Ciasne czynsze

Po stokroć rację miał Stefan Kisielewski mówiąc, że socjalizm bohatersko walczy z problemami nieznanymi w żadnym innym ustroju. Socjalizm jest rodzajem społecznej, a także ekonomicznej inżynierii, którą uprawiają ludzie pragnący zmienić świat na lepsze.

"Tak się historii koło kręci, że najpierw są inteligenci, co mają szczytne ideały i przeobrazić chcą świat cały? - poucza poeta. Czasami te dobre chęci prowadzą do wielkich tragedii, bo Janusz Szpotański nie na próżno ostrzegał, że "by można było Ludzkość zbawić, trzeba się najpierw z nią rozprawić, bo tylko z morza krwi i męczarń narodzi się przecudna tęcza". Częściej jednak, zamiast wielkich tragedii, te wszystkie społeczne inżynierie stają się przyczyną codziennej udręki milionów ludzi, udręki tym gorszej, że społeczni inżynierowie, których Fryderyk von Hayek i Milton Friedman słusznie oskarżają o pychę, na widok mordęgi, będącej skutkiem ich działań, proponują "dalsze doskonalenie".

Reklama

Bardziej, niż wojna

Dobrą ilustracją trafności spostrzeżenia Stefana Kisielewskiego jest choćby tzw. "ochrona lokatorów?. Z pozoru sprawia ona wrażenie działania racjonalnego. Ponieważ lokatorami są ludzie niezamożni, których nie stać na wybudowanie własnego domu, czy kupienie mieszkania, władza musi chronić ich przez chciwością zachłannych kamieniczników i dlatego ustala maksymalną wysokość czynszu najmu, której kamienicznikowi przekraczać nie wolno. Ta wysokość dostosowana jest, ma się rozumieć, do możliwości płatniczych lokatora, któremu - o czym nie możemy zapominać - władza publiczna w Polsce konfiskuje poprzez podatki i inne przymusowe świadczenia 83 procent dochodu. Nietrudno się domyślić, że te niskie czynsze nie wystarczają na bieżącą konserwację domu i najpilniejsze remonty. W rezultacie domy nie są należycie konserwowane, ani remontowane, wskutek czego szybko stają się ruderami, które wkrótce przestają nadawać się do zamieszkania. Niektórzy powiadają, że ochrona lokatorów zniszczyła polskie miasta bardziej niż wojna. Być może jest to przesada, ale kiedy ogląda się dzielnice zamieszkałe przez lokatorów objętych ochroną, to człowiek przekonuje się, że przesada nie jest duża. Skoro wskutek ochrony lokatorów coraz więcej domów popada w ruinę, mieszkania na wynajem stają się dobrem coraz rzadszym, co oczywiście uderza w lokatorów. Muszą mieszkać w ruderach, bo innych domów po prostu nie ma, a nie ma - bo przy totalnej ochronie lokatorów budowanie domów na wynajem mieszkań traci sens ekonomiczny. Krótko mówiąc, ochrona lokatorów bardzo szybko prowadzi do pogorszenia ich sytuacji i to bez nadziei na poprawę.

Jeszcze za pierwszej komuny jeden z polskich filozofów zauważył, że komunizm nie może zwyciężyć na całym świecie. Przynajmniej jeden kraj powinien pozostać normalny, bo w przeciwnym razie nikt już by nie wiedział, ile co naprawdę kosztuje. Entuzjaści społecznych inżynierii, jak zauważył M. Friedman, przeważnie zaczynają od administracyjnego ustalania cen, wskutek czego już na wstępie pozbawiają się podstawowej informacji ekonomicznej. Z taką sytuacją mamy do czynienia m.in. wskutek ochrony lokatorów, ale ostatnio wyrok Trybunału w Strasburgu stwarza szansę powrotu do normalności, przynajmniej na tym odcinku. Trybunał stwierdził, że Polska, utrzymując czynsze regulowane, narusza prawa człowieka w zakresie uprawnień właścicielskich. W rezultacie trzeba będzie czynsze uwolnić. No dobrze, a co z lokatorami, którzy w wielu, a może nawet we wszystkich przypadkach, nie będą w stanie sprostać uwolnionym, a więc wyższym czynszom? Rozsądnym i korzystnym zarówno dla nich, jak i dla gospodarki rozwiązaniem byłoby obniżenie podatków. Dzięki temu spadłyby ceny towarów i usług, a zatem i koszty konserwacji i remontów domów, dzięki czemu nawet uwolnione czynsze nie musiałyby być wysokie, zaś wskutek spadku cen zmniejszyłyby się koszty utrzymania, więc sytuacja lokatorów wcale nie musiałaby się pogorszyć. Przeciwnie - skoro kamienicznictwo stałoby się opłacalne, to prawdopodobnie budowano by więcej domów na wynajem mieszkań, dzięki czemu lokatorzy mieliby większy wybór.

Przekonałem się o tym na własnej skórze, kiedy mieszkałem w Paryżu. Zaczynałem od pracy na czarno raczej słabo płatnej, więc musiałem rozglądać się za lokum z towarzystwem w XIX dzielnicy (metro Jaures), a kiedy zostałem pikolakiem w restauracji i moje zarobki wyraźnie się zwiększyły, mogłem wynająć już tylko dla siebie tzw. chambre de bonne, czyli pokój z umywalką w VIII arrondissement, tuż obok Pól Elizejskich. Obawiam się jednak, że inaczej będzie. Skoro coś może pójść źle, to na pewno pójdzie, tym bardziej, że i wpływowa pani posłanka Banach jest do ochrony lokatorów bardzo przywiązana. W tej sytuacji bardziej prawdopodobne jest jakieś "dalsze doskonalenie?.

Video meliora...

W zamierzchłych latach 90-tych uczestniczyłem w telewizyjnym programie "100 pytań do...? z udziałem pewnego wybitnego polityka lewicy. Poseł ów, opowiadając, ile to robi dobrego dla swego okręgu wyborczego, wspomniał też, że dzięki jego staraniom utworzona została tam specjalna strefa ekonomiczna, dzięki której okręg ten ożywił się gospodarczo, a mieszkańcy zaczęli zarabiać. Jak wiadomo, w specjalnych strefach ekonomicznych, przedsiębiorcy mają rozmaite udogodnienia, m.in. zwolnienia z niektórych podatków, albo ich znaczne zmniejszenie. Zapytałem pana posła, czy ta strefa jest duża, czy mała. Odpowiedział, że raczej niewielka. Zapytałem tedy, czy gdyby była większa, to te dobroczynne skutki, o których tak pięknie nam tu opowiedział, wystąpiłyby na większym obszarze i objęłyby większą liczbę ludzi? Odpowiedział, ze naturalnie. - A gdyby ta strefa była jeszcze większa - ciągnąłem - to te dobroczynne skutki wystąpiłyby na jeszcze większym obszarze i objęłyby jeszcze większą liczbę ludzi? Poseł zgodził się, chociaż z pewnym ociąganiem, bo nie był pewien, do czego zmierzam. - W takim razie - zapytałem - dlaczego pan, panie pośle i pańska partia, nie aplikujecie tych rozwiązań w skali całego kraju, skoro wiecie już, ze sprawdzają się one i w małej strefie ekonomicznej i w większej też? - Pana to zawsze takie dowcipy się trzymają - usłyszałem w odpowiedzi.

"Video meliora proboque, deteriora sequor" (widzę i pochwalam co lepsze, ale idę za gorszym) - powiedziała Medea w "Metamorfozach" Owidiusza. Odnoszę wrażenie, że tak samo postępuje większość naszych polityków. Wbrew rozpowszechnionemu mniemaniu, są to ludzie inteligentni i spostrzegawczy, a najlepszym dowodem posiadania tych zalet jest miejsce, w którym się znaleźli. Doskonale wiedzą, co jest dobre dla kraju, jego obywateli i gospodarki, jednak kierowani specyficznym rodzajem mądrości zwanej sprytem, wybierają rozwiązania z tego punktu widzenia gorsze, jednak korzystniejsze dla nich samych i podobnej im szlachty-gołoty, która zdecydowanie woli "dalsze doskonalenie".

Stanisław Michalkiewicz

INTERIA.PL/inf. własna
Dowiedz się więcej na temat: świat | Czynsze | strefa | Stefan Kisielewski | socjalizm | wynajem | ochrona
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »