Coraz droższe igrzyska

Jeśli wierzyć oficjalnym źródłom, Rosjanie wydali na organizację olimpiady zimowej w Soczi 51 mld dolarów. To astronomiczna kwota, równa połowie dochodów budżetu Polski w 2013 r. I równa transferowi z OFE do ZUS, o jakim z wypiekami na twarzy mówią w ostatnich dniach prawie wszyscy.

Kiedy chodziłem do szkoły podstawowej, a było to już parę lat temu, igrzyska olimpijskie i w ogóle wszystkie zawody sportowe o charakterze światowym, postrzegano jako całkiem niezły interes. Czy dzisiaj tego typu imprezy można traktować jeszcze w kategoriach inwestycji?

Korupcja utrudnia budżetowanie

Oczywiście trudno jednoznacznie oceniać realność kwot, o których słyszymy, tym bardziej, że mówimy o kraju, w którym zasady funkcjonowania w biznesie nie są, delikatnie mówiąc, do końca przejrzyste. W zgodnej opinii jest to z pewnością kraj bardziej cywilizowany pod względem prowadzenia jakiejkolwiek działalności niż choćby będąca w ostatnich miesiącach na ustach wszystkich Ukraina, ale i tak z pewnością poziom względności kosztów jest olbrzymi. W Rosji trudno jest jednoznacznie określić, ile co ma kosztować, szczególnie jeśli budowa ma trwać kilka lat. Wszechobecna korupcja zaburza obraz analitycznego budżetowania. Trzeba oczywiście pamiętać, że Soczi to miasto specyficzne, rozciągające się na prawie 150 kilometrów, które pod względem infrastrukturalnym było dość zacofane.

Reklama

Kto był, ten wie. Konieczność budowy autostrad, dróg szybkiego ruchu, innych dróg, połączeń kolejowych, obiektów użyteczności publicznej znacząco podniosły koszt przygotowania igrzysk. Nie wystarczyło stworzyć jedynie zaplecze sportowe i wioskę olimpijską. Ale nawet uwzględniając te wszystkie aspekty, trudno uwierzyć, że trzeba było wydać ponad 50 mld dolarów. Dla porównania: to o wiele więcej niż koszt wszystkich wybudowanych autostrad, dróg szybkiego ruchu i stadionów, łącznie z najdroższym Narodowym, w Polsce. A przecież co do kosztów naszych realizacji mamy wiele wątpliwości. Najlepszym przykładem jest wspomniany stadion w stolicy.

Czy na tym da się zarobić?

Są tacy, którzy uważają, że połowa ze wspomnianych 50 mld dolarów została "przechwycona". W samej Rosji nawet pojawiają się głosy, że uzasadnione koszty związane z programem inwestycyjnym zaserwowanym czarnomorskiemu kurortowi nie powinny przekraczać kilkunastu miliardów dolarów. Łapówki, zawyżone koszty, prowizje bardziej i mniej oficjalne, to wszystko jest faktem. Do naszych rozważań obniżmy zatem tę oficjalną sumę o połowę, zbliżając się do bardziej realnych kosztów organizacji olimpiady.

Możemy zejść jeszcze niżej, podając przykład Wielkiej Brytanii. Igrzyska w Londynie kosztowały 14 mld dolarów. Dużo mniej, bo Brytyjczycy znaczną część infrastruktury już mieli, trzeba ją było co najwyżej zmodernizować. I teraz już można zadać pytanie: czy wydając takie pieniądze da się na tym zarobić?

Moim zdaniem absolutnie nie! Oczywiście pod warunkiem, że będziemy stosować jedynie chłodną kalkulację, a nie technologię życzeniową. I nie mam tu na myśli tylko faktów w postaci realnych liczb, które już można potwierdzić, bo dotyczą przeszłości, lecz także różnego rodzaju długoterminowe prognozy ewentualnych wpływów.

Inwestycja w wizerunek?

Bezpośredni budżet samych zawodów nie daje żadnych szans na zbilansowanie. Jeśli uwzględnimy wszystkie wpływy z biletów, pośrednio z hoteli, restauracji i wszelkich innych potencjalnych okołoolimpijskich aktywności biznesowych, łącznie z transmisjami TV itd. itp., to w porywach może nam się zwrócić... jedna trzecia kosztów. Szacuje się, że w przypadku wielkiej Brytanii możemy mówić o, maksymalnie, 3 mld dolarów - czyli realnie jeszcze mniej.

Mamy oczywiście kwestię wizerunku i reklamy. Najczęściej słyszymy, że olimpiada czy inne zawody sportowe o zasięgu globalnym dają olbrzymi zastrzyk na wspomnianych polach. I jest to oczywiście absolutnie prawda. Wszystkie badania pokazały, że dokładnie tak odbierano igrzyska w Londynie. Wielka Brytania, jeśli chodzi o postrzeganie, triumfowała. Ale czy ten efekt jest wystarczająco silny, żeby uzasadniać wydawanie tak olbrzymich pieniędzy?

Nie jesteśmy w stanie tego dokładnie policzyć. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę czynnik na przykład zwiększonego zaufania i zainteresowania danym krajem oraz związane z nim zwiększenie ruchu turystycznego lub różnego rodzaju inwestycji, to wciąż trudno jest dotrzeć do kwoty wydatkowanej na zawody. Tak przynajmniej wynika z oglądu efektów imprez organizowanych w ostatnich latach.

Nakłady na infrastrukturę

Pozostaje jeszcze przynajmniej jedna kwestia, którą wyraźnie obserwowaliśmy w Polsce w związku z mistrzostwami Europy w piłce nożnej. Przecież duża część inwestycji, choć nie wiem, czy tak do końca dotyczy to Soczi, i tak by musiała powstać, żeby poprawić poziom życia mieszkańców i (a to jest może nawet ważniejsze, jeśli mówimy o pieniądzach) zachęcić inwestorów do zainteresowania się danym krajem. Czyli choć formalnie te koszty wliczamy w koszty przygotowania imprezy sportowej, to de facto z jednej strony służą one także innym celom, a z drugiej i tak planowano te inwestycje zrealizować. W polskim przypadku mam na myśli przede wszystkim infrastrukturę drogową.

Dzięki mistrzostwom przyspieszyliśmy ową realizację i to w sposób naprawdę imponujący. I ten efekt, efekt przyspieszenia, jest nie do przecenienia. To także trzeba uwzględniać, mówiąc o kwestiach ekonomicznych. I wtedy analiza sensu biznesowego wielkich imprez sportowych jest nieco bardziej łagodna. Ale wciąż na niekorzyść.

Przy okazji mówienia o finansach związanych z olimpiadą nie sposób nie wspomnieć o Grecji. Igrzyska kosztowały Helladę 12 mld dolarów i z pewnością nie pomogły w stabilizowaniu sytuacji finansów publicznych w tym kraju. Oczywiście nie muszę dodawać, że inwestycja się w żaden sposób nie zwróciła. No i wiemy, czym się ów brak stabilizacji finansów publicznych skończył.

Przyjemności kosztują

Pieniądze pieniędzmi, ale są też inne cele. W przypadku Rosji czy Chin z pewnością chodzi o zaakcentowanie czegoś więcej. Mianowicie tego że "jesteśmy" i to "jesteśmy potęgą". Że nie tylko stać nas w pojęciu finansowym, lecz także w wymiarze rozmachu. Ma być głośno, ma być dużo, ma być okazale, wszystko ma być widoczne, jedyne w swoim rodzaju i absolutnie niepowtarzalne w historii. Mamy zrobić piorunujące wrażenie i pokazać swoją potęgę. A to zazwyczaj musi niestety kosztować. Na to wskazują wspomniane przykłady Soczi i Pekinu. Wydatki na organizację chińskiej olimpiady przekroczyły podobno 40 mld dolarów - czyli nie mało.

Nade wszystko jednak, i ja wciąż w to wierzę, olimpiada czy inne wielkie wydarzenia sportowe są wielkim świętem. Szczególnie dla kibiców. I oczywiście w tym sensie warto je organizować. Warto czekać cztery lata, żeby emocjonować się startem swoich ulubieńców. A jeśli wygrywają, emocje z tym związane są rzeczywiście bezcenne. Są zapewne tacy, którzy odkładali przez wiele lat, a może i się zadłużyli, żeby dopingować polskich sportowców w Pekinie. Rachunek ekonomiczny ma tu zatem zupełnie inny wymiar. Ale nie zmienia to faktu, że nie możemy się okłamywać: to nie jest żaden wielki biznes i na tym się w dzisiejszych czasach nie zarabia. Ale kto powiedział, że przyjemności nie kosztują?

Marek Zuber

Gazeta Finansowa
Dowiedz się więcej na temat: Kraków | olimpiada | Igrzyska Olimpijskie | Soczi 2014 | igrzysk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »