Czarno widzę - czy można zarobić na wróżeniu?
Zaglądają do szklanych kul, stawiają horoskopy, patrzą w karty tarota, czytają przyszłość z linii papilarnych. Chociaż zapotrzebowanie na usługi wróżbiarskie jest spore - według OBOP, z porad wróżek lub jasnowidzów korzysta co siódmy Polak - to jednak wróżki ledwie wiążą koniec z końcem. Tylko jedna na dziesięć jest w stanie utrzymać się z przepowiadania przyszłości. Lepiej radzą sobie branżowe gazety. Na swój czas czeka internet.
Najbardziej cenią się wróżki w stolicy, które za wizytę biorą 150 zł. W Krakowie stawki są o 50 zł niższe. W Poznaniu i Wrocławiu przyszłość można poznać już za 70 zł. Miesięcznie wróżka może zarobić kilka tysięcy, albo kilkaset złotych.
Dorywczo powróżę
Z wróżką Urszulą, jak z dobrym lekarzem, trzeba umawiać się na spotkanie z tygodniowym wyprzedzeniem. Codziennie od godz. 14 do 22 rozkłada karty i zagląda w przyszłość, inkasując za godzinny seans 70 zł.
- Czasem, kiedy ktoś nie ma pieniędzy - a to zdarza się wcale nie tak rzadko - przystaję nawet na 50 zł. W Warszawie za taką cenę nikt by nawet kart nie przetasował - mówi Urszula i od razu zastrzega, by nie podawać ani jej prawdziwego imienia ani miasta, w którym pracuje.
W tym zawodzie, jak w fachu lekarza, najbardziej liczy się zaufanie, a gdy wśród klientów ma się żonę jednego z najbogatszych Polaków, frontmana znanej grupy rockowej i popularną projektantkę mody, wtedy dyskrecja stanowi poważny kapitał.
Miesięcznie przyjmuje do 60 klientów, ale zdarzają się też chudsze miesiące, gdy do gabinetu puka tylko 30 interesantów. Wróżka Urszula jest jedną z niewielu speców w branży, którzy są w stanie utrzymać się z przepowiadania przyszłości. Pozostali na co dzień pracują w szkołach, urzędach, handlu i tylko dorywczo, wieczorami i w weekendy zasiadają przy szklanej kuli lub kartach, żeby - za opłatą - popatrzeć, co szykuje innym los.
Grunt to reklama
Ich własna dola nie wygląda najlepiej. Popyt na usługi wróżbiarskie jest wprawdzie spory, ale konkurencja jeszcze większa.
- Na rynku pojawia się cała masa pseudo wróżek i astrologów, którzy jeszcze wczoraj grali kartami w pokera, a dzisiaj próbują z nich wróżyć. Zwykle zwijają działalność po kilku miesiącach, ale w tym czasie zdążą narobić wiele złego, bo psują opinię profesjonalistom - irytuje się Urszula.
W tej branży - wyjaśnia - niczego nie można przewidzieć, ani z góry zaplanować i na nic zdadzą się karty, czy szklane kule: dzisiaj masz klientów, ale to wcale nie gwarantuje, że gabinet wróżbiarski przetrwa do jutra.
- Bywają okresy, gdy kajecik mam szczelnie wypełniony nazwiskami interesantów, a potem przychodzi taka posucha, że i pięciu klientów trudno znaleźć - opowiada Alicja (imię zmienione), wróżka z 38-letnim doświadczeniem, jedna z lepiej znanych osób w tym środowisku, nie tylko dzięki umiejętnościom, lecz także za sprawą częstych występów w telewizji.
To właśnie głównie dzięki programom telewizyjnym jej notes z nazwiskami sezonowo pęcznieje. Bo w tym fachu, jak w każdej innej branży, sukces zależy od właściwej promocji swoich usług. Alicja zastrzega jednak, że akurat na tym rynku tradycyjne formy reklamy: poprzez prasę, internet, czy telewizję nie zawsze dają spodziewany efekt. Wróżka, jak psycholog, zdobywa nowych klientów głównie dzięki rekomendacji tych, którzy już z jej usług korzystali i są przekonani o jej fachowości. Dlatego poczta pantoflowa, czy reklama szeptana dają lepsze rezultaty niż anons gazetowy, nawet jeśli zamieszcza go prasa branżowa.
To się czyta
Ogłoszeń w prasie zajmującej się tematyką ezoteryczną jest zresztą niewiele.
- Większość naszych dochodów przynosi sprzedaż gazety. Reklamy i ogłoszenia są dopiero na drugim miejscu - wyjaśnia Magdalena Odzioba z tygodnika "Gwiazdy Mówią".
To, jak okazuje się, wystarczy, żeby zapewnić wydawcy przyzwoite zyski. Prasa ezoteryczna jest bowiem przykładem na to, że na ludzkiej ciekawości zjawiskami paranormalnymi, magicznymi, nie dającymi się naukowo wyjaśnić, można nieźle zarobić. Na tym niszowym rynku ukazuje się aż siedem tytułów. Najsilniejszym pismem jest "GM", które sprzedaje się w nakładzie, jakiego poważne tytuły mogą mu tylko pozazdrościć - 65 tys. egzemplarzy tygodniowo.
Jeszcze lepsze wyniki osiąga "Wróżka", należąca do tego samego wydawcy do "GM", skierowana jednak do innego czytelnika - tygodnik kupuje średnio 100 tys. osób.
Łącznie prasa zajmująca się wróżbiarstwem, astrologią, ezoteryką i parapsychologią rozchodzi się w nakładzie przeszło 200 tys. egzemplarzy, co jest wynikiem imponującym zważywszy na fakt, że sprzedaży nie wpierają kampanie reklamowe, a gazety nie kuszą czytelników gadżetami, płytami, którymi posiłkują się inne kolorowe czasopisma.
Wróżenie na ekranie
Zainteresowanie tą tematyką próbują zdyskontować też media elektroniczne. Z powodzeniem. Paweł Usarek z telewizji interaktywną iTV przekonuje, że wśród programów rozrywkowych spotkania z wróżkami zajmują czołowe miejsce pod względem popularności. - Wróżbami i horoskopami interesują się także ci, którzy deklarują, że absolutnie w nie wierzą - wyjaśnia.
Program ma formę interaktywną. Wróżki na żywo odpowiadają na pytania widzów i stawiają im horoskopy. Oczywiście odpłatnie. Ciekawy swojego losu płaci za połączenie telefoniczne, które jest taryfikowane wyżej niż zwykłe rozmowy.
W sieci
Najmniej wróżki i wróżbici udzielają się jak na razie w Internecie. Tylko niektórzy z nich mają własne strony WWW, które na dodatek prezentują się nadzwyczaj ubogo. Ale powoli i to medium zaczyna być wykorzystywane przez biznes wróżbiarski. W sieci działają firmy, które zajmują się stawianiem horoskopów na odległość. Wystarczy pod podany numer wysłać SMS-em swoją datę urodzenia, a po chwili na naszą komórkę dostaniemy informację zwrotną z horoskopem. Koszt usługi wynosi kilka złotych.
- Zatrudniamy profesjonalne wróżki - zapewnia pracownica jednej z takich firm.
Żniwa
Rynek usług wróżbiarskich i astrologicznych należy do najmniej znanych i zbadanych dziedzin gospodarki, co trochę dziwi, gdyż działają na nim tysiące firm, a przez ręce wróżbitów przechodzą spore pieniądze. Ile jest gabinetów wróżbiarskich - tego nikt nie wie. Nie można ich odszukać po numerze REGON, gdyż urząd statystycznych wrzuca wróżki do tego samego worka, co agencje towarzyskie i kilkanaście innych mniej lub bardziej oryginalnych profesji. Jedno jest pewne - własne gabinety posiadają nieliczni, jeszcze mniej płaci podatki. Większość działa w szarej strefie: przyjmuje potajemnie we własnym mieszkaniu, lub przysiada przy stoliku w zaprzyjaźnionej księgarni. Dzisiaj i jedni i drudzy mają mnóstwo pracy, bo Andrzejki to okres wróżbiarskich żniw.
- To już nie te czasy, co jeszcze kilka lat temu - narzeka wróżka Urszula. - Dawniej przez ostatni tydzień listopada codziennie wróżyłam na rozmaitych firmowych imprezach. W tym roku mam tylko kilka takich spotkań.
Chałturzenie w okołoandrzejkowe wieczory, chociaż mniej zyskowne niż kiedyś, pozwala wróżkom podreperować budżety. Wynajęcie specjalistki na andrzejkową imprezę kosztuje kilkaset złotych. Dodatkowo od każdej wróżby wróżka inkasuje 10 zł.
Eugeniusz Twaróg