Badania nad lukratywnymi szczepionkami sfinansowali podatnicy
Badania nad szczepionkami na COVID-19, które teraz przynoszą wysokie zyski prywatnym firmom, sfinansowali podatnicy; to mit, że restauracje zarabiają najwięcej na drugich najtańszych winach w menu. To niektóre wnioski z ekonomicznych prac naukowych.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Chiara Franzoni, Paula Stephan i Reinhilde Veugelers opracowały analizę "Funding Risky Research" ("Finansując ryzykowne badania"). Autorki sprawdzały, czy system wspierania innowacyjnych badań naukowych we współczesnych państwach rozwiniętych przynosi pożądane efekty. Pretekstem do zajęcia się tematem była kwestia szczepionek na COVID-19, w szczególności wykorzystujących tzw. technologię mRNA (szczepionki firm Pfizer i Moderna).
Odkrycie mRNA ogłoszono w majowym numerze magazynu "Nature" z 1961 r. Zdawano sobie sprawę z potencjału wykorzystania tej molekuły w leczeniu ludzi, ale nie wiedziano, jak tego dokonać. W 1985 r. do USA przybyła węgierska naukowiec Katalin Karikó i postawiła sobie za cel znalezienie sposobu wykorzystania mRNA w zwalczaniu ludzkich chorób. W jej historii zwraca uwagę, jak często wnioski Karikó o finansowanie badań były odrzucane.
Z pierwszych 20 podań o granty żadnego nie rozpatrzono pozytywnie. "Każdej nocy pracowałam: grant, grant, grant. A odpowiedź zawsze przychodziła: nie, nie, nie" - wspominała w jednym z wywiadów. Co więcej, niemożność uzyskania finansowania dla badań sprawiła, że uczelnia pozbawiła Karikó stanowiska, które zajmowała na uniwersytecie. Jej kariera stanęła w martwym punkcie.
W 1995 r. przyjęła stanowisko, które nie wiązało jej z konkretnym wydziałem na Uniwersytecie Pensylwanii, bez żadnych perspektyw na rozwój. Sytuacja Karikó zmieniła się tylko i wyłącznie w wyniku zbiegu okoliczności. Otóż w 1997 r. na tę uczelnię przeniósł się immunolog Drew Weissmann. Któregoś dnia spotkał Karikó przy kserokopiarce, nawiązali rozmowę i okazało się, że Weissman także interesował się możliwością stworzenia szczepionek wykorzystujących mRNA.
Zaprosił Karikó do współpracy i finansował jej pracę przy projekcie z grantu, który oficjalnie miał być przeznaczony na inny cel. Ich współpraca zaowocowała w 2005 r. opublikowaniem w piśmie naukowym "Immunity" artykułu, który wcześniej został odrzucony przez kilka prestiżowych magazynów. Artykuł ten ostatecznie został zauważony i miał ponad 1000 cytowań w pracach naukowych (choć zdobycie pierwszych cytowań zajęło 10 lat - do 2015 r.).
Co ciekawe, nawet po publikacji w 2005 r. Karikó i Weissmann w odpowiedzi na większość wniosków o finansowanie kolejnych badań otrzymywali odmowy. "Obydwoje pisaliśmy podania o granty. Nie dostaliśmy większości z nich. Ludzie nie byli zainteresowani mRNA. Ci, którzy oceniali nasze wnioski, mówili: mRNA nie da się wykorzystać do leczenia, więc dajcie sobie spokój".
Trzeba jednak przyznać, że już wówczas część ich wniosków rozpatrzono pozytywnie. Badania nad mRNA finansowały tzw. Narodowe Instytuty Zdrowia (ang. National Institutes of Health), amerykańska instytucja rządowa. Co ciekawe, nawet gdy projekt przejęła prywatna firma Moderna, pierwsze prace także sfinansowali podatnicy. Od amerykańskiej rządowej agencji DARPA (Defense Advanced Research Projects Agency - Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych w Obszarze Obronności) Moderna dostała najpierw 0,7 mln dolarów na rozpoczęcie badań, a następnie 24,6 mln dolarów na badania nad terapeutycznymi możliwościami mRNA.
Analiza potwierdza wnioski Mariany Mazzucato z książki "Przedsiębiorcze państwo". Amerykańsko-włoska profesor wykazała w niej m.in., że prawie wszystkie technologie wykorzystywane w iPhonie zostały wynalezione dzięki badaniom naukowym sfinansowanym przez państwo. Mazzucato zauważa pewną prawidłowość: prywatne firmy unikają inwestowania na wczesnym etapie badań naukowych, gdy ryzyko niepowodzenia jest wysokie. Zamiast tego wolą zapłacić za prawo do skorzystania z wyników tych badań, które będą miały największy potencjał wygenerowania zysków.
Problem polega też na tym, że prywatne firmy są zdecydowanie lepsze od państwa w marketingu i w całości przypisują sobie zasługi za wykorzystanie nowoczesnych technologii. Stąd powszechne przekonanie, że to prywatne firmy są innowacyjne, a państwo tylko im w tych działaniach przeszkadza.
Z pracy Chiary Franzoni, Pauli Stephan i Reinhilde Veugelers wynika także, że system finansowania przez państwo badań naukowych w USA i prawdopodobnie także w innych rozwiniętych krajach, ciągle wymaga poprawy. W szczególności konieczne jest wprowadzenie mechanizmu, który ułatwi dostęp do finansowania dla tych bardziej ryzykownych projektów.
David de Meza i Vikram Pathania przygotowali pracę "Is the Second-Cheapest Wine a Rip-Off? Economics vs. Psychology in Product-Line Pricing" ("Czy drugie najtańsze wino to zdzierstwo? Ekonomia vs psychologia w wyznaczaniu cen dla serii produktów"). Sprawdzają w niej popularne przekonanie, że drugie najtańsze wino w menu w restauracji ma bardzo wysoką marżę.
Restauratorzy przewidują, że klienci mogą wstydzić się zamawiać najtańsze wino, by inni nie odnieśli wrażenia, że nie znają się na trunkach albo sknerzą. Z drugiej strony mogą także nie chcieć płacić wysokich rachunków, stąd teoria, że nadzwyczaj często będzie zamawiane drugie najtańsze wino.
Restauratorzy, znając ten mechanizm, będą wstawiali w to miejsce w menu trunki z najwyższą marżą, a więc takie, które są kiepskim zakupem dla klienta. Mniej więcej taki tok rozumowania przedstawił autor tekstu "Why you should never order the second-cheapest wine" ("Dlaczego nigdy nie powinieneś zamawiać drugiego najtańszego wina"), opublikowanego 24 kwietnia 2014 r. w brytyjskim dzienniku "Daily Telegraph". Jego wnioski podzielali także felietoniści piszący kiedyś na temat win w "The Wall Street Journal" John Becher i Dorothy Gaiter.
Argumenty za omawianą tezą są mocne i brzmią sensownie. Ale czy ta teoria jest prawdziwa? David de Meza i Vikram Pathania wykorzystali dane dotyczące 249 restauracji ze strony Tripadvisor.co.uk (informacje ze strony pobrano w lipcu 2015 r.). Ceny z 470 kart win (osobno licząc karty win dla win białych i czerwonych) dało się odczytać. W przeciętnej karcie win było do wyboru 12 czerwonych win i 15 białych trunków. Średnia cena butelki czerwonego wina to 42 funty, a białego 32 funty. Najdroższe czerwone wino kosztowało 7630 funtów, a białe 530 funtów. Ale aż 79 proc. trunków w menu miało cenę poniżej 50 funtów.
Naukowcy sprawdzili ceny detaliczne sprzedawanych w restauracjach win za pomocą strony wine-searcher.com. Następnie obliczyli narzuty (liczone jako stosunek marży do kosztów) nakładane przez restauracje na każdy trunek. Okazuje się, że średni narzut restauracji na butelkę wina to 303 proc. Ale ciekawsze jest, jak zmienia się on w zależności od ceny trunku.
Otóż narzut w bezwzględnych wartościach (czyli wyrażony w pieniądzu, a nie w procencie ceny) rośnie powoli przez pierwsze pięć pozycji (licząc od najtańszego trunku), później wzrasta szybciej, w miarę jak różnice w cenach między kolejnymi winami na liście się zwiększają. Ale narzut na drugie najtańsze wino w karcie win nie wyróżnia się w istotny sposób od narzutu na sąsiadujące z nim trunki.
Inny interesujący wniosek jest taki, że wykres procentowego narzutu na wina w menu ma kształt odwróconej litery U, tzn. rośnie, by osiągnąć maksimum dla win ze środka listy trunków, a następnie spada. Jeżeli więc za miarę "zdzierstwa" restauratorów uznamy procentową marżę, należałoby unikać trunków ze środka karty win.
Jeżeli ktoś nie czuje różnicy między winami (a z innych badań wynika, że osoby bez specjalnego szkolenia sommelierskiego nie są w stanie po smaku odróżnić tańszego wina od droższego), z ekonomicznego punktu widzenia najlepszym wyborem będzie najtańszy trunek. Autorzy zauważają także, że nie jest złą decyzją kupowanie wina na kieliszki, a nie na całe butelki, ponieważ za kieliszek zapłacimy tylko o 13,1 proc. więcej.
Aleksander Piński
Autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych
Zobacz także: