Brexit: Wstrząsy wtórne
Założenia zawarte w Białej Księdze dotyczącej wychodzenia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej dają tylko iluzoryczną szansę na cichy rozwód. Brytyjczycy opuszczą struktury unijne, a prognozy skutków tej operacji są mocno rozbieżne.
Na początku lutego, po tym jak Izba Gmin upoważniła premier Wielkiej Brytanii Theresę May do rozpoczęcia procedury wyjścia z Unii Europejskiej na podstawie art. 50 Traktatu Lizbońskiego - stało się jasne, że do Brexitu dojdzie. Stało się również niemal pewne, że negocjacje dotyczące szczegółowych warunków Brexitu rozpoczną się zgodnie z planem, czyli do końca marca.
Wciąż niepewne jest jednak to, czy Brexit będzie "twardy", czy też nie. Theresa May oficjalnie się do tego nie przyznaje, ale - w opinii licznych komentatorów - optuje za takim właśnie scenariuszem.
To rozwiązanie oznaczałoby zerwanie niemal wszystkich więzów gospodarczych i prawnych, jakie łączą obecnie UE i Wielką Brytanię, a zatem wielki wstrząs dla Starego Kontynentu.
2 lutego brytyjski rząd opublikował tzw. Białą Księgę dotyczącą wyjścia kraju z Unii Europejskiej. W dokumencie pt. "The United Kingdom's exit from and new partnership with the European Union" zarysowane zostały ogólne zasady tego procesu oraz wygląd relacji, jakie mają łączyć obie strony po "rozwodzie".
Najważniejsze założenia Białej Księgi sprowadzają się do stwierdzenia, że Wielka Brytania opuści wspólny rynek UE i unię celną, oraz że będzie chciała wyjść spod jurysdykcji unijnego Trybunału Sprawiedliwości (m.in. po to, by wprowadzić uproszczone procedury rozwiązywania sporów gospodarczych).
Po Brexicie wyspiarski kraj będzie chciał wynegocjować nowe porozumienie o wolnym handlu ze Wspólnotą, bez zachowania dotychczasowych czterech swobód (przepływu towarów, usług, kapitału i ludzi). Wedle założeń z Białej Księgi, Brytyjczycy chcą po Brexicie znacząco ograniczyć imigrację. Jednocześnie przedstawiciele brytyjskiego rządu zapewnili, że są gotowi do złożenia gwarancji dotyczących przyszłych praw 3,8 mln obywateli państw członkowskich UE (pod warunkiem uzyskania podobnych gwarancji dla Brytyjczyków przebywających na kontynencie).
Ze słów brytyjskiego ministra ds. Brexitu Davida Daviesa wynika, że ze strony królestwa negocjacje mają być prowadzone w ten sposób, aby "nie powstawały nowe utrudnienia" w relacjach na linii UE - Wielka Brytania i aby "projekt Unii Europejskiej się powiódł".
Ekonomiści, po zapoznaniu się z Białą Księgą, wciąż jednak nie wiedzą, jak będzie wyglądał Brexit od strony gospodarczej. Zgodnie podkreślają, że pozostawia ona duże pole manewru obu stronom. Poza tym, jak zwrócił uwagę prof. Jan Wouters z Uniwersytetu w Leuven podczas konferencji "Brexit and trade: what EU and WTO rules imply" zorganizowanej przez think tank Breugel 6 lutego, dopóki Wielka Brytania jest członkiem UE, nie może negocjować żadnych umów handlowych. - Będzie to mogła robić dopiero gdy wyjdzie z UE. Historyczne przykłady pokazują, że negocjacja dużych umów handlowych trwa od 4 do 7 lat - podkreślił Wouters.
Premier May z wielu stron jest mocno naciskana, by Brexit przybrał jak najbardziej łagodną formę. Tuż po publikacji Białej Księgi agencja Bloomberg podała, że - według jej informatorów - aż 27 parlamentarzystów z Partii Konserwatywnej zapowiedziało, iż będzie stanowczo przeciwstawiać się koncepcji "twardego" Brexitu.
Cichego rozwodu chcą też Niemcy, grający główne skrzypce w UE. - Nie chcemy karać Brytyjczyków za ich decyzję. Chcemy utrzymać Wielką Brytanię blisko nas - powiedział na początku lutego w wywiadzie dla dziennika "Der Tagesspiegel" niemiecki minister finansów Wolfgang Schäuble.
- Biała Księga pokazuje, że głos biznesu jest słyszalny. Niezwykle ważne jest to, aby po Brexicie firmy działające na Wyspach wciąż miały dostęp do siły roboczej. Należy za wszelką cenę dążyć do tego, aby proces wychodzenia z Unii był łagodny - powiedziała Carolyn Fairbairn, dyrektor generalna Konfederacji Brytyjskiego Przemysłu (Confederation of British Industry's, CBI), wielkiej organizacji lobbingowej zrzeszającej około 190 tys. firm.
- W interesie ekonomicznym Wielkiej Brytanii leży, by Brexit przebiegł łagodnie, zapewniając maksimum swobody do działań gospodarczych w Europie i poza nią - stwierdziła Karen Briggs, szefowa działu ds. Brexitu w firmie doradczej KPMG.
Gra sił polityczno-gospodarczych rozstrzygnie więc o tym, jaki będzie Brexit. Istnieje kilka modeli handlu i współpracy gospodarczej, jakie może przyjąć Wielka Brytania po wyjściu z UE. Obecnie, po publikacji Białej Księgi, wydaje się, że będzie on raczej zbliżony do szwajcarskiego (czyli członkostwo w Europejskim Stowarzyszeniu Wolnego Handlu EFTA) lub kanadyjskiego (na bazie umowy CETA), niż norweskiego (bo Norwegia korzysta ze wspólnego rynku UE w ramach Europejskiego Obszaru Gospodarczego EOG - ang. European Economic Area, EEA).
Według prof. Katarzyny Żukrowskiej z Instytutu Studiów Międzynarodowych SGH po Brexicie możliwe jest także znaczące zbliżenie gospodarcze między USA a Wielką Brytanią. Może nawet powstanie czegoś na kształt Północnej Unii Gospodarczej (do której dołączyłaby na przykład Norwegia). To mocno uderzyłoby w Unię Europejską. - Takiego rozwiązania nie można wykluczać. Można je nawet zakładać. Mamy z jednej strony deklarację prezydenta USA Donalda Trumpa, że chce podpisać umowę o wolnym handlu z Wielką Brytanią, a z drugiej rosnące zainteresowanie Brytyjczyków handlem z krajami spoza Europy. Można więc przewidywać, że pojawi się nowa umowa bilateralna o wolnym handlu między USA a Wyspami - zwraca uwagę prof. Żukrowska.
- Premier May podpisze bilateralną umowę z USA, bo Wielka Brytania na niej nie straci - wtóruje jej Miles Saltiel, analityk Adam Smith Institute.
Zdaniem eksperta think tanku Chatham House Thomasa Rainesa, zbliżenie między tymi anglosaskimi krajami nie będzie jednak takie łatwe, jak się wydaje. - Geopolityczna rzeczywistość Londynu jest bardzo skomplikowana. Znalazł się on w potrzasku między Waszyngtonem, który w niemal każdym wymiarze patrzy na świat inaczej, ale wyciąga rękę na zgodę, a sfrustrowaną Brukselą, z którą musi się rozwieść - podkreśla Raines.
Tak czy inaczej, prawdopodobieństwo poniesienia przez Wielką Brytanię oraz Unię Europejską znacznych kosztów gospodarczych Brexitu jest duże. Z wyliczeń Konfederacji Brytyjskiego Przemysłu wynika, że Brexit może kosztować Wielką Brytanię 100 mld funtów - czyli blisko jedną czwartą nominalnego PKB z 2016 r. - i zlikwidować 950 tys. miejsc pracy do 2020 r.
W dłuższym terminie Brexit również będzie szkodził brytyjskiemu PKB - ostrzegała już w kwietniu 2016 r. Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) w raporcie "The economic consequences of Brexit".
Jak bardzo? To zależy od scenariusza. W tym umiarkowanym do 2030 r. koszt Brexitu na jedno brytyjskie gospodarstwo domowe ma sięgnąć 3,2 tys. funtów.
- Brexit może przyspieszyć proces likwidacji zakładów przemysłowych na Wyspach. Na wyjściu z UE mogą zaś zyskać sektory oparte na innowacjach, jak branża filmowa, medialna, reklamowa, IT - wskazuje prof. Żukrowska.
W tle dyskusji na temat Brexitu cały czas pojawiają się spekulacje dotyczące powtórki szkockiego referendum niepodległościowego. Ross Greer, członek szkockiej Partii Zielonych, głównego koalicjanta Szkockiej Partii Narodowej, stwierdził na początku lutego, że "w najbliższych tygodniach może zostać podjęta decyzja na temat referendum". Gdyby Szkocja odłączyła się od Korony, znacząco osłabiłoby to potencjał gospodarczy Wielkiej Brytanii.
Na Brexicie stracą nie tylko eksporterzy z krajów UE, którzy wysyłają swoje towary na Wyspy, ale również Unia jako instytucja. Wielka Brytania przestanie bowiem od 2020 r. płacić składki członkowskie. A jest ona płatnikiem netto budżetu UE, przekazującym do niego około 0,3-0,4 proc. rocznego PKB. W 2015 r. wpłaciła o około 8,4 mld funtów więcej, niż z niego otrzymała.
- Brak środków brytyjskich w budżecie UE będzie oznaczał, że wielkość transferów do poszczególnych państw wyraźnie spadnie. Idąc dalej, oznacza to, że Brexit wymusi głębokie cięcia w finansowaniu dziedzin, na które dotąd UE miała środki. W praktyce będzie to oznaczało ograniczenie interwencjonizmu międzynarodowego - podkreśla prof. Żukrowska.
Czy, patrząc od strony gospodarczej, ktoś może skorzystać na Brexicie? - Pozaunijni partnerzy handlowi Wielkiej Brytanii - odpowiada dr Adam Michalik z Katedry Handlu Zagranicznego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. - Należy pamiętać, iż w odróżnieniu od Niemiec czy Polski, udział UE w obrotach handlowych Wielkiej Brytanii jest relatywnie mniejszy. Udział UE jako rynku zbytu dla eksportu Niemiec czy Francji w 2015 r. wyniósł blisko 60 proc., w przypadku Polski blisko 80 proc., a w przypadku Wielkiej Brytanii w ostatnich latach systematycznie się zmniejsza i w 2015 r. było to niespełna 45 proc. Brytyjczycy najwięcej eksportują do USA oraz Chin i Szwajcarii. Dlatego należy się spodziewać dalszego przesunięcia brytyjskiego handlu w stronę partnerów pozaunijnych. Jednym z głównych beneficjentów Brexitu staną się Chiny, które będą mieć ułatwiony dostęp do brytyjskiego rynku - tłumaczy dr Michalik.
Według Mateusza Benedyka, prezesa Instytutu Edukacji Ekonomicznej im. L. von Misesa, możliwy jest także scenariusz optymistyczny dla samej Wielkiej Brytanii. - Jeśli Londyn zlikwiduje szkodliwe dla gospodarki regulacje i przepisy, ograniczy wydatki publiczne i odpowiednio zmniejszy podatki, to Wielka Brytania nie tylko nie straci, ale nawet zyska. Poza tym, przy takim rozwoju sytuacji, stałaby się konkurentem UE i z zewnątrz wymuszałaby większą otwartość na rynkowe mechanizmy wśród państw Unii. Warto kibicować, by taki scenariusz się ziścił, ale jest zbyt wcześnie, by prognozować, jak zmieni się Wielka Brytania po Brexicie - uważa Benedyk.
Co ciekawe, Brexitu w czarnych barwach nie widzą ekonomiści z organizacji Economists for Brexit. W ich opinii wyjście Wielkiej Brytanii z UE zwiększy tempo wzrostu PKB tego kraju nawet o 2 proc., jeśli tylko rząd wybierze wariant "łagodnego" rozwodu.
I tu dochodzimy do kwestii wpływu Brexitu na polską gospodarkę. Po pierwsze, po 2020 r. UE będzie miała dla nas mniej środków, na przykład na inwestycje infrastrukturalne, niż we wcześniejszych latach.
Poza tym Polska stała się w ostatnich latach jednym z kilkunastu najważniejszych partnerów handlowych Wielkiej Brytanii, jeśli chodzi o import (tab. 5). - Polscy eksporterzy, którzy wysyłają swoje towary na Wyspy, powinni więc powoli zacząć myśleć o nowych rynkach zbytu. Ta uwaga dotyczy szczególnie firm z branży spożywczej - ostrzega dr Michalik.
Jeśli chodzi o emigrantów z UE, to największą grupę (1 mln osób) na Wyspach stanowią właśnie nasi rodacy. - Po Brexicie część z nich będzie musiała szukać pracy w USA czy krajach UE. Część wróci zapewne do Polski - uważa prof. Katarzyna Żukrowska.
Według prof. Żukrowskiej część firm, które obecnie mają siedziby w Wielkiej Brytanii, mogłaby się przeprowadzić do Polski, ale aby tak się stało, polski rząd musiałby obniżyć podatki i postawić na rozwój infrastruktury. - Jeśli tego rodzaju zmiany nie zostaną wprowadzone, korzyści z Brexitu można będzie porównać do okruchów, które spadają z suto nakrytego stołu podczas uczty - podsumowuje Żukrowska.
Inną ciekawą konsekwencją Brexitu może być zachwianie się pozycji londyńskiego City. Do połowy 2016 r. stolica Wielkiej Brytanii niewątpliwie była jednym z dwóch - obok Nowego Jorku - najważniejszych centrów finansowych na świecie. Z obliczeń firmy Deloitte wynika, że około 40 proc. spośród największych korporacji mających siedzibę na Starym Kontynencie, miało ją właśnie w stolicy Zjednoczonego Królestwa (dla porównania: Paryż przyciągał tylko 8 proc. z nich). W 1975 r. aktywa brytyjskich banków stanowiły 100 proc. PKB Wielkiej Brytanii, a w 2013 r. już 450 proc.
Wiele jednak zmieniło się po czerwcowym referendum. Liczne firmy finansowe podjęły decyzję o wyprowadzeniu się z Londynu (UBS, JP Morgan), a inne zapowiedziały, że na poważnie rozważą taką możliwość.
W zestawieniu najważniejszych centrów finansowych świata Global Financial Centres Index z września 2016 r., sporządzanym przez Z/Yen Group, stolica Wielkiej Brytanii wciąż plasowała się na pierwszym miejscu. Jednak w treści raportu jego autorzy podkreślili, że odzwierciedla on stan na koniec czerwca 2016 r., a opinie zebrane przez nich w sierpniu i wrześniu wskazują, że Londyn przestanie być liderem rankingu w marcu 2017 r. (gdy zostanie opublikowana jego kolejna edycja). "Z docierających do nas sygnałów wynika, że po brytyjskim referendum instytucje finansowe zerkają na Dublin i Luksemburg jako potencjalne lokacje, do których się przeniosą" - stwierdzili w dokumencie eksperci Z/Yen Group.
Według wielu opinii, w grze bierze też oczywiście udział Frankfurt.
W opinii dr. Adama Michalika, Londyn niewątpliwie straci na Brexicie, choć trudno jednoznacznie prognozować skalę tej straty. - Wydaje się, że większość instytucji finansowych oczekuje na konkretne informacje dotyczące zmiany warunków działalności na Wyspach i będzie na bieżąco analizować potencjalne korzyści i koszty przeniesienia siedzib. Na przejęcie tych instytucji mają szansę takie miasta jak Paryż, Dublin czy Berlin - wskazuje Michalik.
Według Michalika prawdopodobny jest także taki rozwój wydarzeń, w wyniku którego dojdzie do sytuacji, w której żadne miasto europejskie nie będzie się mogło określać mianem finansowego centrum Europy, bo instytucje po Brexicie się rozproszą.
Prof. Żukrowska zwraca jednak uwagę, że Londyn nie posługiwał się euro, a mimo to był centrum finansowym Europy. - Nie należy więc zakładać, że wyjście ze struktur UE wygoni ze stolicy królestwa większość firm finansowych - uważa Żukrowska.
Według naukowca z SGH za utrzymaniem przez Londyn roli centrum finansowego Europy przemawiają dwa poważne argumenty. - Pierwszy jest taki, że w Wielkiej Brytanii obowiązuje model finansowania rozwoju biznesu poprzez giełdę. Jest to model o wiele efektywniejszy od modelu finansowania bankowego, który obowiązuje w kontynentalnej części Europy - mówi Żukrowska. - Poza tym w 2015 Londyn wygrał sprawę sądową z Europejskim Bankiem Centralnym, w wyniku której ustalono, że wielkie transakcje zawierane w euro mogą mieć miejsce w krajach spoza strefy euro. Ten wyrok ma szczególne znaczenie w kontekście założeń Białej Księgi, w których stawia się na uzyskanie maksymalnego dostępu do rynku państw UE - dodaje.
Jak olbrzymia jest rola Londynu dla europejskiej branży finansowej - i jak bardzo może się ona zmienić po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE? Obrazuje to raport "Brexit: What's at stake for the financial sector?" autorstwa ekspertów instytutu DIW Berlin. Jego autorzy zwrócili uwagę, że gdyby instytucje finansowe zaczęły masowo "uciekać" z Wysp na skutek Brexitu, pod dużą presją może się znaleźć brytyjskie saldo handlu zagranicznego.
Brytyjscy politycy zdają sobie z tego sprawę. W Białej Księdze dotyczącej Brexitu napisano, że sektor usług finansowych to ważny element gospodarki brytyjskiej i europejskiej i "w interesie Wielkiej Brytanii oraz UE jest to, by usługi te były kontynuowane, w celu uniknięcia rozdrobnienia rynku i ewentualnych zakłóceń".
Wygląda więc na to, że w przypadku Brexitu, jak w starej maksymie, wiele się zmieni, by stan rzeczy pozostał po staremu, a detronizacja Londynu tak samo należy do sfery fantastyki, jak odejście Wielkiej Brytanii od monarchii...
Piotr Rosik