Co zrobimy z naszą kasą?
Decydowanie przez mieszkańców, na co przeznaczyć część miejskiej kasy, robi furorę, pisze "Metro". Urzędnicy zrozumieli: nie mieć budżetu obywatelskiego po prostu nie wypada.
Działa to tak: władze miasta lub dzielnicy wydzielają niewielką część budżetu do rozdysponowania przez mieszkańców (do 2 proc.). Na spotkaniach z obywatelami i organizacjami społecznymi wyjaśniają, jak przygotować dokumenty. Pomysłodawcy muszą znaleźć 10-15 osób, które podpiszą się pod wnioskiem o sfinansowanie takiej lub innej inwestycji z budżetu obywatelskiego.
Pomysły są weryfikowane przez urzędników (odpadają te za drogie, niespełniające wymogów formalnych) i urządzane jest głosowanie wśród chętnych mieszkańców: przez internet, w ratuszu, w punktach dzielnicowych, listownie. Nie ma wymogu frekwencji - jeśli zagłosuje mało osób, to one zdecydują za resztę. Zrealizowane zostają te projekty z najwyższą liczbą głosów, na które wystarczy pieniędzy.
Na co mieszkańcy miast chcą wydawać wspólne pieniądze? W Gliwicach najwięcej głosów zebrała budowa zatok parkingowych naprzeciwko jednej z przychodni. Tarnowianie chcą modernizacji ulic na osiedlu Westerplatte. Oryginalni są mieszkańcy Radomia, którym najbardziej spodobał się pomysł Radomskiego Banku Żywności - wolontariusze codziennie jeżdżą po resztki z Giełdy Rolnej, a jadłodajnie przygotowują z nich darmowe posiłki. Wrocławianie poparli pomysł remontu stadionu MOSiR przy ul. Lotniczej 72 - będzie dostosowany do potrzeb futbolu amerykańskiego i rugby.
W głosowaniach bierze udział coraz więcej osób. Wydaje się (bo nikt tego nie porównywał), że rekord padł w Łodzi (wprowadziła budżet obywatelski w tym roku). W dziewięciodniowym głosowaniu wzięło udział ponad 109 tys. osób.