Czy wszystko da się zreformować? Przyszły rząd czekają wyzwania

Wciąż nie wiadomo, komu powierzy misję tworzenia rządu prezydent Andrzej Duda. Można oczekiwać, że wcześniej czy później - ze względu na wynik wyborów - przypadnie ona jednak opozycji. Ta zaś będzie musiała się zmierzyć z wieloma instytucjami, w których prezesów nie tak łatwo będzie zmienić. Na przykład skład Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. O jej odwołaniu muszą zdecydować obie izby parlamentu, a także prezydent.

Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (KRRiT) to powołany przed 30 laty organ konstytucyjny, który ma stać na straży wolności słowa i zagwarantować prawo do informacji. Podczas dwóch kadencji PiS KRRiT była wielokrotnie krytykowana za neutralność wobec uporczywego łamania prawa medialnego przez TVP. Mimo stronniczości Radzie zdarzyło się kilkakrotnie upomnieć administrację telewizji publicznej, m.in. za stałe przypominanie w codziennym programie informacyjnym niemieckiego wystąpienia Donalda Tuska i wielokrotnym wplataniu, często bez kontekstu, słów "für Deutschland".

Reklama

KRRiT trudna do odwołania

W skład KRRiT wchodzi pięciu członków. Jest on w całości obsadzany przez obóz władzy - dwóch wyznacza Prezydent RP, dwóch Sejm i jednego Senat. Ich kadencja trwa 6 lat, licząc od dnia powołania ostatniego członka. A cały skład pełni swoje funkcje do czasu powołania następców. Obecną kadencję Rada rozpoczęła rok temu. Przed nią zatem jeszcze pięć lat pracy. 

Organ może zostać odwołany, o ile najpierw Senat, a potem Sejm odrzucą jego sprawozdanie za poprzedni rok. Następnie odmowa trafi na biurko prezydenta, który będzie miał 14 dni na podjęcie decyzji. Zgodnie z ustawą o radiofonii i telewizji, jeśli parlament i głowa państwa odrzucą sprawozdanie, obecni członkowie Rady przestaną pełnić swe funkcje. Dokument podsumowujący 2022 r. został złożony i przyjęty w maju. Na prezentację kolejnego trzeba czekać do wiosny, a potem przekazać decyzję prezydentowi Andrzejowi Dudzie. 

Co będzie z NIK?

Nie wiadomo, jaki los może spotkać Mariana Banasia kierującego Najwyższą Izbą Kontroli (NIK) - instytucją, której zadaniem jest nadzorowanie działalności organów administracji rządowej, Narodowego Banku Polskiego (NBP), państwowych osób prawnych i innych państwowych jednostek organizacyjnych. O jego napięciach z rządem PiS było wielokrotnie głośno, a latem, kiedy Banaś wystąpił na konferencji prasowej razem z liderem Konfederacji Sławomirem Mentzenem, mówiło się nawet, że doprowadzą one do paraliżu NIK. “Instytucje zajmujące się kontrolą wydatkowania środków publicznych powinny działać jak najdalej od bieżącej polityki” - podkreślano wówczas.

Obecny prezes NIK pełni swoją funkcję od 30 sierpnia 2019 r. Jego kadencja trwa 6 lat, skończy się więc w sierpniu 2025 r. Jeśli chce, kierujący instytucją nadzoru może sam zrzec się stanowiska. Można go też odwołać, o ile zostanie stwierdzone, że stał się on trwale niezdolny do pełnienia obowiązków na skutek choroby. Prezesa Najwyższej Izby Kontroli można też pozbawić funkcji, jeśli ciąży na nim prawomocny wyrok sądu za popełnienie przestępstwa. 

Z takim zarzutem Marian Banaś mierzył się w grudniu 2019 r., kiedy to Prokuratura Regionalna w Białymstoku wszczęła śledztwo w sprawie m.in. podejrzeń nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych i deklaracjach podatkowych prezesa NIK. Po tej informacji, Kancelaria Premiera RP poinformowała, że szuka możliwości odwołania prezesa NIK bez konieczności zmiany konstytucji. Mimo nacisków, Banaś nie podał się jednak do dymisji i dalej pełni swoją funkcję. 

Izby obrachunkowe bez zmian?

Prawdopodobnie wkrótce przekonamy się o przyszłości kierujących regionalnymi izbami obrachunkowymi - państwowymi organami nadzoru i kontroli nad instytucjami gospodarki finansowej jednostek samorządu terytorialnego. To one są odpowiedzialne m.in. za realizację zamówień publicznych i zobowiązań podatkowych, a w określonych sytuacjach mogą ustalić lokalny budżet. Jest ich 16 i działają w formie jednostek samorządu terytorialnego. Na czele każdej z nich stoi prezes, którego kadencja trwa 6 lat. Powołuje i odwołuje go Prezes Rady Ministrów na wniosek ministra właściwego do spraw administracji publicznej.

W wypadku izb obrachunkowych nowemu gabinetowi będzie prawdopodobnie zależało nie tylko na podjęciu decyzji wobec kierujących, ale też na nowelizacji prawa. Zgodnie z przeprowadzonymi przed dwoma laty zmianami, których wcześniejsza wersja została zawetowana przez prezydenta Andrzeja Dudę, izby dostały większe możliwości kontrolowania podległych im instytucji, w tym spółek. Jak uzasadniał wtedy rząd, w nich bowiem samorządy często ukrywają swoje długi. Zmieniono też sposób wyboru prezesów. Nowy został bezpośrednio uzależniony od decyzji premiera i zdaniem wielu upolityczniony.   

Wiadomo już, że jeśli opozycja stworzy rząd, zmiany obejmą m.in. Polski Fundusz Rozwoju (PFR) i Bank Gospodarstwa Krajowego. - Obie instytucje zbyt się rozrosły - ocenił podczas rozmowy z Onetem Andrzej Domański, poseł elekt i współtwórca programu gospodarczego Platformy Obywatelskiej. Poinformował też, że Koalicja Obywatelska już w trakcie kampanii prowadziła rozmowy z politykami i ekspertami Trzeciej Drogi i Lewicy. — Mamy trzon polityki gospodarczej ugruntowany - zapewnił.

ew

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »