Co Rosjanie wiedzą o wojnie z Ukrainą? Informacja to potężna broń
Rosyjskie społeczeństwo żyje w bańce informacyjnej. Do wielu domów, zwłaszcza na prowincji, dociera wyłącznie przekaz z kontrolowanych przez władze mediów. W kolejnym dniu regularnej, wyniszczającej, pochłaniającej coraz więcej ofiar wojny, która toczy się tuż za granicą Rosji, lokalne kanały informacyjne, m.in. moskiewski i petersburski, nadają wiadomości zupełnie inne niż te, które płyną do reszty świata.
I tak w popołudniowym serwisie wspomina się o specjalnej wojennej operacji w Donbasie; padają wyliczenia dotyczące strat w sprzęcie, jakie poniosła Ukraina, ale już za chwilę pojawia się temat sankcji, który dotyka bezpośrednio każdego z widzów. Moskwiczanie dowiadują się, co dzieje się na rynku turystycznym. Eksperci wyjaśniają, że ulubione kierunki turystyczne Rosjan, Egipt i Turcja, są niezagrożone. Mówią o nowych destynacjach, które mają zastąpić dotychczasowe, atrakcje turystyczne, jak Tajlandia, Wietnam, Indonezja.
Pracownicy biur turystycznych tłumaczą, że sprzedaż wycieczek na maj i okres letni przebiega może nieco wolniej ze względu na niepewność oraz wzrost cen, którego przyczyną jest spadek wartości rubla, ale chętnych mimo to nie brakuje. Napływają jednocześnie uspokajające informacje, że dokonane już wpłaty za wycieczki, do których ze względu na sankcje nie dojdzie, będą zwracane.
Dalej pojawia się informacja, że na ukończeniu jest demontaż moskiewskiego muzeum, które było zbudowane w latach 80. Ogłoszono przy okazji, że Moskwa szykuje się na Dzień Kobiet, który w Rosji obchodzony jest z rozmachem i poinformowano, że 7 i 8 marca stolica udostępni mieszkańcom bezpłatnie parkingi. Jeszcze tylko rzut ma moskiewskie metro i przerwa na reklamę.
Stacja petersburska przekazuje z kolei uspokajające komunikaty - władze Rosji podejmą odpowiednie działania, które zminimalizują wpływ sankcji na życie obywateli, gospodarka sobie z nimi poradzi. Pieniądze zdeponowane w bankach są bezpieczne i będą dostępne dla obywateli. Pojawia się też krótki filmik z fragmentem wystąpienia premiera Michaiła Miszustina zapowiadającego powołanie specjalnego sztabu, którego zadaniem będzie stabilizowanie rosyjskiej gospodarki. Poinformował on o wsparciu, na jakie może liczyć biznes, począwszy od małych firm po duże przedsiębiorstwa.
Następnie kanał prezentuje zdjęcia z miejsca, w którym zbierane są dary dla uchodźców z Donbasu. Wolontariusze pracują, segregując produkty, wśród których jest żywność, artykuły higieniczne, woda, książki, ubrania. "To przecież nasi ludzie, Ukraińcy, Rosjanie, jesteśmy jedną rodziną" - mówi sześćdziesięciolatka, która zdecydowała się wesprzeć akcję. Inna kobieta dodaje: "Chcemy pomóc ludziom, którzy od ośmiu lat znajdują się w trudnej sytuacji". Młoda dziewczyna dopowiada: "Ze łzami w oczach słuchałam, w jakich warunkach żyją tam kobiety i małe dzieci".
Dalej przechodzimy do kultury. Dziennikarz informuje, że Walerij Giergijew, rosyjski dyrygent światowej sławy, stracił pracę, bo nie chciał zająć stanowiska w sprawie sytuacji na Ukrainie. Z kolei Disney, Sony i Warner Bros odwołują nadchodzące premiery kinowe w Rosji.
Jest jeszcze wzmianka o poniedziałkowym flash mobie, który zorganizowano pod Soborem Pietropawłowskim. Petersburscy aktywiści w ramach akcji podtrzymującej na duchu mieszkańców Donbasu i rosyjskie siły zbrojne postawili trzynaście samochodów na placu w taki sposób, by z lotu ptaka układały się w literę "Z" (która pojawia się na rosyjskim sprzęcie wojskowym wysłanym do Ukrainy). O zmroku zarys litery tworzyły światła zapalone przez kierowców na zdjęciach nakręconych przy użyciu drona. Uczestnik tłumaczy, że miał to być ukłon w stronę tych, którzy chcą podtrzymać pokój w Donbasie i rodzaj wsparcia dla przyjaciół, którzy ten region zamieszkują.
Na koniec jeszcze podano informacje o kolejnych rozgrywkach sportowych, z których wyłączeni zostali rosyjscy sportowcy i o planach skierowania sprawy do sądowego arbitrażu sportowego.
Wcześniej, przed południem, petersburski kanał wyemitował sondę uliczną, która miała pokazać, jaki jest stosunek Rosjan do Ukraińców. Wszyscy mówili o ciepłych relacjach między jednymi i drugimi. Tłumaczyli, że oba narody żyły zgodnie w czasach Związku Radzieckiego, czerpiąc nawzajem ze swojej kultury. Starszy mężczyzna zdradził, że w dzieciństwie dostał w prezencie książkę z ukraińską poezją, która była mu bardzo bliska. Znał wiele wierszy na pamięć. Spacerowiczki w jego wieku wspominały przed kamerą, jak śpiewały ukraińskie pieśni ludowe.
Tak wyglądały wtorkowe wiadomości w stacjach nadających w dwóch głównych miastach Rosji, Moskwie i Petersburgu. Taki przekaz trafia do ponad 12,5 miliona mieszkańców stolicy i 5,4 miliona mieszkańców "Wenecji Północy".
W różnych mediach rosyjskich podawane są informacje, że Europa i USA dozbrajają Ukraińców, którzy później toczą między sobą walki. Powtarzana jest formuła o specjalnej operacji wojskowej w Doniecku i o antyrosyjskiej fobii Zachodu. Rosyjski rząd zakazał posługiwać się informacjami inne niż oficjalne, przez niego sygnowane, przez co przekaz ma być zgodny z linią polityczną władz. Nie można używać słowa wojna, nie wolno pisać o ofiarach, o ostrzałach ukraińskich miast. W dodatku wygląda na to, że pojawia się coraz więcej tematów obocznych, które mają odwracać uwagę ludzi od kwestii ukraińskich.
Rosyjskie władze chcą odizolować Rosjan od relacji wojennych z Ukrainy. Szukają sposobów na walkę z pojawiającymi się w rosyjskim internecie informacjami o tym, co faktycznie dzieje się w tym kraju. Władze dyskutują o możliwych sposobach pociągnięcia do odpowiedzialności - jak ich nazywają - "zachodnich prowokatorów". Szykowana jest ustawa o karaniu za rozpowszechnianie "wojennych fejk newsów", a rząd uruchomił własny portal ze zweryfikowanymi informacjami.
Kancelaria prezydenta wskazuje na potrzebę powołania narodowej cyberarmii rosyjskiej, która wszelkimi sposobami będzie blokować ukraińskie kanały Telegramu. Jekaterina Mizulina, dyrektor Ligi Bezpiecznego Internetu, zwracała uwagę, że zjawisko nie ogranicza się tylko do wrzucania do sieci wiadomości (które są nie po linii Rosji - red.), pojawiają się też ukierunkowane reklamy w sieciach społecznościowych, wykorzystywane są również boty, które telefonują do Rosjan, przekazując im informacje o zabitych żołnierzach.
Przedstawiciele rosyjskich władz i organizacji tłumaczą rosyjskiemu społeczeństwu, że wszystko to ma wywołać panikę wśród ludzi, wyprowadzając ich na ulice czy skłaniając do wypłaty środków z bankomatów. Jednocześnie wzywają Rosjan, by korzystali tylko z bezpiecznych serwisów i rezygnowali z używania platform, które mogą taką "dezinformację" siać. Pojawiają się stwierdzenia, że wśród Rosjan są "ofiary całodobowego prania mózgu przez zagraniczne media dezinformacyjne i kontrolowane przez Waszyngton".
Władze szukają narzędzi, by zwalczać niekontrolowany przepływ informacji. Przygotowywany jest m.in. projekt ustawy o karze kryminalnej za fałszerstwa dotyczące działań sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Nie został on jeszcze złożony, ale może zostać rozpatrzony na następnym posiedzeniu 4 marca.
Na terenie Rosji pojawiają się jednak również informacje bez retuszu. Co prawda władze robią wszystko, by temu przeszkodzić i wygłuszać antyrosyjskie treści, ale nie są w stanie zablokować zupełnie materiałów docierających z zagranicznych kont, opozycyjnych mediów czy powstrzymać przed działaniem blogerów. Pojawiają się więc w internecie zdjęcia z Charkowa, Kijowa, filmy, na których widać kolumny czołgów na ukraińskich drogach, ostrzały rakietowe, ofiary i tłumy ukraińskich matek z dziećmi uciekających przed wojną.
Aktywność w tym obszarze wykazują też hakerzy. W ostatnich dniach strony internetowe rosyjskiej państwowej agencji prasowej TASS i innych mediów padły ofiarą grupy Anonymous. W poniedziałek w mediach tych znalazł się apel o powstrzymanie Władimira Putina od inwazji na Ukrainę. "Wzywamy was: powstrzymajcie to szaleństwo, nie posyłajcie swoich synów i mężów na pewną śmierć" - widniało na ekranach komputerów i telewizorów. Wcześniej autorom cyberataków udało się zagłuszyć program rosyjskiej telewizji publicznej przekazem z Ukrainy oraz ukraińskimi piosenkami.
Trzeba docenić ludzi, którzy wychodzą na rosyjskie ulice, protestując przeciwko agresji Rosji na Ukrainę i wtargnięciu rosyjskich wojsk na terytorium bratniego kraju. To akt wielkiej obywatelskiej odwagi, manifestowanie niewygodnych dla władz poglądów na ulicach Rosji to coś zupełnie innego niż protesty w Europie. Są brutalnie tłumione, ludzie są zabierani do aresztów, muszą liczyć się z dalszymi konsekwencjami swoich działań. Lista tych, którzy za swoją działalność zapłacili utratą wolności, zdrowia a także życia jest tu bardzo długa.
Protestujących wspierają znane osoby, m.in. pisarze, aktorzy, piosenkarze, muzycy, celebryci, sportowcy, dziennikarze, reżyserzy którzy publikują antywojenne petycje. Pojawiają się mocne słowa, jak hańba czy wstyd i nawoływania do przerwania wojny. Dyrektor Teatru i Centrum Kultury Meyerhold Elena Kovalskaya zrezygnowała ze swojego stanowiska w proteście przeciwko wojskowej operacji specjalnej na Ukrainie. Nie można pracować dla zabójcy i otrzymywać od niego zapłaty - pisała na Facebooku. Pytanie tylko, czy te wszystkie głosy są w stanie przedrzeć się przez mury Kremla...
Monika Borkowska