Coraz mniej firm chce zwalniać pomimo pandemii
Uderzenie pandemii spowodowało, że najsłabsze przedsiębiorstwa najpewniej już zniknęły z rynku, a teraz walkę o przetrwanie toczą silniejsze. Koniunktura jest coraz gorsza, sytuacja przedsiębiorstw też, ale pojawiają się też drobne sygnały optymizmu. Coraz mniej firm chce zwalniać - wynika z badań ekspertów Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Tuż przed ogłoszeniem badań sytuacji przedsiębiorstw w czasie pandemii, przeprowadzonych w połowie kwietnia już drugi raz przez PIE i Polski Fundusz Rozwoju, GUS podał dramatyczne dane o załamaniu koniunktury w kwietniu. Przypomnijmy tylko kilka danych: w przemyśle wskaźnik bieżący spadł do minus 44,2 z minus 1,1 miesiąc wcześniej. W handlu detalicznym - do minus 49,5 z minus 3,1. A w zakwaterowaniu i gastronomii - do minus 70 z minus 9,1. To tylko parę danych pokazujących obraz załamania, jakiego nie widzieliśmy jeszcze nigdy w historii.
Badania PIE służą temu, żeby trzymać rękę na pulsie dramatycznych zmian, jakie skutki pandemii powodują w gospodarce. Wykonał je ośrodek IBRiS na reprezentatywnej próbie 400 wybranych losowo i kwotowo przedsiębiorstw. Ostatnie przeprowadzone zostało w dniach 15-17 kwietnia. Było to drugie badanie - pierwsze odbyło się w ostatnich dniach. Porównania ich wyników są szczególnie ciekawe. Pokazują szczegółowo, jak radzą sobie firmy z dramatycznym pogorszeniem koniunktury. A więc - jak?
W sześciu na 10 firm spadły przychody, a 11 proc. firm twierdzi, że brakuje im środków, by przetrwać nawet miesiąc. W najtrudniejszej sytuacji są cały czas mikrofirmy. Rosną zatory płatnicze. Co czwarta firma ma trudności z regulowaniem zobowiązań, a co trzecia z wyegzekwowaniem należności. Przy tak trudnej sytuacji finansowej, co trzecia firma planuje obniżki wynagrodzeń w związku z pandemią, a 14 proc. pracodawców planuje zwolnienia.
- Widzimy bardzo radykalny spadek koniunktury gospodarczej w Polsce. Popyt na pracę w marcu i kwietniu wyraźnie spada - mówił na zdalnej konferencji prasowej PIE wicedyrektor Instytutu Andrzej Kubisiak.
W połowie kwietnia spadek przychodów zanotowało 61 proc. firm. W 43 proc. przedsiębiorstw spadek ten był większy niż 25 proc. Najbardziej ucierpiały firmy z sektora handlu, które doświadczyły spadku łącznej wartości sprzedaży o 53 proc. Firmy usługowe straciły przeciętnie 46 proc. przychodów, a w produkcyjnych sięgnął on 34 proc. Czyli jest coraz gorzej.
- Trudności jeśli chodzi o spadki sprzedaży w kwietniu pogłębiają się w stosunku do marca - mówił Andrzej Kubisiak.
Przedsiębiorstwa informują, że spada też popyt na to co robią, a dowodem na to jest utrata zamówień. Spadek zamówień odnotowało 62 proc. firm, a w przypadku 45 proc. ich spadek przekroczył 25 proc. Rosną również zatory płatnicze - problemy z nimi zgłasza 23 proc. przedsiębiorstw. Prawie jedna trzecia badanych (32 proc.) deklaruje, że ma kłopoty z płaceniem swoich zobowiązań. Z egzekwowaniem należności od kontrahentów ma problemy 36 proc. przedsiębiorstw. Jest fatalnie, ale zawału płynnościowego jeszcze nie ma.
- 84 proc. firm deklaruje wzrost trudności w regulowaniu własnych płatności. Niemal połowa wskazań dotyczy płatności w wysokości do 25 proc. budżetów firmowych. Póki co skala nie jest tak wysoka (...) Jednak problem płynnościowy w firmach pokazuje (...) że nawet po wyjściu z lockdownu część z nich będzie miała trudności - mówił Andrzej Kubisiak.
Wszystko to składa się na dramatyczny obraz sytuacji polskich przedsiębiorstw. Trzeba dodać, że w najtrudniejszej są małe, a zwłaszcza mikrofirmy, z których 70 proc. odnotowało spadek sprzedaży. Przypomnijmy, że GUS podał w środę, iż sprzedaż detaliczna w marcu spadła o 9 proc. w porównaniu z marcem zeszłego roku, a w porównaniu z lutym - o 3,3 proc.
To, że wynika z nich, jak firmy walczą o przetrwanie i że niektóre przynajmniej mówią - jest lepiej, niż sądziliśmy jeszcze dwa tygodnie wcześniej. W badaniu z połowy kwietnia 39 proc. przedsiębiorstw odpowiedziało, że ma środki pozwalające przetrwać dłużej niż 3 miesiące. To znacznie więcej niż w końcu marca, gdy odpowiedź taką dało 26 proc. firm.
Pieniądze na "przeżycie" przez kwartał ma 47 proc. firm, a w końcu marca miało je zaledwie 22 proc. Do tego, że nie ma żadnych rezerw przyznało się w ostatnim badaniu 11 proc. firm, a dwa tygodnie wcześniej swoją sytuację opisywało tak 18 proc. Co się takiego stało? To paradoks. Sytuacja przedsiębiorstw w pandemii uległa poprawie?
Te sytuację można wytłumaczyć na dwa sposoby - i zapewne obydwa są prawdziwe. Po pierwsze, uderzenie pandemii spowodowało natychmiastowe zamknięcie najsłabszych przedsiębiorstw. Zniknęły niemal z dania na dzień, a zostały te silniejsze, mające większe rezerwy. Ale to znaczy równocześnie, że najgorsze - przynajmniej jak na razie - minęło.
Drugie wytłumaczenie jest jednak ciekawsze. Firmy zaczęły restrukturyzację. Starają się dostosować do sytuacji. Obcinają koszty.
- Spadł udział firm, które w ogóle nie mają zapasów. Możliwe, że część form zamknęła działalność. Cześć firm zmienia model działalności i nawet mniejsze zapasy powodują, że są w stanie dłużej przetrwać - mówił Andrzej Kubisiak.
Czy zmiany modelu działalności i cięcia kosztów dokonywane są kosztem pracowników? Oczywiście tak. Skoro przedsiębiorstwa mają problemy, to mieć je musza także pracownicy. Widać to po danych GUS o zatrudnieniu, które w marcu spadło o 34 tys. etatów i był to miesięczny rekord. Ale tu sytuacja też się zmienia. Pierwszy szok mija.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Badania pokazały, ze wprawdzie 13 proc. mikrofirm planuje zmniejszenie zatrudnienia, ale aż 80 proc. z nich nie ma takich planów. "(...) w pierwszej połowie kwietnia zwalnianie pracowników (jest) mniej pożądanym elementem strategii firm w dobie kryzysu" - napisali eksperci PIE w raporcie.
Podobnie jest wśród małych, średnich i dużych przedsiębiorstw. Plany redukcji zatrudnienia nie są podstawowym sposobem przetrwania trudnych czasów. W przypadku małych firm zmniejszenie zatrudnienia planuje 18 proc., ale odmienne plany ma 73 proc. Wśród średnich przedsiębiorstw redukcję etatów deklaruje 11 proc., a 85 proc. jej nie planuje. W dużych firmach zmniejszenie zatrudnienia planuje 16 proc., ale 74 proc. - nie.
Jeśli porównamy te dane z wynikami marcowego badania, to sytuacja - przy całym jej dramatyzmie - wygląda jeszcze lepiej. Odsetek firm, które planują zwolnienia w najnowszym badaniu zmalał do 14 proc. z 28 proc.
- Nie są to zjawiska jeszcze najbardziej pesymistyczne i porównywalne z tym co występuje między innymi w USA, ale widać, że część przedsiębiorstw chcąc przetrać stawia na zwolnienia (...) Może to oznaczać, że po pierwszym szoku i uderzeniu kryzysu sytuacja zatrudnieniowa ulegnie uspokojeniu - mówił Andrzej Kubisiak.
- Cześć firm mogła dokonać redukcji już wcześniej, a niektóre mogą mieć ustabilizowaną sytuację i wie jak sobie radzić. Możliwe, że najczarniejsze scenariusze odbyły się już w marcu - dodał.
Najbardziej narażeni na nie są pracownicy handlu, w którym zwolnienie od 10 do 25 proc. załogi deklaruje 38 proc. firm oraz z sektora produkcji, gdzie 35 proc. przedsiębiorstw zamierza zwolnić o od 25 do 50 proc. załogi.
Gorzej będzie z płacami. Cięcia płac planuje 36 proc. dużych firm, 37 proc. średnich, 35 proc. małych i 25 proc. mikrofirm. Utrzymanie dotychczasowego poziomu wynagrodzeń deklaruje 59 proc. mikrofirm, 50 proc. firm małych, 51 proc. średnich i 44 proc. dużych. W przeciwieństwie do zwolnień, które - zgodnie z deklaracjami przedsiębiorstw - dotkną najbardziej wrażliwe na zamrożenie gospodarki sektory, plany cięć płac rozkładają się mniej więcej we wszystkich sektorach po równo.
Ale odsetek firm deklarujących obniżki płac także znacząco się zmniejszył. W końcu marca myślało o tym 46 proc. przedsiębiorstw, a w połowie kwietnia - 32 proc.
Jacek Ramotowski