Cele klimatyczne zagrożone. Decyzje Donalda Trumpa są jak zimny prysznic
W pierwszych tygodniach swojej drugiej kadencji Donald Trump wydał ponad 70 decyzji związanych z rewizją polityki klimatycznej - wylicza Polski Instytut Ekonomiczny i zwraca uwagę, że zagrożone są ambitne cele klimatyczne związane z redukcją emisji CO2 i zatrzymaniem wzrostu średnich temperatur.
W Europie narasta konsternacja - według nowego raportu Wspólnego Centrum Badawczego UE (JRC), cel ograniczenia wzrostu średniej globalnej temperatury maksymalnie o 1,5 st. C może nie zostać zrealizowany - alarmuje PIE i dodaje, że w najbardziej ambitnym scenariuszu, biorącym pod uwagę realizację wszystkich zapowiedzi i deklaracji krajów G20, mimo zakładanego 4-krotnego spadku emisji do 2050 r., wzrost temperatury wyniesie ok. 1,8 st. C.
Wnioski ze wspomnianego raportu IRC są niepokojące. Nawet w przypadku uwzględnienia jedynie obecnie uchwalonych polityk klimatycznych (wiemy, jak niepewne bywa ich utrzymanie i realizowanie), mimo widocznego spadku globalnych emisji do 2050 r., wzrost temperatury do końca XXI wieku może wynieść nawet 2,6 st. C. Klimatolodzy straszą, że to może przynieść nieobliczalne konsekwencje dla rozwoju społeczeństw, z zagrożeniem wielkimi migracjami i wzrostem napięć międzynarodowych.
Z danych Wspólnego Centrum Badawczego UE (JRC) wynika, że redukcja emisji CO2 tylko w celu ograniczenia wzrostu temperatur do 1,5 st. C wymagałaby wielkich wyrzeczeń od wielu krajów i przestawienia gospodarek na nowoczesne i niskoemisyjne technologie, w których wiodącą rolę odgrywałaby energia elektryczna pozyskiwana w jak najbardziej "zielony" sposób.
Wykres. Wymagana redukcja emisji CO2 do 2035 r. (w porównaniu do poziomu z 2022 r.) w scenariuszu ograniczenia wzrostu temperatury poniżej 1,5 st. C (w proc.)
Osiągnięcie celów Porozumienia Paryskiego wymagałoby m.in., by wszyscy członkowie G20 do 2035 r. zmniejszyli udział energii elektrycznej pozyskiwanej z paliw kopalnych poniżej poziomu 50 proc., jednocześnie zwiększając udział energii elektrycznej w zużyciu energii końcowej do ponad 35 proc. - PIE przytacza eksperckie wyliczenia zwracając uwagę, że taki scenariusz zakłada gwałtowny wzrost mocy zainstalowanej w odnawialnych źródłach energii zwłaszcza w przypadku fotowoltaiki (z 1 tys. do ponad 7 tys. GW w 2035 r.) i energetyce wiatrowej (z ok. 900 GW do 5,5 tys. GW). To byłaby prawdziwa rewolucja OZE w energetyce, ale do takich wartości w ujęciu globalnym jest bardzo daleko.
Przede wszystkim - na co zwraca uwagą Polski Instytut Ekonomiczny - realizacja nawet mniej ambitnych celów pozostaje pod znakiem zapytania w kontekście ograniczenia polityki klimatycznej przez USA. Są one drugim po Chinach największym emitentem CO2 na świecie (11 proc. globalnych emisji). USA ma też jeden z najwyższych na świecie śladów węglowych "na głowę" mieszkańca. Tymczasem prezydent Donald Trump w pierwszych tygodniach swojej drugiej kadencji wydał ponad 70 decyzji związanych z rewizją polityki klimatycznej, w tym wstrzymał ponad 300 mld USD funduszy federalnych na zielone inwestycje, zawiesił realizację nowych projektów offshore, a także ponownie wycofał USA z Porozumienia Paryskiego - przypomina PIE.
Nadzieją w walce z emisjami może być fakt, że dekarbonizacja postępuje nawet bez ram wyznaczanych przez międzynarodowe traktaty. Podczas pierwszej kadencji obecnego prezydenta USA, mimo wycofania USA z Porozumienia Paryskiego, udział OZE w produkcji energii elektrycznej wzrósł z 15,2 proc. do 20,8 proc. - przypomina PIE. Co więcej, z analiz wynika, że nie ma specjalnej różnicy w tempie procesów dekarbonizacyjnych w stanach rządzonych przez republikanów i demokratów.
Warto też zwrócić uwagę, że Chiny (nie bez przyczyny wymieniane wraz z USA i Indiami wśród krajów o najwyższych emisjach) bez szczególnych prawnych nacisków z powodzeniem elektryfikują transport (Chiny stały się największym producentem samochodów elektrycznych).
***