Banki przerażone nawałnicą ryzyk. "Nie ma dobrego pomysłu, jak się bronić"
Czarne łabędzie zasłoniły skrzydłami niebo. Banki muszą gromadzić kapitał, żeby pokryć globalne i krajowe ryzyka, których jest coraz więcej. Ale kapitału musi im też starczyć na zaspokojenie potrzeb finansowania polskiej gospodarki, dla której inwestycje, po latach zapaści, są jedyną szansą by utrzymać konkurencyjność. Jak z tego wybrnąć? Jak tym zarządzać, kiedy polskie banki przez lata zostały mocno osłabione?
- Sytuacja światowa generuje bardzo dużo ryzyk materializujących się w wielu obszarach. Bardzo często odpowiedzią na nie jest gromadzenie kapitału przez banki. Ale w Polsce ten sam kapitał potrzebny jest dla rozwoju, w związku z tym jest pytanie jak zarządzić nim, żeby go starczyło - mówił podczas zdalnej dyskusji "Kwadrans z Europejskim Kongresem Finansowym" Przemysław Szczygielski, partner zarządzający w firmie doradczej Deloitte.
Jakie są globalne i krajowe ryzyka, na których pokrycie banki muszą gromadzić kapitał? To przede wszystkim wojna będąca skutkiem napaści Rosji na Ukrainę. Wojna jest teraz w fazie, która grozi rozszerzeniem się konfliktu zbrojnego na inne kraje. Powoduje potrzebę zwiększenia przez Zachód wydatków na zbrojenia. Nie jest jasne, jaki wpływ będą miały wydatki na zbrojenia na gospodarkę i jej wzrost.
- Nie wiemy, jak wojna będzie wpływała na ryzyko kredytowe klientów banków ze względu na przerywane łańcuchy dostaw (...) Jak na produktywność gospodarki wpłyną inwestycje obronne - mówił wiceprezes mBanku ds. zarządzania ryzykiem Marek Lusztyn.
- Środki (na obronność -red.) będą musiały zostać sfinansowane z długu albo zabrane z innych wydatków państwa. Trzeba będzie na to poświęcić inne wydatki, żeby zainwestować w większe bezpieczeństwo - dodał.
Zaburzenia w łańcuchach dostaw mogą być także spowodowane geopolitycznym podziałem świata na nieprzyjazne geoekonomiczne bloki, w tym dążenie USA do "oddzielenia" gospodarki Chin. To powoduje deglobalizację i osłabia światowy handel. Przypomnijmy, że przez 30 lat polska gospodarka jak mało która potrafiła wykorzystać globalizację i wzrost światowego handlu.
Trzecia wielka globalna zmiana związana jest z "zieloną" transformacją. Jej skutków doświadcza już gospodarka Niemiec. Olbrzymia cześć niemieckiej gospodarki bogaciła się i rosła, dzięki doskonaleniu wynalazku, jakim był silnik spalinowy. Ale ten zostanie zastąpiony przez znacznie prostszy silnik elektryczny. Odczuwalne kłopoty związane z tym mają już niemieccy producenci aut, ale w Polsce powstał cały gospodarczy ekosystem zbudowany wokół niemieckiego silnika. To ryzyko banki muszą także pokryć swoim kapitałem. Ale zmiana sposobu zasilania całej gospodarki, a nie tylko aut, będzie mieć też inne skutki.
- Transformacja energetyczna będzie czynnikiem proinflacyjnym. Konieczność sfinansowania inwestycji i wyższe standardy dbania o środowisko będą nas kosztować więcej - mówił Marek Lusztyn.
Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej, powiedział, że okres zmiany jednej technologii na drugą, jaki przechodzi teraz światowa gospodarka, powoduje nie tylko ryzyko podwyższonej inflacji. To ryzyko stagflacji, czyli wysokiej inflacji przy słabym gospodarczym wzroście lub nawet recesji, kopra może potrwać zanim "nowa" gospodarka uzyska swój napęd.
- Ze stagflacyjnym otoczeniem bardzo trudno walczyć, nie ma dobrego pomysłu, jak się przed nim bronić (...) Bank centralny jest instytucją, która powinna analizować te ryzyka - mówił członek RPP.
Kolejne makroekonomiczne ryzyka związane są z polityką monetarną, bowiem nie ma pewności, czy banki centralne poradziły już sobie z inflacją, i czy, i kiedy sobie z nią poradzą, a zatem co będzie się działo ze stopami procentowymi. Nie wiemy jak długo stopy procentowe głównych banków centralnych będą na obecnych szczytach i kiedy zaczną spadać.
- Ten element (stopy procentowe) będzie komplikował obraz (...) Tak jak mamy nadzieję, że świat skończy "miękkim lądowaniem", tak nie mamy przekonania, że odbicie gospodarki będzie silne - powiedział Ludwik Kotecki.
Dla banków największym problemem jest to, że szacują ryzyko (a zatem i odpowiedni kapitał na jego pokrycie strat wynikających z jego materializacji) na podstawie danych z przeszłości, czyli historycznych. Jeśli gdzieś raz na sto lat wylewała rzeka i robiła się wielka powódź, to przyjmują, że jest ryzyko jednej powodzi na stulecie. Ale jeśli powodzie zaczynają zdarzać się co roku, to zmieniają się całkowicie mapy ryzyka. I kapitału potrzeba coraz więcej.
- Patrzyliśmy na historię jako na dobry prognostyk przyszłych wydarzeń, ale to co jest za nami nie jest prognostykiem tego, co może nas spotkać (...) Jest nieciągłość, trendy, które budowały polska gospodarkę, powodowały wzrost i doganianie bogatszych krajów, się wyczerpują - mówił Marek Lusztyn.
Bo napięcia i zmiany geopolityczne, ryzyka makroekonomiczne, przełomowe rewolucje technologiczne i ich skutki to nie jedyne obszary ryzyka, z którymi muszą zmagać się polskie banki. Muszą brać pod uwagę problem, czy polska gospodarka nie wyczerpała już swojego dotychczasowego potencjału rozwoju. A jeśli go wyczerpała, to jak odnaleźć nowe siły rozwojowe, i jak je finansować?
- Będziemy potrzebowali kapitału, żeby się rozwijać, a dodatkowo ryzyka zmuszają nas do trzymania kapitału na materializacje się ryzyk - mówił Przemysław Szczygielski.
Co napędzało polską gospodarkę przez dziesięciolecia? Tania energia i tania praca wynikająca z korzystnej piramidy demograficznej. Teraz energia już tania nie jest, a na jedno euro wytworzonego PKB polska gospodarka emituje dwa razu więcej dwutlenku węgla niż średnio w Unii. Żeby utrzymać konkurencyjność nasza gospodarka misi znacznie szybciej nadrabiać stracony czas. A to będzie drogie.
- Nasza ścieżka schodzenia z emisyjności musi być co najmniej 2,5 raza bardziej stroma. To powoduje, że presja na inwestycje w energetykę jest dużo silniejsza - powiedział Marek Lusztyn.
Obecnie, wskutek zmian demograficznych rocznie ok. 200 tys. osób znika z rynku pracy. Nierównowaga popytu i podaży pracy wywiera presję płacową na przedsiębiorstwa. Dla banku to kolejne ryzyko - czy jego klient jest w stanie sobie z tym poradzić.
- Wszyscy oczekują, że popyt krajowy będzie silnikiem wzrostu w 2024 roku. Pojawia się pytanie o źródła finansowania tego popytu - mówił Ludwik Kotecki.
Na razie popyty na kredyt nie ma, więc banki mogą spokojnie kupować ogromne emisje rządowych obligacji. Udział kredytu do PKB spadł na koniec zeszłego roku do ok. 69 proc. bo gospodarka nie potrzebowała kredytu, ale to się może zacząć zmieniać. Tymczasem potrzeby pożyczkowe rządu wynoszą w tym roku ok. 450 mld zł brutto, czyli ok. drugie tyle, ile obligacji ma w swoich portfelach cały sektor bankowy.
- Może nastąpić konkurencja wewnętrzna o dostępność do kapitału. Im większy deficyt jest do sfinansowania, tym presja jest większa - mówił Marek Lusztyn.
- Mamy wciąż bardzo niskie inwestycje, co jest niepokojące, gdy popatrzymy na to, co przed nami - dodał.
Ludwik Kotecki do wyzwań stojących przed bankami dodaje jeszcze wdrażanie czynników ESG, czyli zrównoważonego rozwoju. Mówi, że banki są na początku łańcuchów wartości, bo wszystko zaczyna się od finansowania. Chodzi o to by efektywnie przekierowały kapitał od mniej do bardziej "zielonych" przedsięwzięć.
- Banki mają ekspertyzę, mogą przyswoić zasady zielonych finansów, mogą pomóc klientom w przygotowaniu planów transformacyjnych. Przeszkodami we wdrażaniu zielonych finansów są brak danych, brak wiedzy i brak wyszkolonych ludzi. Sektor bankowy jest najbardziej predestynowany do tego, żeby te luki wypełniać - powiedział.
Jak banki mają rozwiązać te wszystkie problemy? Odpowiedzi spróbują znaleźć bankowcy i eksperci podczas konferencji "Zarządzanie ryzykiem i kapitałem w bankach" zorganizowanej przez EKF, która odbędzie się 22 lutego na warszawskiej giełdzie.
Jacek Ramotowski