Chiny i USA - tak daleko, tak blisko

Pekin nie chce przyjąć na siebie odpowiedzialności związanej ze statusem lidera globalnej gospodarki, co pokazały wcześniej jego reakcje na statystyki dotyczące negatywnych aspektów tej roli: emisji dwutlenku węgla czy też zużycia energii. Chińskie przywództwo zdaje sobie sprawę, że nawet jeżeli w następnej dekadzie PKB ich państwa prześcignie amerykański, w przeliczeniu na jednego mieszkańca nadal będzie niewielki.

Dane współpracującego m.in. z Bankiem Światowym Międzynarodowego Programu Porównawczego (ICP) sugerują, że niedługo nastąpi to, czego spodziewano się co najmniej od kilku lat - Chiny pozbawią Stany Zjednoczone Ameryki tytułu najpotężniejszej gospodarki świata. Wśród ekonomistów trwa spór, czy taka interpretacja opublikowanych statystyk ma rację bytu. Tymczasem władze Państwa Środka... zakazały ich rozpowszechniania.

Zmiana układu sił

ICP to międzynarodowy statystyczny projekt badawczy zajmujący się analizą 199 gospodarek z ośmiu regionów świata. Ocena ich stanu opiera się na porównaniu parytetów siły nabywczej. Ostatni raport zawiera dane aktualne na koniec 2011 r. W porównaniu ze studium dotyczącym 2005 r. wprowadzono kilka poprawek do metodologii stosowanej przy obliczeniach.

Reklama

Pomogły one precyzyjnie wyliczyć zmiany udziału poszczególnych państw w kształtowaniu światowego dobrobytu. Chiński PKB osiągnął poziom 87 proc. amerykańskiego Produktu Krajowego Brutto. Sześć lat wcześniej gospodarka azjatyckiego giganta odpowiadała jedynie 43 proc. dorobku jego największego rywala.

Na trzecim miejscu rankingu uplasowały się Indie, które prześcignęły Japonię i również dwukrotnie zmniejszyły swój dystans do USA. W porównaniu z 2005 r. kraj nad Gangesem awansował aż o siedem pozycji. Wygląda więc na to, że oskarżenia pod adresem jego włodarzy o powstrzymywanie się przed koniecznymi reformami ekonomicznymi oraz ignorowanie deficytu w handlu zagranicznym nie są do końca uprawnione.

Cztery najbogatsze kraje w 2011 r. odpowiadały za prawie 45 proc. światowego PKB - udział USA wynosił 17,1 proc., Chin - 14,9 proc., Indii - 6,4 proc., Japonii - 4,8 proc. Powyżej 3 proc. światowego dobrobytu wytwarzały również Niemcy, Rosja i Brazylia, powyżej 2 proc. - Francja, Wielka Brytania, Indonezja, Włochy i Meksyk.

Wątpliwości ekspertów

Jak twierdzą autorzy raportu, ze względu na zmiany w metodologii i inny dobór badanych krajów, precyzyjne porównywanie rezultatów z 2005 i 2011 r. nie jest możliwe. Ujawnione dane skłoniły wielu ekonomistów do zadania sobie pytania, czy możliwe jest osiągnięcie jeszcze w tym roku statusu najpotężniejszej gospodarki globu przez Chiny.

Mimo że dotychczasowe szacunki przewidywały detronizację USA dopiero w 2019 r., ku tej opinii skłania się m.in. "Financial Times". Nie wszyscy jednak zgadzają się z tymi prognozami. Zajmujący się analizą azjatyckich rynków w Hongkongu Frederic Neumann zwraca uwagę, że parytet siły nabywczej (anglojęzyczny skrót: PPP) nie jest idealnym instrumentem do porównywania ekonomicznego statusu różnych krajów. Jego zdaniem, więcej o nim mówi wyrażana w dolarach amerykańskich (zamiast w walucie poszczególnych państw) międzynarodowa siła nabywcza. Pod tym względem zaś nadal dominują USA, Unia Europejska i Japonia.

Publicysta "Wall Street Journal" Tom Wright podkreśla, że kraje rozwijające się zawsze będą legitymowały się względnie wysokim wskaźnikiem PPP, ponieważ z racji niższych kosztów wytwarzania produktów, można ich tam kupić więcej za tę samą cenę. Analizę ICP należałoby więc traktować raczej jako wskazówkę dla podróżujących po świecie turystów, niż realny wyznacznik siły gospodarek.

Używane w tym celu wyliczenia Produktu Krajowego Brutto nie pozostawiają wątpliwości. W 2012 r. przedsiębiorczość USA była wyceniana na 16 biliardów dolarów według kursu rynkowego, czyli na dwa razy więcej niż chińska. Przy utrzymaniu bieżącego tempa wzrostu Azjaci byliby w stanie nadrobić ten dystans dopiero w kolejnej dekadzie. Należy jednak pamiętać, że powyższa suma uwzględnia zaniżony (przynajmniej według amerykańskiego Departamentu Skarbu) kurs juana.

Strach przed odpowiedzialnością

ICP tłumaczy, że musiała użyć PPP, ponieważ przyjęcie jednolitego miernika dla wszystkich krajów to najpewniejsza metoda oceny podawanych w różnych jednostkach monetarnych danych o PKB. Neumann zresztą nie kwestionuje znaczenia raportu w dokumentacji rozwoju gospodarczego Chin i Indii, który łatwiej docenić po zapoznaniu się z danymi liczbowymi niezależnymi od kursów walut.

Państwo Środka nadal może pochwalić się największym wzrostem gospodarczym ze wszystkich światowych potęg - nawet biorąc pod uwagę, że w pierwszym kwartale bieżącego roku był on niższy niż w końcówce 2013 r. (odpowiednio wyniósł 7,4 i 7,7). Dla porównania, w pierwszych trzech miesiącach br. amerykański PKB wzrósł o 1,2 proc.

Chińskie media nie opublikowały wyników raportu, zaś tamtejsi urzędnicy przez cały ubiegły rok starali się zablokować jego ujawnienie również w innych krajach świata. Pekin nie chce przyjąć na siebie odpowiedzialności związanej ze statusem lidera globalnej gospodarki, co pokazały wcześniej jego reakcje na statystyki dotyczące negatywnych aspektów tej roli: emisji dwutlenku węgla, czy też zużycia energii.

Chińskie przywództwo zdaje sobie sprawę, że nawet jeżeli w następnej dekadzie PKB ich państwa prześcignie amerykański, w przeliczeniu na jednego mieszkańca nadal będzie niewielki. Sam raport ICP stwierdza, że w rankingu siły nabywczej Chiny zajmują dopiero 99. miejsce (USA - 12, zaś Indie - dopiero 127).

Wszystko jest narzędziem

Miłośnicy historii gospodarki i determinizmu dziejowego powinni więc na razie nie ulegać pokusie ogłoszenia powrotu do stosunków gospodarczych sprzed rewolucji przemysłowej, gdy kraje azjatyckie wytwarzały największą część światowego PKB. Ekonomiczne redakcje mediów poszukują bowiem sensacji, tak samo jak żerujące na gwiazdach popkultury tabloidy.

W 2010 r. głośno było o prześcignięciu Japonii przez Chiny pod względem wysokości produktu krajowego brutto. Z punktu widzenia parytetu siły nabywczej nie było czego świętować - do wymiany tych dwóch podmiotów w stosownym rankingu doszło dziesięć lat wcześniej... Podobnie Indie teoretycznie będą w najbliższych latach jeszcze wiele razy trafiać na czołówki gazet, ponieważ pod względem PKB zajmują dopiero 10. miejsce na świecie.

Na razie najbardziej zaniepokojony rewelacjami ICP jest Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który wbrew wyżej opisanemu stanowisku Chin obawia się, że jego pozaeuropejscy członkowie będą używać statystyk jako argumentu przemawiającego za zwiększeniem ich roli w procesach decyzyjnych.

Wydaje się to możliwe, biorąc pod uwagę liczne wzmianki o badaniach m.in. w indyjskiej i indonezyjskiej prasie. Dlatego eksperci MFW wytykają kolegom po fachu błędy w rozumowaniu. Twierdzenie, że państwa o największej produktywności powinny mieć do powiedzenia więcej niż te, które budują swoją pozycję przede wszystkim na wzroście populacji, wydaje się niepozbawione racji. Z drugiej strony, wiele wskazuje na to, że klucz do przyszłości leży w dostępie do surowców energetycznych. A o tym pamiętają wszystkie światowe potęgi, także Chiny.

Kordian Kuczma

Autor jest doktorantem nauk o polityce Instytutu Studiów Politycznych PAN/Collegium Civitas

Gazeta Finansowa
Dowiedz się więcej na temat: Chiny | USA | prognozy | PKB
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »