Banki z Europy Zachodniej zagrożone

W trzecim kwartale, gospodarka europejska zaczęła przejawiać oznaki wychodzenia z recesji. W swym najnowszym raporcie World Economic Outlook, Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) przewiduje koniec recesji w 16 krajach strefy euro na drugą połowę 2009 roku oraz umiarkowany roczny wzrost na poziomie 0,3% w 2010 roku.

Choć można dostrzec wiele oznak stabilizacji gospodarczej w całej strefie euro, m.in. niewielkie wzrosty we Francji i Niemczech w drugim kwartale, można mieć wątpliwości co do jakości tego odbicia, szczególnie biorąc pod uwagę jego zależność od krótkoterminowych programów stymulacyjnych uruchomionych przez władze państwowe. Niektórzy branżowi liderzy obawiają się także, że ostatnie wzrosty wynikają raczej z odbudowy zapasów przez spółki niż z popytu ze strony europejskich konsumentów.

Ostrożny optymizm!

W porównaniu z minimami recesji notowanymi wcześniej w roku bieżącym, prognozy PKB na nadchodzące dwa kwartały mogą napawać optymizmem, jednak najpierw muszą się potwierdzić, a odbicie może równie dobrze tracić na dynamice z kolejnymi miesiącami 2010 roku. Wskaźnik bezrobocia w strefie euro osiągnął we wrześniu poziom najwyższy od 10 lat, a sprzedaż detaliczną w Niemczech - największej europejskiej gospodarce - można w najlepszym wypadku nazwać ospałą. Indeks BDI (Baltic Dry Index) odzwierciedlający wolumen handlu międzynarodowego także spadał w sierpniu.

Reklama

Co więcej, ostatnie umocnienie się euro do takich walut, jak dolar amerykański czy funt brytyjski ma negatywny wpływ na prognozy eksportu. O ile można odnotować poprawę działalności produkcyjnej, o tyle tempo ekspansji jest raczej mizerne. Spadek dynamiki można także dostrzec w takich gospodarkach, jak Niemcy, Hiszpania czy Holandia. Poza strefą euro, wrzesień był drugim z rzędu miesiącem spadku indeksu PMI sektora produkcyjnego w Wielkiej Brytanii. Pomimo poprawy swych prognoz dla Europy, MFW wyraża opinię, że "umiarkowane tempo odbicia jest spójne z ciągłą presją na rynkach mieszkaniowych w niektórych gospodarkach, napięciami w sektorze finansowym w dużym stopniu opartym na bankach oraz niekorzystnym wpływem aktualnych trendów na rynkach pracy".

W rezultacie pompowania środków na rynki przez EBC oraz utrzymywania luźnej polityki pieniężnej przez Bank of England, płynność finansowa pozostała wyjątkowo duża, co dodatkowo stymulowało znaczące wzrosty na rynkach kredytowych. Niemniej jednak, pomimo wszelkich starań rządów i banków centralnych, biorąc pod uwagę procesy delewarowania w bankach, firmach i gospodarstwach domowych, nie ma zbyt wielu przesłanek, by przypuszczać, że wzrost działalności kredytowej może utrzymać się na dłużej.

Równie dobrze może okazać się, że zwiększanie podaży pieniądza i inne działania mające zażegnać widmo pogłębienia kryzysu doprowadziły po prostu do przeniesienia dźwigni finansowej z sektora prywatnego do publicznego. Skala delewarowania potwierdza, że potencjalny wzrost w większości krajów europejskich będzie powolny przez kilka najbliższych lat.

Po kilku miesiącach znacznie utrudnionego dostępu przedsiębiorców do finansowania zewnętrznego, dane EBC wskazują, że wolumen kredytów udzielanych firmom w strefie euro wzrósł w sierpniu o 3 miliardy euro, w porównaniu do przewagi 22 miliardów spłaconych zadłużeń w lipcu.

W sierpniu lekko wzrosła także działalność kredytowa na rzecz gospodarstw domowych. Niemniej, ten zwrot trendu nadal pozostaje niepewny, a EBC zachowuje ostrożność w swych komentarzach dotyczących możliwego odbicia gospodarczego.

Pojawiają się także obawy, że tendencja do przedterminowego spłacania zaciągniętych zadłużeń od państwa przez banki, np. BNP Paribas, drugi pod względem wysokości kapitalizacji rynkowej bank w Europie, czy jego mniejszy francuski konkurent, Société Générale, może ostatecznie znacznie ograniczyć zdolność banków do udzielania finansowania i tym samym stymulowania rozwoju gospodarki.

Jednocześnie, emisje z prawem poboru takich instytucji, jak BNP Paribas czy włoski UniCredit można odebrać jako znak, że przynajmniej część europejskiego systemu bankowego jest wolna od obaw o swoją przyszłość.

Przeprowadzone przez londyński Komitet Europejskich Organów Nadzoru Bankowego (CEBS - Committee of European Banking Supervisors) "testy wytrzymałościowe" wykazały, że 22 największe banki UE, reprezentujące 60 proc. aktywów bankowych, dysponują dostateczną ilością kapitału do wytrzymania "poważnego pogorszenia warunków makroekonomicznych".

Takie wnioski mogą przynieść pewne pozorne pocieszenie Amerykanom, którzy wyrażali obawy o zasoby kapitału banków europejskich w debatach dotyczących nowych międzynarodowych zasad ustalania wymogów kapitałowych. Niemniej jednak, w swym ostatnim raporcie dotyczącym globalnej stabilizacji finansowej (Global Financial Stability Report), MFW szacuje, że banki w USA i Wielkiej Brytanii są w lepszej kondycji niż ich odpowiedniki w Europie jeżeli chodzi o zasoby kapitału.

Czarne chmury nad Europą

Według MFW, aby spełnić podstawowy wymóg adekwatności kapitałowej ustalony na poziomie 10 proc., banki ze strefy euro nadal muszą zgromadzić łącznie 380 miliardów USD - czterokrotnie więcej niż banki z USA (80 miliardów USD). Banki europejskie nadal pozostają w tyle, jeżeli chodzi o radzenie sobie z nieściągalnymi i niepewnymi należnościami.

Według szacunków MFW, banki na całym świecie będą zmuszone do odpisania 1,5 biliona USD, oprócz 1,3 biliona USD, który już odpisały od początku 2007 r., a duży udział w tych odpisach będzie miał europejski system bankowy.

Banki amerykańskie już wykazały 60 proc. spodziewanych odpisów, podczas gdy w strefie euro i Wielkiej Brytanii, wskaźnik ten wynosi zaledwie ok. 40 proc. Krótko mówiąc, pogorszenie sytuacji na rynkach kredytowych wywiera presję na bilanse instytucji europejskich.

Według MFW, w najlepszym wypadku banki z Europy Zachodniej "mogą nie dysponować dostateczną ilością kapitału do wspierania odbicia gospodarczego w regionie". Pomimo tych wszystkich potencjalnych problemów, rozluźniona polityka pieniężna doprowadziła do bezprecedensowej ekspansji rynków papierów dłużnych.

Według Dealogic, łączna wartość emisji europejskich obligacji, w tym skarbowych, agencyjnych i korporacyjnych, sięgnęła w pierwszych ośmiu miesiącach 2009 r. 2 bilionów USD, czyli już o 38 proc. więcej niż w całym 2008 roku.

Oczkiem w głowie inwestorów stały się obligacje przedsiębiorstw; przykładowo, europejskie obligacje spekulacyjne przyniosły w tym roku zwroty rzędu 50 proc. Pomimo zalewu nowych emisji, w wielu przypadkach i tak notowana jest kilkukrotna nadsubskrypcja. Ze względu na ciągle duże ilości gotówki na rynkach papierów dłużnych przedsiębiorstw, obligacje korporacyjne są w naszej ocenie nadal atrakcyjne dla inwestorów.

Niemniej jednak, biorąc pod uwagę dotychczasowe wzrosty, trudno spodziewać się porównywalnych zysków w najbliższej przyszłości, a zatem może to być dobry moment na poszukanie dobrych okazji w innych rejonach, na przykład na rynku walutowym.

źródło - Franklin Templeton Investments Poland Sp. z o.o.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »