Bliski koniec kosztownego sporu o Turów. Kluczowe spotkanie we wtorek

Walka o kopalnię węgla brunatnego w Turowie jest długotrwała i kosztowna. Przekłada się na kwestie wizerunkowe, polityczne i finansowe. Na Polskę nałożono kary, które zbliżają się już do 60 mln euro. Kosztowała utratę stanowiska ambasadora Polski w Czechach. Pojawia się jednak nadzieja, że spór zostanie zażegnany. We wtorek zaplanowano kluczowe spotkanie strony czeskiej i polskiej, które może przełamać impas.

Minister środowiska Czech Anna Hubaczkova zadeklarowała w czwartek, że jest gotowa pojechać do Warszawy z propozycją podpisania umowy o Turowie lub jej ostatecznego przedyskutowania. Zapowiedź ta pojawiła się podczas odwiedzin w gminach sąsiadujących z Polską.

Do spotkania czeskiej minister i Anny Moskwy, minister klimatu i środowiska, dojdzie we wtorek 18 stycznia. Przylot czeskiej delegacji do Warszawy potwierdził już rzecznik MKiŚ Aleksander Brzózka. Wcześniej przedstawicielka czeskich władz podkreślała, że umowa wynegocjowana we wrześniu z punktu widzenia Czech jest gotowa. Dodała, że Czechy nie będą proponować żadnych zmian.

Reklama

- Wydaje mi się, że dobrze zapoznałam się z umową i stwierdziłam, co potwierdziłam u burmistrzów, że zawiera ona wszystkie warunki, aby zapewnić stronie czeskiej ochronę środowiska. Są w umowie warunki monitoringu powietrza, wody, monitoringu spadku poziomu wody, są zapisane kwestie budowy ochronnego wału ziemnego i są zawarte warunki odszkodowania za utratę wody po stronie czeskiej - mówiła Hubaczkova.

Długotrwały konflikt

To oznaczałoby koniec długiego i kosztownego sporu. W 2020 r., minister klimatu i środowiska przedłużył koncesję na wydobycie węgla brunatnego w Turowie do 2026 r. Podstawą były przepisy z 2008 r., według których możliwe jest przedłużenie terminu pozwolenia na wydobycie węgla brunatnego o sześć lat bez wykonania badań o oddziaływaniu wydobycia na środowisko.

Czesi w związku z rozbudową kopalni odkrywkowej w Turowie złożyli w lutym zeszłego roku skargę do TSUE, domagając się jednocześnie wstrzymania wydobycia do czasu decyzji Trybunału. Zarzucali stronie polskiej nierzetelne przygotowanie opracowań środowiskowych i naruszenie interesów obywateli Czech. Argumentowali, że kopalnia ma negatywny wpływ na życie mieszkańców graniczących z Polską regionów - powoduje obniżanie się wód gruntowych, wpływa na poziom zapylenia i hałasu.

Pod koniec kwietnia tego roku minister klimatu i środowiska przedłużył termin obowiązywania obecnej koncesji do 2044 r. Wśród zobowiązań podjętych przez PGE GiEK znalazła się budowa ekranu przeciwfiltracyjnego do lutego 2023 r., zamontowanie systemu zabezpieczenia przed emisją pyłów w rejonie zasobnika węgla (co zostało zrealizowane), a także ograniczenie emisji pyłów, zastosowanie systemów zmniejszających poziom hałasu i budowa ekranu akustycznego.

Jednocześnie Polska w kwietniu wniosła o odrzucenie przez TSUE wniosku Czech, podkreślając, że środek tymczasowy, którego domagają się Czechy, jest nieproporcjonalny i nie zapewnia właściwego wyważenia interesów. TSUE przychylił się jednak do wniosku Czech i w maju nakazał Polsce natychmiastowe wstrzymanie wydobycia w należącej do PGE GiEK kopalni Turów do czasu merytorycznego rozstrzygnięcia.

Finansowy bat

Polsko-czeskie negocjacje dotyczące Turowa rozpoczęły się w czerwcu 2021 r. Rozmowy zostały przerwane 30 września, a 5 listopada wznowione, jednak później nie były kontynuowane. W międzyczasie w Czechach odbyły się wybory parlamentarne.

Polski rząd do nakazu wstrzymania wydobycia wydanego przez TSUE się nie zastosował. PGE, właściciel kopalni, podkreślał, że z wydobywanego tu węgla produkowana jest energia, która trafia do około 2,3 milionów gospodarstw domowych. Argumentował, że wstrzymanie pracy kopalni oznaczałoby pozbawienie środków do życia tysięcy pracowników PGE i partnerów biznesowych firmy. Miałoby to też przełożenie na gospodarkę regionu.

Prawnicy od początku mówili, że od nakazu nie ma środka odwoławczego, a jego niewykonanie oznacza nałożenie kar finansowych. Tak też się stało. TSUE nałożył na Polskę karę w wysokości 500 tys. euro dziennie. Polski rząd od początku mówił, że nie zamierza regulować należności.

Komisja Europejska w czwartek poinformowała, że wysłała do Polski dwa wezwania do zapłaty kar, ale nie otrzymała wpłaty. Przedstawiciele KE zaznaczyli, że jeśli środki nie wpłyną, potrąci odpowiednie kwoty z funduszy należnych Polsce w unijnego budżetu. Chodzi już o blisko 60 mln euro. Według Bloomberga, KE rozpoczęła już przygotowania do procedury wstrzymania środków. Przy czym nie chodzi tu o pieniądze z Funduszu Odbudowy, zamrożone ze względu na obawy o niezależność sądownictwa w Polsce. W ramach budżetu unijnego w latach 2021-2027 do Polski ma wpłynąć ok. 137 mld euro.

Rzecznik rządu Piotr Müller skwitował, że Polska "jest w stanie ponieść ten koszt", podkreślając, że nadrzędne jest utrzymanie dostaw prądu w kraju. Do działań KE odniosła się też rzeczniczka PiS Anita Czerwińska. Oceniła je jako "bezpodstawne, niemające żadnej zasadności".

Krótka kariera ambasadora

Problemów było więcej. Po drodze odwołany został ze stanowiska ambasadora Mirosław Jasiński, który udzielił redakcji Deutsche Welle niefortunnego wywiadu. Zauważył on w rozmowie z dziennikarzami, że u źródła konfliktu leżał "brak empatii, brak zrozumienia i brak chęci podjęcia dialogu - i to w pierwszym rzędzie z polskiej strony".

"Ta wielka bariera głęboko w ziemi, która była propagandowo prezentowana jako dodatkowe zabezpieczenie przed odpływem wód gruntowych, tak naprawdę ma chronić kopalnię przed zalaniem przez wody trzeciorzędowe, czyli głębsze, i w ogóle nie ma żadnego znaczenia tam, gdzie są studnie. Bądźmy więc uczciwi i przyznajmy, że powodem sporu była jednak arogancja pewnych ludzi" - mówił, dodając, że chodzi o dyrekcję kopalni. "Trzeba te szkody naprawić natychmiast, bo jeśli ktoś sobie kopie dół, to nie znaczy, że ludzie z sąsiedztwa mają zostać bez wody. Nie wierzę w to, żeby wielkiej kopalni nie było stać na zrobienie wodociągu dla kilkudziesięciu gospodarstw" - zaznaczał.

Po tych słowach wszczęła się polityczna burza. Rzecznik rządu Piotr Müller mówił, że "nie ma zgody na skrajnie nieodpowiedzialne wypowiedzi ws. kopalni w Turowie". Z kolei premier Mateusz Morawiecki zdecydował 6 stycznia o rozpoczęciu procedury odwołania Jasińskiego z zajmowanego stanowiska. Warto dodać, że ambasador został powołany na stanowisko kilka tygodni wcześniej, 20 grudnia 2021 r. W Pradze Polska nie miała ambasadora od połowy 2020 roku, kiedy to ze stanowiska odwołano Barbarę Ćwioro.

Dobrze byłoby zakończyć wojnę o Turów jak najszybciej, bo jej koszty są bardzo wysokie. Konflikt mocno ciąży na polsko-czeskich stosunkach. Kompromis doprowadziłby do uspokojenia sytuacji i zminimalizowałby ryzyka na przyszłość - zarówno tych finansowych, jak i operacyjnych oraz politycznych.  

Monika Borkowska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Turów | kopalnia turów | Czechy | Komisja Europejska | TSUE | wyrok TSUE
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »