Bessa w hiszpańskich nieruchomościach

W Hiszpanii, po sześciu latach nieprzerwanego wzrostu inwestycji na rynku nieruchomości, tegoroczne transakcje spadną o prawie 40 proc. - zapowiada BNP Paribas. Przyczyną jest trwająca pandemia. - Polsce taki scenariusz nie grozi - zapewnia Interię Karol Pogorzelski ekonomista ING Banku Śląskiego.

Według francuskiego banku, wolumen tegorocznych transakcji na rynku nieruchomości w Hiszpanii spadł już o 28 proc. do 6 mld 374 mln euro. To poziom sprzed 7 lat, kiedy kraj wychodził z kryzysu i rozpoczynała się odbudowa gospodarcza. Od 2014 roku, nieprzerwanie, wartość rocznych transakcji przekraczała w Hiszpanii 10 mld euro. Ich rekordowy poziom 12,214 mld euro został osiągnięty w 2019 r. Rok 2020 miał zakończyć się kolejnym sukcesem, jednak przez COVID-19 - prognozuje BNP Paribas - zamknie się kwotą 8 mld euro, o 37 proc. mniejszą niż miniony. 

- Hiszpański rynek nieruchomości jest inny, podlega większym wahaniom. Takiego wyhamowania w Polsce nie obserwujemy. W kwietniu, maju banki mniej chętnie udzielały kredytów. Po pierwszej fali pandemii sytuacja się poprawiła, banki polepszyły warunki, liczba transakcji wzrosła - mówi Karol Pogorzelski.  

Reklama

W III kwartale tego roku wartość transakcji na rynku nieruchomości - mieszkań, biur, hoteli i obiektów handlowych - wyniosła w Hiszpanii 2,06 mld euro, o 40 proc. mniej niż w analogicznym okresie roku poprzedniego. Po niemal całkowitym paraliżu do jakiego doszło podczas ogłoszonego w marcu stanu alarmowego - pierwszego stopnia stanu wyjątkowego - od lipca zanotowano stopniową poprawę sytuacji. 

Największe straty poniosły sektory najbardziej narażone na wpływ pandemii - centra handlowe, sklepy i hotele. Jak informuje BNP Paribas, tylko w trzecim kwartale wielkość transakcji obejmujących hotele była czterokrotnie niższa niż w 2019 roku. 

- Analizując sytuację na rynku nieruchomości w Polsce i Hiszpanii można zaobserwować pewne wspólne elementy. Wraz ze spadkiem turystyki i tu i tam zmniejszył się popyt na wynajem krótkoterminowy i to przełożyło się na spadek cen najmu, nie tylko krótko ale też długoterminowego - wskazuje ekonomista ING. I przypomina, że oprócz turystów z wynajmu mieszkań zrezygnowali też studenci i część pracowników, którzy wciąż pracują zdalnie. 

W związku z wprowadzaniem pracy zdalnej i spadkiem aktywności gospodarczej spadło też zapotrzebowanie na powierzchnie biurowe - nieruchomości, które wcześniej najszybciej przyciągały w Hiszpanii inwestorów. Podczas stanu alarmowego ich budowa i sprzedaż spadły niemal do zera. Do początku października wielkość tych transakcji szacowana jest na 1,89 mld euro - o połowę mniej w porównaniu do tego samego okresu minionego roku. BNP Paribas wskazuje, że w Hiszpanii wzrasta zainteresowanie rynkiem mieszkaniowym, ale nie dzięki transakcjom realizowanym przez osoby fizyczne. Przybywa firm kupujących nieruchomości pod wynajem. Dzieje się tak, bo coraz więcej rodzin nie może sprostać wymaganiom banków dotyczących kredytów hipotecznych. Aby go otrzymać, wysokość własnego wkładu musi wynieść w Hiszpanii od 20 do 30 proc. ceny. Te zaś, zdaniem analityków, spadną w skali roku o 10 proc. 

Ceny mieszkań nie będą rosły również w Polsce - twierdzi rozmówca Interii. - Można też oczekiwać niewielkiego, około 5-proc. ich spadku - zapowiada Pogorzelski. Jego zdaniem, wzrostu cen nie należy oczekiwać przed końcem 2021 roku. - Potem sytuacja może się zmienić, bo ludzie kupują mieszkania w ucieczce przed inflacją - prognozuje ekonomista ING. 

ew

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: nieruchomości | rynek nieruchomości | mieszkanie | zakup mieszkania
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »