Branże są gotowe na zaciśnięcie pasa, ale nie na zamknięcie
Lockdown nie jest dobrym sposobem na zaradzenie pogarszającej się sytuacji epidemicznej - zgodnie stwierdzili w rozmowach z Interią przedstawiciele centrów handlowych, hoteli, sklepów spożywczych, salonów fryzjerskich i kosmetycznych - branż, które bardzo ucierpiały podczas pandemii. Jedni - jak strefa beauty - obawiają się segregacji sanitarnej, inni - np. hotelarze - twierdzą, że ograniczenia powinny objąć niezaszczepionych. Wszyscy wskazują, że kolejne zamknięcie byłoby katastrofalne nie tylko dla nich, ale też dla Skarbu Państwa.
Bardzo uważnie i z niepokojem obserwuje IV falę pandemii Polska Rada Centrów Handlowych. Liczy, że mimo trudnej sytuacji decyzje rządu ograniczą się do kolejnych obostrzeń ale nie do zamknięcia sklepów.
- Uważamy, że wprowadzanie lockdownów jest najgorszym rozwiązaniem. Powodowałoby olbrzymie straty społeczne i ekonomiczne. Wśród najemców i wynajmujących skutki kolejnego lockdownu mogłyby być katastrofalne, a nawet groziłyby upadłościami firm - zapewnia Interię Krzysztof Poznański, dyrektor zarządzający Polskiej Rady Centrów Handlowych (PRCH). A od marca 2020 roku do końca ostatniego lockdownu na początku maja, branża wynajmujących poniosła straty w wysokości 6 mld zł. - Według naszych szacunków, przy kolejnych lockdownach, w wyniku nowych ustawowych regulacji w obszarze czynszów, straty mogłyby być nawet dwukrotnie wyższe - podkreśla K.Poznański.
Zamknięcie handlu w okresie przedświątecznym uniemożliwiłoby też klientom bezpośredni dostęp do produktów i byłoby ogromnym ciosem dla całego sektora. Czwarty kwartał jest bowiem najważniejszym w roku. Dla branży galerii handlowych stanowi on ponad 30 proc. całorocznych obrotów. - Sam grudzień to zazwyczaj o około 54 proc. wyższe obroty niż średnia miesięczna z okresu styczeń-listopad - argumentuje rozmówca Interii. Wtedy branża może nieco odbudować poniesione przez pandemię straty i zgromadzić kapitał na zakup nowych kolekcji.
Dlatego - zapewnia Poznański - priorytetem centrów handlowych jest podejmowanie wszelkich działań mających na celu niedopuszczenie do kolejnych lockdownów.
- Od początku pandemii branża intensywnie włączyła się w działania zmierzające do zapobiegania zakażeniom i właściciele centrów zainwestowali ogromne sumy w zapewnienie ochrony sanitarnej, środków do dezynfekcji, edukację w dziedzinie ddm (dystans, dezynfekcja, maseczka) - wylicza wiceprezes PRCH. W październiku Rada wydała katalog "Mistrzów Dobrych Praktyk", w którym zamieściła opisy ponad 215 inicjatyw i spontanicznie podjętych działań centrów handlowych z całej Polski. Z inicjatywy PRCH przeprowadzona została też kampania #kupujebezpiecznie. - Kolejne zamknięcie obiektów, które tak intensywnie włączyły się w działania przeciw rozwojowi pandemii byłoby zwyczajnie niesprawiedliwe - podkreśla Poznański.
Decyzji o lockdownie sprzeciwia się też Izba Gospodarcza Hotelarstwa Polskiego (IGHP) reprezentująca branżę, która podczas pandemii poniosła duże straty. - Hotele są miejscami bezpiecznymi pod względem sanitarnym, a pracownicy w zdecydowanej większości przyjęli szczepionkę przeciwko Covid-19. Dlatego, naszym zdaniem, lockdown całej branży hotelarskiej jest nieuzasadniony - podkreśla w rozmowie z Interią Marcin Mączyński, sekretarz generalny IGHP. Jak wynika z ostatniego raportu Izby, branża powoli nadrabia straty. Jednak placówki odczuwają konsekwencje IV fali, bo wzrost zachorowań na Covid-19 wpływa na mniejszą liczbę rezerwacji w hotelach. W październiku, ponad połowa z nich odnotowała obłożenie pomiędzy 40 a 70 proc.
Zdaniem IGHP, sposobem na pogarszającą się sytuację epidemiczną powinny być dodatkowe obostrzenia a nie lockdown, który doprowadziłby do kolejnego zamknięcia hoteli. - Stoimy na stanowisku, że hotele powinny pozostać otwarte dla osób zaszczepionych. Taką praktykę stosuje obecnie coraz więcej krajów w Europie. Jeśli lockdown, to tylko obejmujący osoby niezaszczepione - podkreśla M.Mączyński. I zwraca uwagę, że dla przedsiębiorców niezwykle ważna jest ciągłość i stabilność prowadzenia działalności. - Dlatego o ewentualnych zmianach chcielibyśmy wiedzieć z odpowiednim wyprzedzeniem. Obecnie martwimy się coraz mniejszą liczbą rezerwacji w hotelach na nadchodzące tygodnie. Nasza najnowsza ankieta jednoznacznie wskazała, że jest to spory problem dla branży - zwraca uwagę sekretarz generalny IGHP.
“Twardego lockdownu" nie spodziewa się branża beauty, choć jej przedstawiciele mówią o niepokoju. Jest on wywołany skutkami ewentualnej segregacji sanitarnej.
Wtedy - jak obliczono - na przymusowy urlop poszłaby nawet ⅓ specjalistów. - Przekłada się to na 100 tysięcy miejsc pracy i 50 tysięcy firm, mimo tego, że branża szczepi się o ok. 10 pkt. proc. szybciej niż ogół. Od fryzjera czy kosmetyczki odcięta zostałaby też około połowa klientów, bo według danych Ministerstwa Zdrowia taki jest odsetek osób niezaszczepionych - zwraca uwagę Michał Łenczyński, lider Beauty Razem, grupy wsparcia zrzeszającej 60 tysięcy specjalistów branży fryzjerskiej i kosmetycznej.
Na zbyt radykalnych posunięciach - ostrzegają przedstawiciele branży - straciłyby nie tylko punkty usługowe, ale też Skarb Państwa. Według statystyk prowadzonych przez Beaty Razem, dzienny obrót wszystkich salonów fryzjerskich i kosmetycznych wynosi 127 mln złotych. - Restrykcyjne decyzje doprowadziłyby do olbrzymich strat. Rynek skurczyłby się o ponad jedną trzecią. To minimum 40 mln złotych dziennie, czyli miliard 300 mln złotych miesięcznie. Od tej kwoty Państwo przestałoby pobierać podatki - wylicza rozmówca Interii. Dlatego, zamiast ograniczeń branża woli stosować aktualny, wypracowany z rządem wysoki reżim sanitarny. - Trzymamy się go od początku kryzysu wywołanego pandemią. Historia udowodniła, że jest skuteczny, a gabinety to najbezpieczniejsze miejsca usługowe. Nie istnieje żadne badanie, które by to podważało - zwraca uwagę Łenczyński.
Wprowadzanie dodatkowych obostrzeń bierze pod uwagę branża, której nie grozi lockdown - sklepy spożywcze. Polska Izba Handlu zrzeszająca ponad 30 tysięcy tych placówek zapewnia, że są one przygotowane do działania w pandemii, dbają o bezpieczeństwo zarówno klientów, jak i pracowników. Zgodnie z dostępnymi wynikami badań, sklepy osiedlowe są tymi, którym najbardziej ufają teraz Polacy. Można do nich dotrzeć bez korzystania ze środków transportu a czas przebywania w nich jest krótki. Dlatego szybko wprowadziły one zaostrzone procedury dotyczące zasad higieny i konsekwentnie ich przestrzegają. - Te placówki już pokazały, że potrafią stanąć na wysokości zadania i zapewnić ludziom dostęp do żywności, nawet w trudnych warunkach. Polacy docenili, że w małych sklepach zakupy są bezpieczne - zapewnił Interię Maciej Ptaszyński, wiceprezes Polskiej Izby Handlu.
Ptaszyński uspokoił, że podczas trwającej IV fali pandemii produkcja żywności nie jest w Polsce zagrożona. Nie ma też zagrożeń dla ciągłości dostaw. - Handel w zakresie zaopatrzenia funkcjonuje i będzie funkcjonował normalnie. Dystrybutorzy i hurtownie posiadają odpowiednie zapasy, a system dostaw działa - zapewnia wiceprezes PIH. I dodaje, że nawet w przypadku zaostrzenia się sytuacji pandemicznej nie ma i nie będzie planów przerywania łańcucha dostaw. - Na początku pandemii byliśmy świadkami masowych zakupów i chwilowych braków niektórych artykułów. Jednak było to zjawisko krótkotrwałe i jednorazowe. Wynikało z dezorientacji i niepokoju towarzyszącego początkowi pandemii. Jak jednak pamiętamy, braki asortymentu zostały natychmiast uzupełnione i przez całą pandemię nie było problemu z dostępnością wszelkich produktów - podkreśla Ptaszyński.
Ewa Wysocka