Car potasowego imperium
Dmitrij Rybołowlew, właściciel chemicznego giganta, kupując jeden z najdroższych domów na Florydzie, przyczynił się do... ratowania amerykańskiego sektora nieruchomości.
Jednak światowy kryzys finansowy nie oszczędził i jego imperium. Tylko we wrześniu ubiegłego roku przedsiębiorca stracił ponad 7 miliardów dolarów. O głównym akcjonariuszu jednego z największych rosyjskich koncernów, zajmujących się produkcją nawozów potasowych, stało się głośno w czerwcu 2008 roku. Wówczas świat obiegła wiadomość, że Dmitrij Rybołowlew kupuje rezydencję Donalda Johna Trumpa za 100 milionów dolarów.
Reakcja rosyjskich mediów była jednoznaczna - biznesmen wspiera amerykański rynek nieruchomości. Transakcja kupna posiadłości Maison de l'Amitie w Palm Beach na Florydzie stała się najdroższą umową, która ostatnio została zawarta w Ameryce.
Kupno tej posiadłości stało się możliwe między innymi dzięki pierwszej ofercie publicznej akcji Urałkalij, koncernu chemicznego Dmitrija Rybołowlewa. Za 14,38 proc. akcji koncernu, które zostały wyemitowane na rosyjskiej i londyńskiej giełdzie w 2007 roku, biznesmen otrzymał ponad miliard dolarów.
- Kupno tego domu należy oceniać jedynie jako inwestycję spółki w sektor nieruchomości. To nie oznacza, że podjąłem decyzję o zamieszkaniu w Stanach Zjednoczonych - tłumaczył Rybołowlew, główny akcjonariusz Urałkalij, jednego z największych producentów nawozów sztucznych w Rosji.
Kupując dom na wybrzeżu Atlantyku o powierzchni 3 tysięcy metrów kwadratowych z działką liczącą 2,6 hektara, biznesmen z Rosji pobił rekord. Wcześniej najdrożej na Palm Beach swoją posiadłość sprzedał Ronald Perelman, właściciel koncernu kosmetycznego Revlon, za jedyne 70 milionów dolarów.
Topienie giganta
Jednak po gorących zakupach w Palm Beach zarówno dla Rybołowlewa, jak i dla wielu innych rosyjskich oligarchów nadeszła szara jesień. Zaledwie po kilku miesiącach skutki kryzysu, który zawładnął amerykańską gospodarką, sięgnęły kont miliarderów z Rosji. Pod koniec września 2008 roku właściciel Urałkalij stracił 7,34 mld dolarów. Z nim na spadku giełdowym najbardziej ucierpieli Władimir Lisin, właściciel Kombinatu Metalurgicznego w Nowolipiecku i Wagit Alekpierow, szef spółki paliwowej Łukoil.
Na domiar złego Rybołowlew musiał stawić czoło nie tylko światowemu kryzysowi finansowemu, ale także władzy. Moskwa przypomniała mu sprawę związaną z awarią jednej z hut Urałkalij, która miała miejsce pod koniec 2006 roku. Kopalnia soli potasowej została zatopiona, niszcząc część miasta Bieriezniki z infrastrukturą kolejową.
Wówczas Rostechnadzor, rosyjski urząd nadzoru technologicznego, uznał, że wina nie leży po stronie koncernu. A spółka państwowa Rosyjskie Koleje Żelazne (RŻD) rozpoczęła budowę torów o długości 53 kilometrów na własny koszt, omijając zatopione tereny.
Jednak tu zadziałała zasada domina.
Światowy kryzys finansowy uderzył także w RŻD, który musiał zredukować plany inwestycyjne. Niewykluczone, że rozpoczęte dochodzenie miało związek z planami przewoźnika państwowego, który próbował wycofać się z finansowania budowy nowej nitki kolejowej.
W drugiej połowie listopada 2008 roku Igor Sieczin, wicepremier Rosji, wydał rozporządzenie o utworzeniu komisji, której zadaniem było wyjaśnić przyczyny tamtej awarii. Jednocześnie do koncernu Rybołowlewa wkroczyli przedstawiciele służby skarbowej i komisja departamentu bezpieczeństwa gospodarczego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Rosji.
Koncernowi groziło nie tylko obciążenie odpowiedzialnością finansową za budowę torów kolejowych, lecz także zwrot około 50 milionów ton potasu. Zdaniem ekspertów, takie roszczenie władz mogłoby doprowadzić spółkę do bankructwa.
Marina Aleksiejenkowa, przedstawicielka firmy Renesans Capital, tłumaczy, że wyniki dochodzenia, które zostało przeprowadzone tuż po awarii, świadczyły o niewinności chemicznego giganta.
Z kolei ponowne przeprowadzenie badań utrudniłby fakt, że kopalnia została zatopiona.
W związku z czym trudno jest liczyć na obiektywną ocenę. Biorąc to pod uwagę, zarząd Urałkalij podjął decyzję o zwrocie państwu kosztów poniesionych w wyniku awarii kopalni i wzięciu udziału w budowie nowej nitki kolejowej.
Rok na huśtawce
Początek 2008 roku zapowiadał się dla spółki atrakcyjnie. Rynek nawozów potasowych jest jednym z najbardziej skonsolidowanych rynków na świecie. Działa na nim dziewięć koncernów, kontrolujących blisko 90 proc. światowej produkcji.
Stale rosnący popyt na tego typu wyroby nakręcał przychody spółki Rybołowlewa. W pierwszym półroczu 2008 roku zysk Urałkalij wzrósł ponadtrzykrotnie do 13,8 miliardów rubli. Od początku roku ceny nawozów chlorkowych na rynkach międzynarodowych wzrosły dwukrotnie, zaś w niektórych regionach świata padł rekord - tysiąc dolarów za tonę. Podczas pierwszych sześciu miesięcy Urałkalij wyeksportował ponad 2,3 tys. ton produkcji, co stanowi wzrost o 5,3 proc. w porównaniu z tym samym okresem 2007 roku. Największymi odbiorcami rosyjskiego koncernu stały się Chiny, Brazylia, kraje południowo-wschodniej Azji i Indie. Wzrosła także sprzedaż produkcji w Europie Wschodniej. Jednak na koniec roku sytuacja finansowa koncernu uległa gwałtownej zmianie. Od połowy czerwca 2008 roku kapitalizacja korporacji spadła ponad 10 razy.
Na pytanie, na ile jest prawdopodobne bankructwo spółki, Dmitrij Lutiagin, analityk funduszu Veles Capital, odpowiada zdecydowanie, że rozwój wydarzeń nie jest sprzyjający. W ramach kompensacji za zniszczoną infrastrukturę podczas awarii kopalni soli potasowej Urałkalij może zapłacić od 500 milionów dolarów do 2,1 miliarda dolarów.
- Jednak nawet taka kara nie doprowadzi spółki do bankructwa. Nie ma takiego zagrożenia. Z kolei w przyszłości koncern znów może liczyć na szybki rozwój - tłumaczy ekspert. Iwan Iliuszyn, kierownik działu badań analitycznych firmy VTB Upravlenie aktivami, dodaje, że w przypadku, gdy koncern w związku z uiszczeniem kary poniesie straty finansowe, może dojść do zmiany właściciela.
Byle do wiosny
Krach światowych rynków finansowych i dociekania władz negatywnie wpłynęły na prognozę, którą Urałkalij przygotował dla samego siebie. W 2009 roku spółka spodziewa się znaczącego spadku produkcji. Za podstawową przyczynę zmian planów produkcyjnych uważa się niezdolność przedstawicieli sektora rolniczego do zakupu nawozów w tej ilości, jaka została uwzględniona wcześniej. W ostatnich dwóch miesiącach 2008 roku koncern zmniejszył produkcję o 50 proc. do 500 tys. ton.
Analitycy Troika Dialog zaznaczają, że na razie trudno ocenić, na ile spadnie zainteresowanie produkcją Urałkalij w 2009 roku. Światowy popyt na nawozy sztuczne spada, ceny produkcji rolnej są niskie, co pociąga spadek cen nawozów.
Eksperci szacują, że w pierwszej połowie 2009 roku spadek może wynieść kolejne 20-30 proc. Na tle ogólnego spowolnienia gospodarki nie tylko spółka Dmitrija Rybołowlewa jest zmuszona do redukcji planów. Inni przedstawiciele branży także stanęli w obliczu poważnego zagrożenia. Niemniej jednak wiodący producenci nawozów sztucznych liczą, że odrodzenie branży może nastąpić wiosną.
Wbrew mało obiecującym prognozom rosyjskiego producenta nawozów potasowych, spółka jest atrakcyjnym partnerem dla inwestorów z innych branż. W połowie października 2008 roku koncern paliwowy Łukoil poinformował, że prowadzi rozmowy z właścicielami wierchniekamskiego złoża soli potasowej i magnezowej (w Kraju Permskim) na temat współpracy. Tamtejsze pokłady surowców pod względem wielkości zajmują drugie miejsce na świecie.
Biorąc pod uwagę światowe ceny nawozów potasowych i potencjalne zasoby złoża, produkcja potasu staje się bardziej rentowna w porównaniu z wydobyciem ropy.
Wagit Alekpierow, szef Łukoilu, potwierdził, że rozmawiał z koncernem Dmitrija Rybołowlewa na temat realizacji projektu, który może być unikatowy ze względu na wydobycie ropy spod warstwy soli magnezu i potasu.
Michaił Frołow, analityk firmy Finam, tłumaczy, że w tym przedsięwzięciu nie byłoby konfliktu interesów. Wydobycie ropy i produkcja potasu w tym samym czasie jest możliwa. Problemem może się stać nierozwinięta infrastruktura, która w obecnym stanie może służyć jedynie przy wydobyciu soli potasowej. Z kolei dla produkcji ropy niezbędna jest budowa nowego systemu rurociągów, magazynów itd.
- Rynek nawozów potasowych w porównaniu z rynkiem ropy naftowej ma lepsze perspektywy rozwoju. Prognozy w stosunku do wzrostu cen ropy są mniej optymistyczne - zaznacza Michaił Frołow.
Kadry decydują
Złoża to podstawa, ale o losach nawozowego imperium decydują śmiałe posunięcia kadrowe. Rybołowlew wprowadził do zarządu spółki Igora Papkowa, byłego wicepremiera Kraju Permskiego. W czerwcu 2008 roku były przedstawiciel rządu zajął nowo utworzone stanowisko wiceprezesa Urałkalij ds. współpracy z władzami. Jest to kolejny były wicepremier Kraju Permskiego, który wszedł do zarządu spółki, obejmując nowo utworzone stanowisko wiceprezesa koncernu.
Przed nowym wiceprezesem Urałkalij postawiono strategiczne zadanie. Polega ono na współpracy z rosyjskimi władzami, a przede wszystkim z regionalną administracją.
- Dla spółki jest ważne, by menedżer miał dostęp do władz regionalnych i potrafił współpracować z miejscowymi deputowanymi - tłumaczy Władimir Rożankowski, analityk Centreinvest Group, w rozmowie z dziennikiem "Kommiersant".
Michaił Frołow z Finam potwierdza, że nominacja dla byłego wicepremiera Kraju Permskiego jest nieprzypadkowa. Władze Rosji coraz aktywniej próbują ingerować w działalność producentów nawozów.
Dodatkowo uwagę urzędników przyciąga wzrost cen produkcji. W wyniku tego spółki chemiczne borykają się z licznymi problemami, tłumacząc się przed Federalną Służbą Antymonopolową (FAS). Aby to nie miało negatywnych skutków dla producentów, koncerny stawiają na współpracę z władzami. Tymczasem, jak zauważa Rożankowski, Papkow ma dostęp nie tylko do regionalnej administracji, lecz także do urzędników z Moskwy.
Syn magnetyzera
Czterdziestodwuletni Dmitrij Rybołowlew urodził się w rodzinie lekarzy. Zgodnie z rodzinną tradycją, skończył Akademię Medyczną w Permie. Pierwsze doświadczenie w biznesie było związane z medycyną. Ojciec przedsiębiorcy opracował nową metodę leczenia, opartą na terapii magnetycznej. Z kolei główny udziałowiec Urałkalij zawierał kontrakty z przedsiębiorstwami, które chciały zaoferować tę metodę leczenia swoim pracownikom. Zawodowa kariera Dmitrija Rybołowlewa:
- 1990-1992 - miejski szpital w Permie, lekarz internista; dyrektor firmy Magnetiks.
- 1992 - dyrektor firmy inwestycyjnej Inkombrok.
- 1992-1994 - prezes firmy inwestycyjnej Finansowy Dom.
- 1994-1999 - p.o. przewodniczącego zarządu banku Kredit FD.
- 1999-2000 - przewodniczący rady nadzorczej Uralski Dom Finansowy.
- od 1999 roku - przewodniczący rady dyrektorów Urałkalij.
- od 2005 roku - przewodniczący rady dyrektorów białoruskiego producenta potasu BKK i przewodniczący rady nadzorczej tego koncernu.
- od 2008 roku - zastępca przewodniczącego rady dyrektorów Urałkalij.
Strategia na 200 lat
Urałkalij jest jednym z największych rosyjskich producentów nawozów potasowych. Przedsiębiorstwo działa w mieście Bieriezniki położonym w Kraju Permskim. Do Dmitrija Rybołowlewa należy 65,5 proc. akcji spółki. Wraz z firmą Silwinit, w której przedsiębiorca także ma udziały, Urałkalij eksploatuje jedno z największych na świecie złóż soli magnezu i potasu - Wierchniekamskoje. Zasoby soli wynoszą 4,27 miliarda ton, co stanowi gwarancję efektywnego wydobycia na najbliższe 200 lat. Udział Urałkalij na światowym rynku nawozów potasowych wynosi około 11 proc., prawie 90 proc. trafia na eksport. Głównymi odbiorcami produkcji spółki są Chiny, Indie i Brazylia.
Irina Nowochatko