Bokserska żyła złota
Obiegowa prawda socjologiczna mówi, że sport to zastępcza wojna. Ze względu na pierwiastek wyzwalanej agresji teoria ta wyjątkowo pasuje do szeroko rozgałęzionej rodziny sportów walki, wśród których do najpopularniejszych od czasów starożytnych należy boks. Ostatnio świat zelektryzowała kolejna w historii tej dyscypliny walka stulecia, w której stanęli naprzeciw siebie najlepsi na świecie pięściarze wagi półśredniej: Floyd Mayweather Jr. i Manny (właściwie Emmanuel Dapidran) Pacquiao.
Pojedynek nie dostarczył widzom wielu emocji. Pojawiły się nawet pozwy sądowe od kibiców, którzy domagają się od przegranego Filipińczyka odszkodowania za utajenie informacji o wcześniejszej kontuzji ramienia. Mimo tego walka wydatnie pomnożyła i tak mocno już wypchane konta uczestników.
Boks rządzi się mocno zakorzenionymi w finansowej rzeczywistości regułami. Jedna z nich mówi, że każda walka między pretendentami do prestiżowego tytułu zakłada z reguły równie lukratywny rewanż. Wiąże się z nią inna - najbardziej w tym sporcie opłacają się remisy, ponieważ zwiększają apetyt na ostateczne rozstrzygnięcie.
Tymczasem magazyn "Business Insider" już 4 maja zaczął głosić tezę, że starcie, które miało miejsce 2 maja w posiadającej 16 800 miejsc na widowni MGM Grand Garden Arena w Las Vegas, nie doczeka się dalszego ciągu. Miałoby o tym zadecydować kilka czynników, w tym względnie zaawansowany wiek sportowców (Mayweather ma 38 lat, Pacquiao - 36) oraz ich kończące się kontrakty z promotorami. Umowa Mayweathera z Showtime zobowiązuje go do odbycia jeszcze jednego pojedynku, Pacquiao z Top Rank i HBO - trzech przed końcem 2016 r.
Niewielkie szanse na rewanż to również uboczny skutek wyjątkowości walki pięściarzy, których zmagania na co dzień pokazują konkurujące ze sobą kanały telewizyjne. To pierwszy taki przypadek w historii amerykańskiego boksu od 2002 r., kiedy rękawice skrzyżowali ze sobą Lennox Lewis i Mike Tyson. Menedżerowie przeciwników doszli do porozumienia z gospodarzem gali dopiero 10 dni przed wyjściem bokserów na ring. Negocjacje trwały z przerwami sześć lat, rozbijając się m.in. o kwestię badań na zawartość dopingu. Zapotrzebowanie na konfrontację było tak duże, że w 2010 r. pismo "The Ring" ogłosiło jej brak wydarzeniem roku! Ceny biletów wahały się między 1 500 a 7 500 dolarów. Wśród ich nabywców znaleźli się m.in. Michael Jordan, Leonardo DiCaprio, Donald Trump i Justin Bieber.
Dochody z transmisji walki w technologii pay-per-view (Polska była jednym z nielicznych krajów, gdzie nie wprowadzono takich ograniczeń) są oceniane na 400 mln dolarów. Czekający na zwycięzcę wysadzany szmaragdami pas, ufundowany przez federację World Boeing Council (WBC), kosztował milion dolarów. Jak zazwyczaj w tej dyscyplinie, już przed pierwszym gongiem było wiadomo, że finansowym triumfatorem tej nocy będzie rzeczywisty zwycięzca pojedynku - Mayweather. Za wejście na ring odebrał 180 mln dolarów, o 60 mln więcej niż Pacquiao. Oznacza to, że w ciągu każdej sekundy pojedynku wzbogacał swoje konto o około 83 tys. dolarów. Gaża za poprzednią stoczoną przez niego walkę - z Marcosem Maidaną we wrześniu 2014 r. - wynosiła 32 mln dolarów.
Jak przystało na doświadczonych zawodników wysokiej klasy, obydwaj już wcześniej należeli do czołówki sportowej listy płac. W 2014 r. Mayweather zarobił 105 mln dolarów - więcej niż jakikolwiek inny bohater aren, choć i tak mniej niż za majową walkę. Jedyny inny sportowiec w historii, który w ciągu 12 miesięcy wzbogacił się o ponad 100 mln "zielonych" to golfista Tiger Woods. Po uwzględnieniu inflacji lista rozrosłaby się do sześciu nazwisk, uwzględniając także Michaela Jordana, Michaela Schumachera, Mike'a Tysona i innego pięściarza - Evandera Holyfielda. Pacquaio znalazł się w zeszłorocznej klasyfikacji na 11. miejscu z niecałymi 42 mln dolarów. Majątek Amerykanina szacowany jest na 330-415 mln dolarów (wydał je m.in. na luksusową rezydencję Big Boy Mansion w Las Vegas), Filipińczyka natomiast na 175-265 mln.
Przez wiele dekad największą uwagę zarówno w zawodowym, jak i amatorskim boksie, przyciągały walki w najcięższej kategorii, której mistrzów nazywano czempionami wszech wag. W ciągu ostatniej dekady zmagania najsilniejszych straciły jednak na medialnym zainteresowaniu na rzecz rywalizacji w wadze półśredniej. Zmiana ta wydaje się naturalna. Wymogi tej kategorii są najbardziej zbliżone do warunków fizycznych statystycznego mężczyzny, zapewniają odpowiedni balans między siłą a zwinnością, szranki nie są też zdominowane przez zawodników kilku narodowości. Przede wszystkim jednak waga ciężka zdaje się ostatnio cierpieć na brak charyzmatycznych osobowości przyciągających uwagę szerszej publiczności. Ukraińscy bracia Witalij i Władimir Kliczko przynajmniej metaforycznie nie posiadają takiej siły rażenia, jak Lennox, Holyfield czy Tyson, nie mówiąc już o legendarnym Muhammadzie Alim. Mayweather i Pacquiao wypełnili lukę po odejściu na emeryturę w 2009 r. Oscara De La Hoyi. "Złoty chłopiec" w ciągu 17 lat zdobył dziesięć mistrzowskich pasów w sześciu kategoriach, a 700 mln widzów zapłaciło za transmisje pay-per-view z jego walk. Przegrał tylko sześć starć, m.in. pod koniec kariery z... Pacquiao.
Spadek znaczenia wagi ciężkiej to przynajmniej teoretycznie dobra wiadomość dla Polaków, ponieważ nigdy nie była ona naszą domeną, czego dowodem są choćby pamiętne perypetie "ostatniej nadziei białych" - Andrzeja Gołoty. W innych kategoriach w ostatnich dekadach mogliśmy pochwalić się godnymi uwagi sukcesami.
Dariusz Michalczewski (co prawda przez większość kariery bronił barw Niemiec) był w latach 1994-2003 mistrzem świata wagi półciężkiej federacji WBO, Tomasz Adamek posiadał pas WBC w tej kategorii oraz IBF w junior ciężkiej, podobnie jak Krzysztof "Diablo" Włodarczyk (2010-2014 również czempion WBC w tej wadze).
Mogłoby się wydawać, że dominującej pozycji boksu wśród sportów siłowych zaczynają zagrażać mieszane sztuki walki (mixed martial arts - MMA). Zarobki w tej widowiskowej dyscyplinie to jednak wciąż ułamek fortuny pięściarzy. Spośród zawodników zrzeszonych w federacji UFC od 2004 r. najbardziej wzbogacił się urodzony na Cyprze Brytyjczyk Michael Bisping - o 5 249 000 dolarów. W 2013 r. w klasyfikacji najbardziej majętnych fighterów przygotowanej przez serwis therichest.com znalazł się z 8 mln dolarów były czołowy polski strongman Mariusz Pudzianowski. Obecnie spośród startujących w naszym kraju jedynie on i Czeczen Mamed Chalidow są w stanie inkasować za walkę około 150 tys. dolarów (dokładne dane są utrzymywane w tajemnicy). Badania wykazały, że audytoria boksu i MMA pokrywają się tylko w niewielkim stopniu, co nie dziwi, biorąc pod uwagę pewne podobieństwo mieszanych sztuk walki do kultowego w USA wrestlingu (zapaśniczej wolnoamerykanki). Można się więc spodziewać, że zmagania siłaczy jeszcze długo pozostaną gwoździem programu różnego rodzaju sportowych mediów.
dr Kordian Kuczma