Białoruś podzieli się z Rosją

Mińsk liczy, że sprawa nałożonego od 1 stycznia cła na ropę dla Białorusi zostanie rozwiązana jeszcze w styczniu - powiedział białoruski premier Siarhiej Sidorski po powrocie z Moskwy.

Mińsk liczy, że sprawa nałożonego od 1  stycznia cła na ropę dla Białorusi zostanie rozwiązana jeszcze w  styczniu - powiedział białoruski premier Siarhiej Sidorski po powrocie z Moskwy.

Wicepremier Uładzimir Siamaszka twierdzi, że problem rozstrzygnie się do 15 stycznia.

Obaj, premier i jego zastępca, poinformowali, że Białoruś zgadza się na podział wpływów z cła na reeksportowaną przez nią rosyjską ropę, a proporcje podziału mają ustalić eksperci. Moskwa proponuje dzielenie się po połowie.

Według Sidorskiego rosyjscy i białoruscy eksperci przystąpią do pracy niezwłocznie po 9 stycznia, gdy zakończy się okres świąteczny po prawosławnym Bożym Narodzeniu.

Takie uzgodnienia Sidorski poczynił na poniedziałkowym spotkaniu z rosyjskim premierem Michaiłem Fradkowem.

Reklama

Z powodu obłożenia przez Rosję ropy przesyłanej na Białoruś cłem eksportowym w wys. 180,7 dolara od tony białoruski koncern petrochemiczny Biełnaftachim zawiesił od Nowego Roku kontrakty z rosyjskimi kompaniami na dostawy tego surowca.

Dotychczas Mińsk otrzymywał rosyjską ropę bez cła, następnie przerabiał ją w swoich zakładach i eksportował produkty naftowe, pobierając przy tym opłatę celną, nawet dwa razy niższą od tej, którą pobiera Rosja.

Eksperci obliczyli, że budżet w Moskwie traci z tego powodu 2-4 mld dolarów rocznie. W takim układzie także wiele rosyjskich koncernów przerabiało ropę na Białorusi, unikając wyższego rosyjskiego cła.

Rosja żądała więc, by Białoruś podniosła cło do wysokości rosyjskiego i dzieliła się wpływami, oddając Moskwie 85 proc. tych opłat.

Gdy Mińsk nie podporządkował się żądaniu, w połowie grudnia rosyjski rząd ogłosił decyzję o nałożeniu cła. Zagroził też, że może ograniczyć dostawy ropy dla Białorusi do poziomu pokrywającego tylko jej potrzeby wewnętrzne.

Siamaszka poinformował, że Mińsk kupował dotąd ropę w Rosji średnio po 247,5 dolara za tonę. Obłożenie jej cłem oznaczałoby cenę ok. 430 dolarów. Wicepremier przyznał, że przy takich kosztach surowca białoruskie zakłady petrochemiczne byłyby deficytowe.

- Mówiliśmy jeszcze przed Nowym Rokiem, że to doprowadzi do zatrzymania produkcji. Ale nam wciąż dawano sygnały (z Moskwy), w tym od rosyjskiego premiera, że kluczem do rozwiązania wszystkich problemów jest kwestia gazowa - wyjaśnił Siamaszka na konferencji prasowej.

Potwierdził, że białoruskim zakładom zostały tylko resztki ropy pozwalające na pracę jeszcze przez jakieś dwa tygodnie. Mińsk zakontraktował wprawdzie trochę ropy na styczeń po 405 dolarów, ale przerabianie jej przynosi stratę 123-138 dolarów na tonie.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: podzial | Rosja | Rosji | ekspert | Mińsk | bialorus | wicepremier | Białoruś
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »