Czarny i różowy scenariusz dla Polski
Zapytaliśmy ekspertów, co może się wydarzyć w tym roku. Opinie są podzielone. Analitycy przewidują dwa scenariusze - różowy i czarny.
OKIEM OPTYMISTÓW
Nie będzie drugiej fali kryzysu
Nigdy nie miało jej być, bo wykreowały ją na swoje potrzeby media. Sytuacja gospodarcza będzie się poprawiała w szybkim tempie. A to oznacza, że sytuacja banków w 2010 r. będzie wyglądała dużo lepiej. - Można się spodziewać zwiększania zatrudnienia i poszerzenia oferty. Nadal będzie postępowała liberalizacja oferty kredytów hipotecznych i można przypuszczać, że coraz popularniejsze będą się stawać kredyty w euro. W drugiej połowie roku banki zaczną ponownie łaskawszym okiem patrzeć na kredyty konsumpcyjne - przewiduje analityk Open Finance Mateusz Ostrowski. Coraz lepsza sytuacja finansowa banków sprawi, że na rynku łatwiej będzie o innowacyjne produkty finansowe, np. karty zbliżeniowe.
Banki zawalczą o klientów
To nie koniec dobrych wiadomości. Prawdopodobnie w 2010 r. rynek kredytów w Polsce wzrośnie o około 15 proc. - Banki powinny zatem udzielić kredytów o wartości około 50 mld zł. Będą bardziej konkurować o klienta, co spowoduje lekką liberalizację zasad udzielania kredytów, a także spadek ich ceny. Jednak ciągle kredytów będzie się udzielało mniej niż przed kryzysem - ocenia Paweł Majtkowski, główny analityk Expandera.
Efekt ukąszenia węża
Rok 2010 będzie dobrym czasem dla giełdy, a w konsekwencji także dla funduszy inwestycyjnych. Warto się będzie zapoznać z ich ofertą. - Jeśli w przyszłym roku dobra passa na rynkach akcji utrzyma się, a przynajmniej zapanuje na nich względna stabilizacja, do funduszy będzie napływał świeży kapitał, który szacuję na 8-10 mld zł. Już teraz, dzięki wzrostowej fali trwającej od połowy lutego, znaczna część funduszy może pochwalić się kilkudziesięcioprocentowymi zyskami, a przecież nic lepiej nie wabi nowych klientów - przepowiada Bernard Waszczyk z Open Finance. - Nie należy jednak spodziewać się, że ludzie nauczeni doświadczeniem poprzedniego roku szybko odzyskają zaufanie do rynku funduszy. Można to porównać do efektu "ukąszenia węża". Stąd odbudowywanie aktywów zajmie sporo czasu - w 2010 r. ich wartość może osiągnąć poziom 110 mld złotych - pod warunkiem, że sytuacja na giełdach będzie ulegać dalszej poprawie - dodaje łyżkę dziegciu Jan Mazurek, główny analityk Investors TFI.
Złoto za 1500 dolarów?
Eksperci pytani przez "BANK" są zgodni, że cena złota będzie rosła. - Uncja tego kruszcu osiągnie wartość 1500 USD. Ceny będą windowane głównie przez te same czynniki, które liczyły się najbardziej w 2009 r., czyli osłabiającego się dolara oraz patrząc szerzej, spadek zaufania inwestorów do pieniądza i aktywów finansowych - ocenia Łukasz Wróbel z Open Finance. Zdaniem Piotra Kowalskiego, analityka Investors TFI, uncja osiągnie cenę 1400 dolarów. - Za takim rozwojem sytuacji przemawia kontynuacja polityki niskich stóp procentowych Banku Rezerw Federalnych, pozwalająca wyprowadzić kwotowania EUR/USD na nowe szczyty, wyraźnie wzrastająca inflacja oraz spadające wydobycie złota - przekonuje. Natomiast Paweł Majtkowski, główny analityk Expandera ocenia, że na koniec 2010 r. cena złote znajdzie się w przedziale 1000-1200 dolarów za uncję. - Wydaje się, że nie jest prawdopodobne wywindowanie ceny złota powyżej poziomu 1500 dolarów. Na utrzymanie jego ceny będzie wpływało ciągłe utrzymywanie się niepewności na rynku, co skutkuje wzmożonymi zakupami. Jednocześnie jednak umacnianie się dolara będzie przeciwdziałać nadmiernemu wzrostowi ceny złota - argumentuje.
Dobre wieści o złotym
Wszystko wskazuje na to, że w tym roku inwestorzy z ufnością podejdą do planów rządów (nie tylko naszego) zwiększenia deficytów budżetowych i zadłużenia finansów publicznych, ponieważ większość krajów przygotuje przekonujące programy naprawcze polegające na wprowadzeniu ograniczenia wydatków w kolejnych latach. - W takim wariancie wzrost zadłużenia Polski nie robiłby na nikim wrażenia, złoty umocniłby się, a ryzyko przekroczenia progu 55 proc. długu publicznego w relacji do PKB zostałoby obniżone, co dodatkowo umocniłoby naszą walutę. Za sprawą napływu inwestycji zagranicznych i dzięki inwestycjom rodzimych przedsiębiorstw Polska utrzyma swoją przewagę wzrostu gospodarczego wobec innych krajów regionu, co dodatkowo pomogłoby złotemu - ocenia Emil Szweda, analityk Open Finance.
Będzie spadać wartość dolara
- Dalsze osłabienie amerykańskiej waluty posłuży umacnianiu walut rynków wschodzących (takich jak Polska) i pomoże w utrzymaniu hossy na rynkach akcji i surowcowych. W szczególności na realizacji takiego scenariusza mogą wygrać posiadacze złota (ale tylko tacy, dla których znaczenie mają ceny wyrażone w dolarach). Trend spadkowy dolara może ulec przyspieszeniu, jeśli ECB jako pierwszy zdecyduje się na podniesienie stóp procentowych w strefie euro (ubiegnie w tym działaniu FED). Natomiast nadmierne osłabienie dolara (np. do 1,70 USD za EUR) wywołane m.in. obniżeniem ratingu amerykańskiego zadłużenia przyniosłoby zapewne katastrofalne następstwa na wielu rynkach. Zatem najbardziej optymistyczny wariant to stopniowe i niewielkie (a nie skokowe) osłabienie dolara - ocenia Marcin Krasoń, analityk Open Finance. A Paweł Majtkowski przewiduje, że na koniec 2010 r. będziemy płacić za euro około 3,90 zł.
Jeśli drogi Czytelniku uważasz, że jesteśmy zbyt wielkimi optymistami, przeczytaj scenariusz dla pesymistów.
ZDANIEM PESYMISTÓW
Druga fala kryzysu uderzy w banki
Co zatem czeka nas w czarnym scenariuszu? Druga fala kryzysu, która nadejdzie w tym roku, może zachwiać bankowością detaliczną. Wbrew optymistycznym prognozom bezrobocie zacznie rosnąć. A efektem tego będzie dalsze pogorszenie spłacalności kredytów. W konsekwencji banki zaczną notować coraz gorsze wyniki. Dlatego zdobycie kredytów przez statystycznego Kowalskiego, szczególnie tych gotówkowych, będzie jeszcze trudniejsze. - W takiej sytuacji trudno będzie się spodziewać po bankach dużej aktywności w inwestowaniu, zwiększaniu zatrudnienia czy wprowadzaniu nowych produktów. Niektóre banki nadal mogą mieć problemy z płynnością, co spowoduje, że będą musiały podnosić koszty wysoko oprocentowanych lokat - przewiduje analityk Open Finance, Mateusz Ostrowski.
Omijaj giełdę szerokim łukiem
Nie lepiej będzie z kredytami hipotecznymi. Grozi nam utrzymanie poziomu udzielania kredytów hipotecznych z roku 2009 (około 43 mld zł). - Może się to zdarzyć w sytuacji, gdy w wyniku perturbacji na rynku światowym lub pogorszenia się portfeli kredytowych banków będą one zmuszone do przyhamowania akcji kredytowej- ocenia Paweł Majtkowski, główny analityk Expandera. Wszystko wskazuje na to, że giełdę trzeba będzie omijać szerokim łukiem. Podobnie firmy proponujące inwestycje w fundusze. Zdaniem pytanych przez nas ekspertów na GPW pojawi się wieszczona już od miesięcy korekta (w wariancie superpesymistycznym kolejna fala kryzysu). A to oznacza, że fundusze inwestycyjne mocno na tym ucierpią. Paweł Satelecki z FINAMO przewiduje, że spadek cen na GPW może wynieść nawet 15 proc.
Co na to fundusze?
- Na pewno nie będzie wówczas mowy o jakichkolwiek nowych aktywach, a raczej będziemy liczyć odpływające z miesiąca na miesiąc kolejne miliardy. W takiej sytuacji można oczekiwać, że TFI aktywniej zaczną poszukiwać oszczędności, np. poprzez łączenie czy likwidowanie części funduszy - przepowiada Bernard Waszczyk z Open Finance. Jego zdaniem na sile zacznie przybierać trend związany z tworzeniem funduszy zamkniętych dla zamożniejszych i bardziej wykwalifikowanych inwestorów oraz funduszy absolutnej stopy zwrotu. Stanie się tak, bo TFI będą gorączkowo próbowały przeciwdziałać topnieniu aktywów. - Niezależnie od rozwoju sytuacji będzie wzrastać w Polsce udział funduszy zamkniętych oraz inwestujących w aktywa inne niż akcje. Pojawią się również kolejne fundusze hedgingowe - przyznaje Jan Mazurek, główny analityk Investors TFI.
Złoto konsekwentnie podrożeje
Eksperci pytani przez BANK nie są zgodni co do cen złota. Zdaniem Piotra Kowalskiego, analityka Investors TFI mogą spaść do poziomu 980 dolarów. - Mogłoby to mieć miejsce w przypadku wzrostu rentowności obligacji amerykańskich i wynikającego w tego umocnienia dolara - mówi Kowalczyk. Natomiast Paweł Satelecki ocenia, że złoto może osiągnąć ceny nawet powyżej 1500 dolarów z uncję.
Zapłacimy 4,9 za euro!
Nie najlepiej będzie także ze złotówką. Nadmierny poziom zadłużenia wielu państw sprawi, że wielu inwestorów zacznie się zastanawiać, kto następny będzie miał kłopoty po Grecji i Hiszpanii. Wytypują Polskę, której konstytucja uzależnia kształt ustawy budżetowej od sytuacji finansów publicznych. Eksperci zgodnie przyznają, że w czarnym scenariuszu wzrost zadłużenia publicznego przekroczy 55 proc PKB. - To wpędzi kraj w kłopoty, a wzrost ten może być spowodowany np. osłabieniem notowań złotego. Jeśli jednocześnie FED zacznie podnosić w USA stopy procentowe, wówczas kolejna fala kryzysu walutowego w Polsce byłaby więcej niż prawdopodobna - ocenia Emil Szweda, analityk Open Finance. Paweł Satelecki przewiduje, że zadłużenie może osiągnąć nawet 60 proc PKB. - To niewątpliwie popsułoby nasz wizerunek w świecie, a co się wtedy może stać, widać było na przykładzie Grecji. Do tego dochodzi emisja długu przez Skarb Państwa liczona w dziesiątkach miliardów złotych, co również nie pomaga naszej walucie. W tym przypadku złoty znów doszedłby do szczytów w okolicach 4,9 zł za euro - prognozuje.
Jan Osiecki
Czytaj także: