Bankructwo Grecji: Czy Zachód pozwoli na rozłam w szeregach? To może się opłacić Rosji
Jak to możliwe, że mały kraj na południu Europy wstrząsnął całym światem, a największe globalne gospodarki z niepokojem śledzą rozwój sytuacji w Grecji?
O Grecję zabiegają dzisiaj wszyscy. Unia Europejska boi się przyznać, że eksperyment finansowo-socjologiczny z Grecją okazał się błędem. Ratowanie kraju od 2009 roku nie przyniosło oczekiwanych efektów, a wręcz przeciwnie - doprowadziło do pogorszenia sytuacji. "Grecka choroba" może przenieść się na pozostałe kraje, doprowadzić do kontynentalnej epidemii i nadwyrężyć i tak mocno już wysłużony system polityczno-gospodarczy Wspólnoty. Stany Zjednoczone obawiają się przetasowania wpływów na kontynencie, w szczególności wzrostu znaczenia Rosji w basenie Morza Czarnego i nasilających się problemów społecznych na Bliskim Wschodzie, w tym także w Turcji. Liczą, że dotychczasowe układy i porozumienia wojskowe nie ulegną zmianie. Rosja natomiast, która od dłuższego czasu skrupulatnie realizuje swoje plany gospodarcze, polityczne i militarne na całym świecie, tym razem próbuje swoimi wpływami zagarnąć część starej Unii.
O małym kraju na południu Europy mówią dzisiaj wszyscy. To bez wątpienia sukces obecnego premiera Aleksisa Ciprasa, który poprzez wielokierunkowość prowadzonych działań, mających na celu ratowanie "martwej" gospodarki, sprawił, że międzynarodowi przywódcy ponownie zostali postawieni w stan gotowości. Geopolitycznie zawrzało, i to nie tylko w Europie. Spekulacje dotyczące potencjalnego bankructwa Aten, to wierzchołek góry lodowej problemu, który Grecja wywołała.
Świat, który znamy podlega dynamicznym zmianom. Greccy przywódcy, szukający finansowania jednocześnie u liderów Wspólnoty, jak i w Rosji, która zapowiedziała, że byłaby gotowa wesprzeć upadający kraj w jego trudnościach gospodarczych, jeśli ten wystosuje oficjalną prośbę - pokazali, że w kwestiach strategicznych wychodzi się poza unijne porozumienia i szuka pomocy poza granicami Wspólnoty. Nie jest to niczym nowym. Wystarczy spojrzeć na wspólną strategię energetyczną Unii Europejskie, która istnieje wyłącznie w teorii.
Plany pozyskania pieniędzy przez Greków z rosyjskiego skarbca szybko zostały zdementowane przez władze greckie, tym niemniej, pozostaje niepewność odnośnie przyszłych wpływów polityki zagranicznej Rosji na tych terenach. A to może niepokoić zachodnioeuropejski świat, w szczególności Stany Zjednoczone, którym nie na rękę jest wzrost rosyjskich wpływów w państwach wchodzących w skład Unii Europejskiej.
Grecja wyraźnie dała do zrozumienia, że jest w stanie walczyć o swoje i to za wszelką cenę. Żadna ze stron - ani Rosja, ani Grecja - nie ogłosiła oficjalnie o podpisanym porozumieniu. Nawet jeśli do niego na razie nie dojdzie, to jednak stanowi to podstawę do przyszłych negocjacji. Co ważne, może być traktowane jako mechanizm wywierania wpływu na przywódców krajów zachodnioeuropejskich. Nagle okazało się, że UE nie jest jedynym partnerem gospodarczym, który może wyłożyć pieniądze. Mało tego Wspólnota nie jest jedynym międzynarodowym porozumieniem gospodarczym, które chętnie by Grecję widziało w swoich szeregach.
W rosyjskich mediach aż zawrzało po rozmowie Aleksisa Ciprasa z Władimirem Putinem. "Europa dobije Grecję. Uratować ją może wyłącznie Rosja", "Rosyjskie pieniądze poleją się strumieniem", to tylko jeden z wielu tekstów o silnej tendencji populistycznej i propagandowej. Wskazuje jednak na pewną specyfikę myślenia na Wschodzie i szansie, która otwiera się przed Rosją, Unią Celną (UC) i - co szczególnie w obecnych warunkach geopolitycznych - samą Grecją. W gazecie "Komsomolska Prawda" można było przeczytać m.in. że "to polityka wewnętrznych limitów w UE doprowadziła do kryzysu w Atenach. Jedyne rozwiązanie to wyjście kraju (Grecji) z szeregów NATO, UE i dołączenie do UC".
Nawet jeśli w obecnych warunkach nie ma realnych planów ani tendencji dla tego typu zmian geopolitycznych na kontynencie, to jednak stanowią one wyraźną alternatywę dla dotychczasowych działań i możliwości. Ta zaś, już sama w sobie będzie traktowana jako silna karta przetargowa w przyszłości. W szczególności Stanom Zjednoczonym zależy, by rosyjskie wpływy w Grecji zbytnio nie nasiliły się. Być może Ateny nie mają silnej gospodarki: ani przemysłu, ani rolnictwa czy sektora usług, być może nie posiadają silnej armii, ani nie odgrywają znaczącej roli w unijnym PKB, eksporcie i imporcie, mają jednak - strategiczne położenie na kontynencie, co przekłada się na siłę politycznego krzyku greckich przywódców, obok których nikt dzisiaj nie chce przejść obojętnie. Tym sposobem, Grecja trzyma w garści największych przywódców świata i zręcznie lawiruje między Wschodem i Zachodem.
Od zajęcia Krymu i początku regularnych starć na południu Ukrainy, presja wywierana przez Rosję na Europę i Stany Zjednoczone nie maleje. Mowa już nie tylko o wzajemnym prześciganiu się w nakładanych sankcjach, ale także o ogóle zdarzeń, które miały miejsce w niedalekiej przeszłości. Spadek cen ropy, który miał uderzyć w rosyjską gospodarkę, wymierzył także policzek o podobnej sile amerykańskiemu sektorowi wydobywczemu.
Unia Europejska stoi na skraju istotnych transformacji ustrojowych i ideowych. Można obecne załamanie się gospodarki greckiej traktować jako przyczynę problemów w strefie euro. Można jednak podejść do tego z drugiej strony i uznać, że jest to następstwo głębokich problemów strukturalnych w całej Wspólnocie. Jeśli rzeczywiście dojdzie do ich nasilenia, dotychczasowe działania nakierowane przeciwko Rosji, staną się albo nieefektywne, albo całkowicie stracą na sile.
Wydaje się, że Putin zdaje sobie doskonale z tego sprawę. Zbliżenie do Grecji i podpisanie wstępnego porozumienia dotyczącego budowy rurociągu Turecki Potok jest rękawicą rzuconą zachodnim politykom, którzy próbowali izolować rosyjskiego przywódcę z życia politycznego. Okazuje się jednak, że przywódcy europejscy jedno, a prezydent Federacji Rosyjskiej drugie. Na ostrzeżenia i kolejne "wyrazy zaniepokojenia" liderów na Zachodzie, Putin podpisuje kolejne porozumienia inwestycyjne. Turecki Potok ma zastąpić South Stream, czyli wcześniejszy projekt, który został odrzucony wraz z zerwaniem rozmów z Bułgarią i zablokowaniem budowy przez Komisję Europejską. Siła przesyłowa obu rurociągów ma być identyczna.
Pomimo sankcji i próby izolacji Rosji na arenie międzynarodowej, ta skrupulatnie realizuje plany. Budowa Tureckiego Potoku to zagrożenie dla Ukrainy, która może ostatecznie stracić znaczenie kraju tranzytowego i silny głos w negocjacjach. Miałoby to nastąpić około 2020 roku. Na ten rok też wstępnie wyznaczono termin uruchomienia nowego rurociągu. A warto przypomnieć, że trwają też rozmowy na arenie międzynarodowej odnośnie rozbudowy gazociągu North Stream o dodatkowe dwie nitki. - Mowa nie o pomocy, a współpracy, w tym także w zakresie finansowym - powiedział Putin po rozmowach z Ciprasem. Grecja zatem, mimo że formalnie pieniędzy na ratowanie kraju od Rosji nie chce, to praktycznie je otrzyma poprzez zgodę na budowę nowego rurociągu. Co prawda, do rozpoczęcia prac może w ogóle nie dojść. Pozostaje kwestia Turcji: Co zrobi z nową koncepcją strategicznego zablokowania Europy od dostaw gazu z Azerbejdżanu przez Rosję.
Wygląda zatem na to, że na każdy pomysł UE, Rosja ma swoje plany, które stara się skrupulatnie realizować. Na plany stworzenia unii energetycznej dla krajów Wspólnoty pojawiła się przeciwwaga w postaci Tureckiego Potoku, na obietnice i straszenie Grecji przez Troikę (KE, EBC, MFW) - realne pieniądze z inwestycji dla bankruta.
Bartosz Bednarz