Bezprawie na uczelniach
Studenci studiów zaocznych i wieczorowych, mimo że płacą za naukę, mają mniej zajęć niż ich koledzy z bezpłatnych studiów dziennych. Publiczne szkoły wyższe pobierają opłaty za studia niezgodnie z prawem - wynika z najnowszego raportu NIK.
Kontrolerzy Najwyższej Izby Kontroli sprawdzili, jak 7 uczelni wyższych: Politechnika Częstochowska, Akademia Podlaska w Siedlcach, Akademia Pedagogiczna w Krakowie, Szkoła Główna Handlowa w Warszawie, Politechnika Rzeszowska, Akademia Techniczno-Rolnicza w Bydgoszczy i Akademia im. Jana Długosza w Częstochowie, traktuje studentów, którzy płacą za studia. Grzegorz Buczyński, dyrektor Departamentu Nauki, Oświaty i Dziedzictwa Narodowego NIK, podkreśla, że szkoły nie świadczą usług edukacyjnych na właściwym poziomie, nie zapewniają odpowiedniej kadry i liczby godzin, a przede wszystkim wysokość czesnego wyliczają niezgodnie z przepisami prawa.
Zawyżone opłaty
Podstawę ustalania odpłatności, zgodnie z paragrafem 9 ust. 1 rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 27 sierpnia 1991 roku w sprawie zasad gospodarki finansowej uczelni (Dz.U. nr 55, poz. 480 z późn.zm.), powinien stanowić planowany koszt zajęć dydaktycznych. W 2000 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł ponadto (SK 18/99 - OTK/7/ 258), że czesne pobierane od studentów nie powinno przekraczać kosztów ponoszonych przez uczelnie w zakresie niezbędnym do uruchomienia i prowadzenia tej działalności dydaktycznej.
Tymczasem z kontroli NIK wynika, że na większości uczelni, m.in. w bydgoskiej ATR, Akademii Podlaskiej, wysokość opłat ustalano na podstawie kosztów poniesionych w latach ubiegłych, z uwzględnieniem atrakcyjności kierunków studiów, zapotrzebowania rynku pracy na określone kwalifikacje zawodowe i możliwości finansowych studentów. Z kolei na Wydziale Budownictwa Politechniki Częstochowskiej czesne wynosiło 1600-1800 zł za semestr, mimo że faktyczny koszt nauki jednego studenta w semestrze wahał się od 513 do 957 zł. Winę za taki stan rzeczy ponosi minister edukacji i nauki, który mimo postulatów NIK, w rozporządzeniu nie określił szczegółowych kryteriów i trybu ustalania opłat. W efekcie zaoczne prawo kosztuje od 3900 do 6600 zł, a fizyka od 2100 do 2700 zł.
Zaniżona jakość
Studenci studiów zaocznych i wieczorowych, mimo że płacą za naukę, mają mniej zajęć niż ich koledzy z bezpłatnych studiów dziennych. W siedleckiej Akademii Podlaskiej na studiach wieczorowych na kierunku zarządzanie i marketing łączna liczba godzin dydaktycznych wynosiła 1815, a powinna 2400. Minimum programowe nie było również realizowane w Szkole Głównej Handlowej na 3 kierunkach prowadzonych w systemie zaocznym: finanse i bankowość, zarządzanie i marketing oraz stosunki międzynarodowe. Zależnie od kierunku studenci mieli mniej od 165 do 840 godzin. Uczelnie mają też problem z zapewnieniem odpowiedniej kadry.
Większość skontrolowanych zatrudniała za mało nauczycieli akademickich z tytułem profesora i doktora habilitowanego w stosunku do liczby studentów na danym kierunku. Szkoły ograniczają również dostęp na I rok bezpłatnych studiów dziennych, a zwiększają limity przyjęć na studia w charakterze wolnych słuchaczy. W krakowskiej Akademii Pedagogicznej w ciągu trzech lat liczba wolnych słuchaczy wzrosła ze 119 do 370. Dzięki temu w 2002 roku szkoła zarobiła 19 tys. zł, a w 2005 już 1 034 tys. zł. W tym czasie limit przyjęć zmniejszył się o 43 osoby.
- Raport NIK potwierdza nasze zarzuty dotyczące łamania praw studentów - podkreśla Arkadiusz Doczyk, przewodniczący Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej. PSRP w swoim raporcie pokazał m.in., że uczelnie pobierają opłaty wyższe niż zapowiadały w informatorach, podwyższają je bezpodstawnie w trakcie nauki, zmieniają zawartość programową studiów wbrew woli studentów. PRSP, podobnie jak NIK, twierdzi jednak, że dopóki będzie szwankował nadzór ministra, a przepisy będą mało precyzyjne, sytuacja studentów nie ulegnie poprawie.
Jolanta Góra
Robert Pawłowski rzecznik praw studenta
Raport NIK po raz kolejny wykazuje, że bezpłatne studia są fikcją, a pod pozorem błędnie rozumianej autonomii akademickiej w wielu uczelniach publicznych oferuje się młodym ludziom (certyfikowane orzełkiem na dyplomie) studia, na których jakość czy cenę nie mają oni realnego wpływu. Te same patologie szczegółowo opisujemy w II raporcie Rzecznika Praw Studenta przy Parlamencie Studentów RP. Szczególnie niepokoi nas jednak, że tegoroczny raport wskazuje te same problemy, o których mówimy od lat i które wskazywał NIK już w 2002 roku. Powstaje pytanie: Czy to uczelnie publiczne lekceważą problem, czy nieskuteczny nadzór ministra zapewnia im poczucie bezkarności?