Artysta przypomina klientom Leroy Merlin, że firma sprzedaje w Rosji
"Pojemnik na zwłoki", "Zestaw do zamiatania poczucia winy" - takie nazwy można znaleźć na produktach w sklepach Leroy Merlin. Inicjatorem viralowej akcji jest artysta Bartłomiej Kiełbowicz, który udostępnia etykiety w internecie i zachęca do ich drukowania i naklejania na oryginalne. Leroy Merlin jest jednym ze sklepów, które nie opuściły Rosji po napaści na Ukrainę.
Akcja Bartłomieja Kiełbowicza nazywa się: "Zrób to sam #LeroyMerlin". Haseł do naklejania na etykietki jest więcej: “Kupując ten produkt finansujesz ludobójstwo w Ukrainie", "Do zabijania", "Leroy Merlin wspiera rosyjską inwazję". Artysta informuje w sieciach społecznościowych, gdzie można znaleźć pliki do drukowania (m.in. na #PobierzWydrukujPodmień #zrobtosamleroy #stoptradingwithrussia #stopputin #boycotleroymerlin #StandwithUkraine.) Chętnych do ich pobrania jest tylu, że strony internetowe zostały kilkakrotnie zablokowane.
- Projekt wpisuje się w słuszne i dobre projekty partyzantki graficznej - komentuje wydarzenie dr Agata Szydłowska z warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Przypomina, że są to działania, które wywodzą się z lat 90-tych, z grup, które atakowały wtedy korporacje uwikłane w nieetyczne czy nawet zbrodnicze działania. Za przykład A.Szydłowska podaje firmy tytoniowe czy alkoholowe odpowiedzialne za wywoływanie chorób albo odzieżowe, które zlecają szycie ubrań w nieludzkich warunkach. - To są dobre strategie oddolnego i docierającego do odbiorcy działania - zapewnia. - Również mobilizującego i włączającego w akcję ludzi. Nie tylko aktywiści i aktywistki ale każdy może wydrukować naklejkę na własna rękę - wskazuje wykładowczyni ASP.