Banki nie potrzebują pieniędzy klientów. Wysokich procentów na lokatach nie będzie
Nawet jeśli stopy procentowe w Polsce spadną, banki będą mogły spokojnie zarabiać, choć niektóre z nich zżymają się na tę sytuację - w końcu nie po to jesteśmy. To fakt - nie po to są. Mają gigantyczną nadpłynność, ogromne zasoby depozytów i na dobrą sprawę o pieniądze klientów wcale nie muszą zabiegać. Do niczego nie są im potrzebne, bo wciąż nie ma popytu na kredyt.
ING Bank Śląski zaprezentował w czwartek wyniki za 2023 rok, które w najbardziej wytrawnych analitykach wywołały głośne "łał", bo były znacznie powyżej ich prognoz. Bank miał w ubiegłym roku 4,44 mld zł zysku netto, aż o 159 proc. więcej niż rok wcześniej. Wskaźnik rentowności kapitału (ROE) wyniósł 22,9 proc. i pobił ogłoszone dzień wcześniej ROE Santandera BP, którego wynik wydawał się nie do przeskoczenia.
To wszystko dzieje się w warunkach zapaści kredytowej, której doświadcza polska gospodarka i gospodarstwa domowe. Nikt po prostu nie chce brać kredytu. Portfel kredytów ogółem w ING BŚK urósł w ubiegłym roku zaledwie o 1,88 mld zł, czyli o 1 proc. Depozyty klientów zwiększyły się natomiast o 12,67 mld zł, czyli o 7 proc. Stosunek kredytów do depozytów (wskaźnik LtD) obniżył się do 76,3 proc.
Prezes ING BŚK Brunon Bartkiewicz mówi otwarcie, że to zła sytuacja, która nie służy polskiej gospodarce. Ale też dla banków powoduje zaburzenia i ryzyka. Wykoślawia ich bilanse, które zapakowane są rządowymi obligacjami po dach.
- Był to kolejny rok niskiej aktywności kredytowej spowodowanej popytem (...) To się przekładało na zaburzenia bilansowe w sektorze (...) To nie sprzyja pozycji baków i temu co jest bardzo potrzebne polskiej gospodarce - powiedział prezes banku na konferencji prasowej poświęconej prezentacji wyników.
- To jeden z najniższych wskaźników w ostatnim okresie - dodała wiceprezes Bożena Graczyk.
W ING BŚK wskaźnik kredytów do depozytów jest i tak dość wysoki, bo w całym polskim sektorze bankowym obniżył się do 69 proc. i jest najniższy od 20 lat. I tak niski zawsze w Polsce wskaźnik kredytów do PKB obniżył się w ciągu ostatnich lat o 20 punktów procentowych, do ok. 33 proc.
Od ostatniego miesiąca przed wybuchem pandemii, czyli od lutego 2020 roku do końca listopada 2023 roku, a więc przez ponad dwa i pół roku, cały portfel kredytów udzielonych sektorowi niefinansowemu przez wszystkie polskie banki zwiększył się o 6,7 mld zł, czyli o 0,58 proc. - pokazują dane Komisji Nadzoru Finansowego.
- To budzi niepokój, który przekłada się na sytuację banków (...) Nie chcemy się do takich liczb przyzwyczajać, bo to jest niedobre - mówił Brunon Bartkiewicz.
Depozytów wciąż natomiast przybywa. W tym samym okresie ich wolumen w bilansach banków zwiększył się o ponad 510 mld zł, czyli o bez mała 40 proc. Ten przyrost depozytów, które nie zostały zamienione na kredyt, oraz skup obligacji skarbowych z portfeli banków przez bank centralny po wybuchu pandemii, spowodowały gigantyczną nadpłynność w sektorze bankowym.
Płynność w bankach mierzona jest normą LCR, ustanowioną przez europejskie prawo po to, żeby bank mógł w pełni pokryć płynnymi środkami trwający przez miesiąc odpływ depozytów. Jeśli ma odpowiednią ilość płynnych środków, spełnia normę w 100 proc. i tak nakazuje mu prawo. Na koniec listopada (dane KNF) w polskim sektorze bankowym współczynnik LCR wynosił 205 proc. Santander spełniał na koniec roku normę LCR w ponad 200 proc., a ING BŚK - w 272 proc. Millennium, który parę dni wcześniej ogłosił wyniki, miał wskaźnik LCR aż 327 proc. na koniec zeszłego roku.
Zdecydowana większość kredytów w polskim sektorze bankowym oprocentowana jest według stopy zmiennej, a stopa stała, głównie w hipotekach, zaczęła być używana dopiero w ciągu ostatnich lat. Dlatego, gdy rosną stopy procentowe NBP, rośnie jak z automatu oprocentowanie kredytów udzielonych na stopę zmienną. W ten sposób rosną natychmiast zyski banków, bez żadnego wysiłku z ich strony.
Teoretycznie, gdy rosną stopy procentowe banki powinny starać się podnosić oprocentowanie depozytów. Ale teraz - z powodu nadpłynności - nie muszą. A ponieważ banki w Polsce zarabiają głównie na różnicy miedzy tym, co płacą za depozyt i co pobierają za kredyt, nawet jeśli stopy NBP się obniżą i dochody odsetkowe z kredytów spadną, banki będą miały szerokie pole manewru by obniżyć koszty depozytów. Czyli po prostu płacić za nie mniej. To nie wróży dobrze ludziom, którzy chcieliby chronić swoje oszczędności przed inflacją.
Jak to będzie w tym roku? Prawdopodobnie podobnie, choć analitycy ING BŚK przewidują, że kredyty ogółem wzrosną o 2,9 proc., a w roku przyszłym - o 5 proc. Depozyty wzrosną natomiast odpowiednio o 3,2 proc. i 3,6 proc.
- Zakładamy w 2024 i 2025 roku powolne równoważenie depozytów i kredytów (...) Duży napływ depozytów będzie stopniowo spowalniać, a kredyty będą nadganiać także stopniowo - powiedział na konferencji główny ekonomista ING BŚK Rafał Benecki.
Stopniowo zacznie się napływ środków z Unii, transfery z odblokowanego Funduszu Odbudowy wyniosą 1,3 proc. PKB netto, a jeśli dojdą do tego pożyczki, może to być 2,7 proc. PKB. To spowoduje, że także inwestycje w przedsiębiorstwach odbiją od dna. Dlatego kredyty dla przedsiębiorstw powinny w tym roku wzrosnąć o 10,8 proc. (w roku przyszłym o 13,2 proc.) a dla korporacji o 7,1 proc. (9,8 proc.).
- Liczymy na odblokowania potencjału inwestycyjnego polskiej gospodarki i poprawę zagranicznych inwestycji bezpośrednich. Światowy biznes szykuje się na nowy ład, podział na bloki, wielu inwestorów było przekonanych co do Polski, czekało tylko na wynik wyborów - powiedział Rafał Benecki.
W miarę, jak konsumpcja, która w ubiegłym roku skurczyła się, zacznie w tym roku odbijać, gospodarstwa domowe także stopniowo będą sięgać po kredyt konsumpcyjny. Taki scenariusz oznaczałby stopniowy powrót sektora bankowego i bilansów banków do równowagi.
- Wszyscy potrzebujemy akcji kredytowej - mówił Brunon Bartkiewicz.
ING BŚK podał, że spłacany (czyli czynny) portfel kredytów we frankach ma pokryty w 109 proc. rezerwami wobec ok. 85 proc. pokrycia w sektorze bankowym. Dlaczego?
- Kwestie sporne mogą odnosić się także do portfela zamkniętego (...) Stosujemy proporcjonalność rezerw do spraw spornych - powiedziała Bożena Graczyk.
- Kredyty spłacone mają zamkniętą wartość jeśli chodzi o kurs, więc potencjalna skala ryzyka jest mniejsza niż wobec niespłaconych. W przypadku portfeli spłaconych znacznie mniejszy jest potencjalny zysk dla klienta - dodała.
Według szacunków, w 2023 roku banki utworzyły ok. 17 mld rezerw na roszczenia frankowiczów. Łącznie z utworzonymi w poprzednich latach kwota ta może sięgać 55-60 mld zł.
Jacek Ramotowski