjanie mogą przesyłać ok. 32 mld m sześc. gazu. Tymczasem zapotrzebowanie jest o połowę niższe. Polityka energetyczna Turcji opiera się na dywersyfikacji źródeł dostaw gazu, rośnie tu zainteresowanie LNG. Najprawdopodobniej w tym roku ta negatywna z punktu widzenia Rosji tendencja zostanie utrzymana, ale nawet jeśli dojdzie do poprawy w kolejnym roku, nie będą to poziomy zgodne z założeniami, jakie przyświecały Gazpromowi przy budowie Tureckiego Potoku.
Część wolumenów uda się być może ulokować na rynkach Europy Południowej, dokąd gaz ma popłynąć drugą nitką Tureckiego Potoku.
- Zapewne tak, nie jest jednak jeszcze gotowa infrastruktura we wszystkich krajach, do których surowiec ma dotrzeć. Od stycznia uruchomiono dostawy do Macedonii Północnej, do Bułgarii i Grecji. Ale są plany, by rura zaopatrywała w surowiec również Serbię i Węgry. A tu prace budowlane wciąż trwają. Rurociągi mają być gotowe do połowy 2021 roku. Przy czym Turcy z pewnością będą niełatwym partnerem do negocjacji, jeśli chodzi o warunki, na jakich odbywać się będzie tranzyt przez ich terytorium. Śmiem twierdzić, że mogą okazać się trudniejsi w rozmowach niż Ukraina.
A co z relacjami gazowymi między Rosją a Białorusią?
- Mamy tu do czynienia z klasycznym przykładem politycznego wykorzystywania zależności gazowej Białorusi, w których Gazprom jest instrumentem, a nie podmiotem rozgrywającym. Rosji zależy na integracji z Białorusią, co wielokrotnie sygnalizowała. W grudniu 2018 r. Dmitrij Miedwiediew ogłosił wprost, że możliwe są korzystniejsze warunki współpracy gospodarczej pod warunkiem, że będzie postęp w warunkach integracyjnych. Strona rosyjska uzgodniła ostatnio warunki dostaw gazu na Białoruś na 2020 rok. Ustalono sztywną cenę, 127 dol. za 1000 m sześc. W lutym te warunki cenowe wydawał się niezłe, biorąc pod uwagę to, ile płacili odbiorcy w Europie. Ale w wyniku pandemii ceny gazu drastycznie spadły, w europejskich hubach zaczęły dochodzić do poziomów 50-70 dol. za 1000 m sześc. Tym samym cena zaoferowana Białorusi przestała być atrakcyjna. A Rosjanie nie chcą się zgodzić na jej renegocjację.
Piętrzą się przeszkody przed wartą ok. 10 mld euro inwestycją realizowaną przez Gazprom, która ma już spore opóźnienie. Mam na myśli dwie nowe nitki gazociągu biegnącego po dnie Bałtyku, Nord Stream II. Kiedy w końcu prace zostaną sfinalizowane? Czy jest jakakolwiek możliwość, że projekt zostanie zarzucony?
- Prezydent Władimir Putin zapowiada, że zakończenie prac nastąpi najpóźniej na początku 2021 roku. Komplikacji faktycznie było dużo - długie oczekiwanie na zgody, sankcje nałożone przez Stany Zjednoczone (i zapowiedź kolejnych), wynikające z tego ograniczenia, objęcie gazociągu unijnym trzecim pakietem energetycznym stawiające pod znakiem zapytania rentowność całego projektu. Nie mam jednak wątpliwości, że budowa zostanie ukończona, inwestycja jest przecież gotowa w 94 procentach. Trudno oczekiwać, by na finiszu Rosjanie z niej zrezygnowali. Przy czym samo opóźnienie nie jest dla nich większym obciążeniem. Nie potrzebują na teraz dodatkowej infrastruktury, a już na pewno nie w warunkach obecnej dekoniunktury. Mają wystarczająco dużo kanałów eksportowych, poza tym niedawno podpisali korzystną umowę tranzytową z Ukrainą na pięć lat. Nord Stream II jest obliczony na lata. Rosjanie liczą, że przy wyczerpujących się wewnętrznych zasobach gazu w Europie rosyjski gaz będzie zyskiwał na znaczeniu. Problemy, jakie pojawiały się w trakcie inwestycji, są oczywiście dotkliwe dla wykonawcy. Zapewne ostateczny koszt projektu będzie wyższy niż pierwotnie zakładano, ale inwestycja w najbliższych kilku/kilkunastu miesiącach powinna zostać dopięta.
Rozmawiała Monika Borkowska