Czas na wiatraki na lądzie?
Organizacje związane z energetyką wiatrową apelują o złagodzenie zapisów ustawy odległościowej 10H, która praktycznie zablokowała budowę wiatraków na lądzie. Argumentują, że energia wiatrowa jest tania, a dodatkowo bez tego trudno będzie spełnić wyśrubowane cele w zakresie miksu energetycznego. Władze zaczynają myśleć o zmianie przepisów.
Branża informuje, powołując się na dane Instytutu Energetyki Odnawialnej, że lądowe wiatraki mają nadal ogromny potencjał wprowadzenia mocy z OZE do systemu, szacowany w scenariuszu maksymalnym nawet na 22 GW w perspektywie 2030 roku.
Polska zobowiązała się do realizacji celów polityki klimatycznej, w tym do uzyskania przynajmniej 15 proc. energii ze źródeł odnawialnych w krajowym zużyciu brutto w 2020 roku. - Już teraz spodziewamy się trudności w realizacji tego celu, do którego osiągnięcia mogłyby się istotnie przyczynić inwestycje w elektrownie wiatrowe na lądzie - informują przedstawiciele branży.
W najbliższym czasie mają być zrealizowane projekty, które wygrały aukcje, o łącznej mocy ok. 3500 MW, ale będą one realizowane w oparciu o pozwolenia wydane przed wejściem w życie ustawy odległościowej.
Ograniczenia związane z ustawą 10H weszły w życie w maju 2016 roku. Wprowadziły one w życie wymóg zachowania minimalnej odległości elektrowni wiatrowych od dziesięciokrotności całkowitej wysokości urządzenia od zabudowy i wybranych form ochrony przyrody. W efekcie od tego momentu tempo przyrostu nowych mocy spadło kilkudziesięciokrotnie.
Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej, Związek Gmin Wiejskich RP oraz Stowarzyszenie Gmin Przyjaznych Energii Odnawialnej wskazują, że ustawa uniemożliwiła realizację nowych projektów, nie ma bowiem obszarów spełniających takie wymogi. Podkreślają, że przepisy nie mają uzasadnienia.
Jednocześnie informują, że rozwój energetyki wiatrowej wpłynie na obniżenie cen hurtowych energii elektrycznej, a przy okazji poprawi sytuację budżetową samorządów gminnych. Kolejny argument, jaki podnoszą, to nowe miejsca pracy i wspieranie lokalnych usług.
Przedstawiciele branży wspólnie z największymi organizacjami samorządowymi w kraju oraz reprezentacją sektora bankowego opracowali tzw. Kodeks Dobrych Praktyk, dokument zawierający praktyczne wskazówki dla samorządów. Jak przekonują, ich wykorzystanie ma umożliwić optymalne rozwiązania dla mieszkańców.
Trzeba mieć na uwadze, że rezygnacja z reguły 10H nie przyniesie efektów od razu, bo proces przygotowania inwestycji trwa średnio od 3 do 5 lat.
Przedstawiciele krajowych władz zaczynają dostrzegać potrzebę zmian. Kilka dni temu Krzysztof Mazur, wiceminister rozwoju, informował, że trwają rozmowy o regulacji 10H. - My w tych dyskusjach zamierzamy uelastycznić jej reguły i przekazać samorządom decyzje co do standardów. Chcemy, by to samorządy podejmowały w tej sprawie decyzje w porozumieniu ze społecznością lokalną - powiedział wiceminister. To byłoby w zgodzie z oczekiwaniami branży, która również proponuje przekazanie decyzji samorządom.
Monika Borkowska