Czekają nas gwałtowne zmiany
Nie trzeba lękać się przyszłości - mówił w czasie wizyty w Polsce światowej sławy pisarz i futurolog Alvin Toffler. - Czekają nas gwałtowne zmiany instytucjonalne. Bardzo ich potrzebujemy. Obecne instytucje są skrojone na stare czasy.
- Czy brak stabilności to znak naszych czasów?
- To prawda. Jesteśmy coraz bardziej mobilni, a to ma olbrzymi wpływ nie tylko na więzi międzyludzkie, ale i na szeroko rozumiane procesy biznesowe. Coraz powszechniejszy czynnik tymczasowości ma z kolei swoje odbicie w procesach produkcyjnych, bo przedsiębiorstwa nie nastawiają się już, tak jak dawniej, na produkcję dóbr, które przetrwają lata. Konsumenci z kolei dokonują coraz częstszych zakupów dóbr, z którymi rozstają się z reguły bez żalu, tworząc miejsce dla nowej produkcji.
- Ta mobilność zagościła chyba też na dobre w relacjach pracodawców z pracownikami?
- To konsekwencja tych samych przeobrażeń. Istnieje wprawdzie ochrona związków zawodowych, ale generalnie praca jest nam dana na coraz krótszy okres. Coraz częściej musimy podejmować wysiłek poszukiwań dla siebie nowego zajęcia. I wygląda na to, że ten proces nie ulegnie odwróceniu.
Jednak przyspieszenie procesu przemian nie jest jedynym wyznacznikiem naszych czasów. Pewnym novum jest to, że przemiany stają się coraz bardziej absorbujące, w coraz większym stopniu wymagają nieustannej uwagi, a nawet aktywności, 24 godziny na dobę.
- Nowa gospodarka - co to określenie znaczy dzisiaj? Czy wciąż jesteśmy, jak pan to nazwał w swej książce, trzecią falą, czyli społeczeństwem postindustrialnym, czy też weszliśmy już w nową fazę rozwoju?
- Najpierw chciałbym zwrócić uwagę na niezwykłą popularność analizy fundamentalnej. Nie wiem jak w Polsce, ale w Stanach Zjednoczonych trudno znaleźć biznesowy kanał telewizyjny, w którym człowiek by się nie natknął na rozmowy o kondycji takiego czy innego przedsiębiorstwa, a punktem wyjścia do tych ocen są głównie osiągane wyniki finansowe.
Aby wiedzieć, co naprawdę dzieje się w firmie, powinniśmy znać trzy aspekty jej funkcjonowania. Po pierwsze, jaka jest w niej dynamika stosunków międzyludzkich. Po drugie, jak zmienia się jej zasięg geograficzny - chodzi nie tylko o to, czy potrafi dotrzeć do klienta mieszkającego 10 kilometrów dalej, ale czy radzi sobie z procesem globalizacji w skali makro. Czy może nawiązać kontakt z partnerem, odbiorcą swych towarów czy usług z innej części świata. Trzecim wyznacznikiem jest nowe podejście do wiedzy. Jest ono tym bardziej potrzebne, że większość konwencjonalnej gospodarki opiera się na zasobach materialnych, które są przecież ograniczone. Jako optymista twierdzę, że zasoby ludzkiej głowy są jednak znacznie bardziej imponujące, wręcz niewyczerpane, i nie należy się ociągać z korzystania z nich.
- Jak poradzić sobie wśród tylu niewiadomych?
- Wiedza jest też produktem. Bardzo cennym. Problem tylko w tym, że gdy kupujemy na przykład samochód, łatwo nam jest ustalić jego wartość - tradycyjnym kopniakiem w koła potwierdzamy zazwyczaj cenę wystawioną przez dealera. By ustalić cenę informacji, musimy ją zazwyczaj ujawnić, a to - przede wszystkim w przypadku futurologa - rzecz ryzykowna (uśmiech).
- Czy rzeczywiście zacierają się granice między producentem i konsumentem?
- Na użytek tego procesu powstał termin "prosumer". Myślę, że znajduje on coraz większe zastosowanie. Pisząc blog w internecie, czy działając jako woluntariusze - wytwarzamy dobra bez udziału pieniądza. Coraz więcej czynności, za które kiedyś płaciliśmy, teraz wykonujemy nieodpłatnie sami. Następuje coraz większa interakcja między gospodarką pieniądza i nazwijmy to bezpłatną działalnością gospodarczą.
- Czy to znaczy, że również niektóre formy działalności, na przykład marketing w formie konwencjonalnej, zaginą?
- To niewiarygodne, ale tak już się staje.
- Jakie państwa będą liczyć się pana zdaniem najbardziej za 50 lat?
- Na to pytanie nie znam odpowiedzi. Trudno nawet powiedzieć, czy w tym gronie będą Stany Zjednoczone. To zależy od bardzo wielu czynników, w dużym stopniu od polityki, a właśnie w tej sferze jesteśmy świadkami poważnych zmian. Po latach dominacji republikanów, do głosu dochodzą demokraci. Ale i to nie rozjaśnia sprawy. Przypominam sobie, jak w latach 70. poproszono mnie o pomoc w utworzeniu organizacji, która pomagałaby edukować członków Kongresu na temat wyzwań przyszłości. Jedną z dwóch najbardziej zaangażowanych osób był były znany dziś demokrata Al Gore, drugim nie mniej popularny republikanin Newt Gingrich.
- Jakie kraje robią najbardziej spektakularne postępy?
- Ogromne wrażenie robią na mnie Chiny. Tam gdzie mogą, stawiają na industrializację, technologie najwyższej jakości, czego dowodem jest choćby niezwykle kosztowny program kosmiczny. Duży potencjał mają też Indie, Brazylia?
- Ani USA, ani tym bardziej Chiny nie są potęgami energetycznymi. Czy energia będzie miała znaczenie równie duże jak dziś?
- Jestem optymistą. Uważam, że świat nie stanie na granicy kryzysu energetycznego. Rozwiązaniem będzie wielość źródeł energii, nowoczesnych źródeł. Z pomocą przyjdą nowoczesne technologie. Produkcja gazu z węgla kamiennego. Teraz może nie brzmi to bardzo obiecująco, ale kto wie. Zresztą jako fan szeroko rozumianej wiedzy wierzę, że arsenał możliwości jest nieograniczony, na pewno jeszcze nie znamy wszystkich możliwości.
- Jak pan ocenia to, co się dzieje w Europie?
- Europa latami zaniedbywała rewolucję IT. I teraz też nie nadąża za zmianami. Może to technofobia, a na pewno niezbyt duża otwartość na nowe idee. Stary Kontynent jest zanurzony w historię, ma bardzo emocjonalne podejście do życia.
- Jeśli Europa ma na swym koncie zaniedbania, to co dopiero mówić o Polsce. Co pan nam radzi?
- Nie wiem, jak bardzo jesteście zapóźnieni technologicznie, najważniejsze, że jesteście gotowi do zmiany tego stanu. To dobry punkt wyjścia, by osiągnąć sukces na miarę tego, jaki ma na swym koncie inny duży kraj - otoczony przez dwóch wielkich sąsiadów, który przetrwał wyniszczającą wojnę?
- O którym kraju pan mówi?
- Korea Południowa. Macie z nimi wiele wspólnego, a przecież naprawdę oni dokonali cudu gospodarczego, technologicznego. Zdaję sobie sprawę, że to też kwestia uwarunkowań kulturowych. Oni po prostu podjęli decyzję i przeszli w ciągu 30 lat drogę od prymatu rolnictwa do supernowoczesnego przemysłu. Świadomie wykorzystali model japoński, choć oficjalnie temu zaprzeczali.
Nigdy do końca nie da się przewidzieć, jaki wzór jest najlepszy dla danego kraju. Jedno jest pewne, równolegle trzeba inwestować w system edukacji, przygotowywać ludzi do zmian.
- Czy obecnie, podobnie jak w wydanej przed laty książce Szok przyszłości, spodziewa się pan takich wydarzeń w naszym życiu?
- Oczywiście, całego mnóstwa. Przede wszystkim będą to gwałtowne zmiany instytucjonalne. Na różnych poziomach. Bardzo ich potrzebujemy. Obecne instytucje są skrojone na stare czasy.
Rozmawiała: Hanna Tobolska