Dar z niebios warty miliony
Manna z nieba nie spada, ale większość ludzi na widok spadającej gwiazdy w skrytości ducha wypowiada życzenie. Współcześnie częściej jest to życzenie natury finansowej, ale wierzący w znaki na nieboskłonie są traktowani jak desperaci. Zdarza się jednak, że "coś" z nieba spadnie, choćby meteoryt, a to może oznaczać prawdziwą, ziemską fortunę, zależną od składu chemicznego i okoliczności sprzedaży daru z niebios.
"Wielki wybuch"! W ułamkach sekund na wszystkie strony eksploduje rozgrzana do czerwoności materia. Powstają protony, neutrony, planety, gwiazdozbiory i całe galaktyki. Wreszcie my. Minęło już piętnaście miliardów lat, wszechświat względnie ostygł, ale w przestrzeni międzyplanetarnej wciąż błąka się ślepo niezliczona ilość kosmicznego gruzu.
Najmniejsze obiekty to meteoroidy. Chaotyczna trajektoria tego ciała niebieskiego skazuje je na częste zderzenia. Bywa, że kosmiczny odłamek wpada w naszą atmosferę i jak nie spłonie po drodze, to spada z hukiem na Ziemię, rozdzierając niebo ognistym warkoczem.
Człowiek pada na kolana pod wpływem wstrząsu sejsmicznego, a w przeszłości również religijnego, kiedy uwierzył, że oto bóg zstąpił na ziemię, albo co najmniej z wysokości - siedząc na niebiańskim tronie, rzucił błyskawicznym podarkiem; udzielając nagrody lub ognistej przestrogi czy kary za grzech.
Gdy opadł dym i oczy ośmieliły się spojrzeć, nie było żadnych wątpliwości - czarny połyskujący kamień znaleziony w pustynnym piasku jest święty. Na poszukiwania cennego trofeum ruszały ekspedycje szamanów i wyspecjalizowanych magów, a ostatecznie stały się one własnością świątyń i władców.
Dowody archeologiczne świadczą o kulcie meteorytów w starożytnej Chaldei, stanowiły też sacrum w greckim kulcie Artemidy rozpowszechnionym od Sparty, przez Delfy, do Efezu. Obecnie jest fundamentem największej świątyni Islamu. Kosmiczny Hadżar w południowo-wschodnim narożniku świątyni Kaaba w Mekce ma miliony wyznawców na całym świecie.
Niektórzy wierzą, że święty Graal, który przeszedł ewolucję od celtyckiego mitu do chrześcijańskiego symbolu, również jest meteorytem. Bawarski rycerz Wolfram von Eschenbach jest autorem poematu "Parzival" (publikacja datowana na XII w.), w którym twierdzi że Graal to lapis excoelis - "mały kamień z niebios". W sierpniu 1992 r. w regionie Mgale w Ugandzie wylądował kamienny meteoryt o wadze ponad kilograma. Z racji, że był traktowany jako dar od boga, służył miejscowym jako magiczne antidotum na AIDS, które jest lokalną zmorą.
"Mały kamień z niebios" jest przedmiotem "czci" również w świecie nauki, biznesu i zawodowej pasji, od namiętnych kolekcjonerów do żądnych przygód łowców meteorytów. Co roku na Ziemi ląduje ok. 5 tys. meteorytów (o łącznej wadze 40 tys. ton materii z rozbitych asteroid i komet), większość z nich to kawałki meteroidów krążących między Marsem a Jowiszem. Są małe i duże, kamienne albo żelazne, czy krzemianowe, czarne lub szklisto-diamentowe, w zależności, czy jest to fragment wierzchniej skorupy, żelaznego jądra, czy skrystalizowanej masy.
Dla naukowców są "czystym złotem" wiedzy o procesie powstawania wszechświata, a dla innych czystym zyskiem w wymiarze ekonomicznym, czy tylko estetycznym lub przygodowym. Są różne, jest ich mało i rzadko spadają prosto pod nogi. Meteoryty to "gwiazdka z nieba" tylko dla wytrwałych.
Na stronie internetowej Roberta Haaga, który jest ikoną wśród łowców meteorytów, można znaleźć w fotogalerii dużo podobnych zdjęć: nic nigdzie, dookoła piachy, albo skute lodem śniegi, na środku kadru kuca Robert, długie kręcone włosy opadają mu sprężyście na ramiona, na twarzy widnieje sympatyczny uśmiech w amerykańskim stylu - "od ucha do ucha", w dłoni trzyma jakiś czarny kamień.
Z opisu wynika, że jest to meteoryt - ten odnaleziony w Arktyce, a ten w Omanie, czy Afryce Północnej, albo w rodzimym Kansas. Pod każdym z tych zdjęć kryje się niesamowita historia.
Robert Haag po raz pierwszy zobaczył meteoryt podczas wakacji spędzanych z rodzicami w Nowym Meksyku. Miał osiem lat. Z kamieniami był za pan brat od małego, bo rodzice handlowali minerałami, ale właśnie meteoryty stały się dla niego szczególne. W wieku dwudziestu lat zrobił pierwszy udany interes: na okazie kupionym za czterysta dolarów zarobił dwa tysiące. Pieniądze stały się dodatkową motywacją.
Całość zainwestował w kolejne zdobycze. Jeździł po całym świecie, osobiście włóczył się po pustkowiach z ciężkim wykrywaczem metali, śledził aukcje i odkupywał meteoryty od miejscowej ludności. Jeśli warunki na to pozwalają, szkoli tubylców i wyposaża ich w fachowy magnetyczny sprzęt. Słynie ze spektakularnej akcji z kupnem 37-tonowego "kosmicznego kamyka" z Campo del Cielo, który pod przymusem argentyńskich władz musiał oddać bez zwrotu poniesionych kosztów, przez co omal nie zbankrutował. Znany jest również z wyszukania unikatowej 19-gramowej cząsteczki z Księżyca, pochodzącej z Australii Zachodniej.
Wielokrotnie był aresztowany, deportowany i oskarżany o nielegalną spekulację meteorytami, ale jak sam podkreśla taka jest cena za "(...) swój prywatny sposób na uczestnictwo w międzynarodowym programie kosmicznym." Dzisiaj ma 56 lat i nie zamierza rezygnować ze swojej pasji.
Łowcy meteorytów łączą ze sobą pozostałe ziemskie światy zajmujące się kosmicznym kruszcem. Świat nauki mimo częstej krytyki samowolnych praktyk poszukiwawczych, które niszczą dziewicze stanowiska badawcze kraterów, ostatecznie jest zobowiązany takim osobom jak Robert Haag, czy innym znanym łowcom jak Mike Farmer, czy Steve Arnold, bo właśnie tacy ludzie na mocy niepisanej umowy stale dostarczają im nowych próbek do eksperymentów, które mogą rozświetlić tajemnicę powstania wszechświata i życia.
Instytucje naukowe i muzealne mają potencjalne pierwszeństwo, bo właśnie one świadczą usługę ekspertyzy, wydając odpowiedni certyfikat świadczący o wartości danego "eksponatu". W zależności od indywidualnej umowy jednostka naukowa ma prawo pobrać fragment skały na potrzeby badań, albo własnej kolekcji.
Czasami, jeśli ich kolekcja jest wystarczająco szeroka, instytucje naukowe pozwalają sobie na barterowe wymiany, bo nie zawsze meteoryty wystawiane przez łowców na aukcjach są w zasięgu ich możliwości finansowych. Przykładowo, Muzeum Ziemi w Warszawie dobiło targu z Robertem Haagiem, wymieniając z nim swoją połówkę meteorytu "Łowicz" (obiektu żelazno-kamiennego, który spadł w okolicach Łowicza w nocy z 11 na 12 listopada 1935 r.) za jego płytkę "Esquela" (meteorytu z gatunku pallasytów z kryształami oliwinu, znalezionego w pobliżu miasteczka Esquel w Argentynie w 1951 r.).
Steve Arnold, który na farmie w Brenham w stanie Kansas znalazł uznany za najpiękniejszy na świecie pallasyt (650-kilogramowy meteoryt), postanowił nie "tknąć" go dopóki z właściwą ofertą zwróci się do niego odpowiednia instytucja. Handluje tylko mniejszymi okazami. Pertraktacje z największymi muzeami geologicznymi wciąż trwają.
Rozpiętość cen meteorytów jest olbrzymia i różne są kryteria ich oceny, ale decydująca o wartości jest rzadkość ich występowania. Gram meteorytu można kupić na internetowej aukcji już za parę dolarów, są też takie których gram kosztuje kilkaset, czy nawet parę tysięcy dolarów. Najdroższym sprzedanym meteorytem jest prawie dwukilogramowy kawałek księżyca - "Dar al Gani 1058". Znaleziony w 1998 r. w Libii, w 2012 r. znalazł nabywcę - Uniwersytet w Waszyngtonie, który na aukcji w Nowym Jorku zapłacił za niego 330 tys. dol. Największą dotychczas transakcją internetową było kupno poprzez eBay argentyńskiego meteorytu księżycowego za 93 tys. dol. Najrzadsze z okazów stanowią tzw. pallasyty - meteoryty żelazno-kamienne stanowiące 1,5 proc. wszystkich meteorytów, a jedną z najdroższych współcześnie skał kosmicznych jest księżycowy meteoryt - NWA 482, którego cena sięga 5 tys. dol. za gram.
Należy jednak pamiętać, że od strony biznesowej sytuacja meteorytów na rynku jest dość skomplikowana. Zanim pojawią się one na wielkich targach w amerykańskim Tuckson, czy Denver, albo na francuskich targach w Ensisheim czeka je czasami długa i kręta droga. Regulacje prawne odnoszące się do meteorytów nie zawsze są jasne. W krajach Afryki Północnej - Maroku, Algierii czy Libii - na wywóz meteorytu potrzebne jest specjalne urzędowe zezwolenie, jednak zważywszy, że przez ostatnie dwie dekady w tym rejonie odnotowano najwięcej "spadków", bujnie rozwinął się nielegalny handel, który zaczęto już nazywać "mafią meteorytową".
Celnicy na przejściach granicznych i lotniskach nie są wyposażeni w odpowiedni sprzęt, który mógłby wykrywać kosmiczne odłamki, a resztę załatwiają częste przypadki korupcji. Wiele spośród meteorytów przekraczających granice nie posiada żadnych "papierów" i jest przedmiotem "dyskretnych" wymian między koneserami. Handlem meteorytami zajmują się też często domorośli "dilerzy", skupujący kamienie od nomadów, którzy znaleźli je w pobliżu swoich namiotów. W wielu przypadkach jedynym świadectwem posiadania meteorytu jest zdjęcie, wobec czego kupujący dużo ryzykuje jeśli decyduje się kupić kamień drogą wysyłkową, bo po otwarciu paczki może okazać się, że został oszukany i zamiast kosmicznego rarytasu kupił zwykły kamień misternie oblepiony żużlem i szkiełkami.
Prawdziwe kolekcjonowanie meteorytów jest niszowym, dość drogim hobby zarezerwowanym dla wąskiego, wyspecjalizowanego grona ludzi. Certyfikowane egzemplarze można kupić w przeróżnej formie: są monety kolekcjonerskie z fragmentem meteorytu, milimetrowe skrawki, miniaturowe sekcje widziane przez lupę lub większe kawałki w srebrnej lub złotej oprawie, na specjalnych podstawkach, czy w zdobionych gablotkach. Ważną gałęzią meteorytowego interesu, pasji, jak i sztuki jest produkcja kosmicznych ozdób, rzeźb, zegarków i wszelakiej maści biżuterii.
Wyrób biżuterii z międzygalaktycznych skamielin nie jest niczym nowym. W 1996 r. włoski minerolog - Vincenzo de Michele udowodnił, że niektóre ze znajdujących się w Muzeum Egipskim w Kairze ozdób faraona Tutenhamona ma pochodzenie kosmiczne, w tym słynny pektorał - naszyjnik z zielonkawym skarabeuszem wyrzeźbionym w meteorycie.
Indianie również praktykowali wyrób ozdób ze znalezionych na stepie "magicznych kamieni". Współcześnie hitem są obiekty kosmiczne traktowane jako naturalne dzieła sztuki. Amerykanin Darryl Pitt jest kuratorem największej i najbardziej prestiżowej "Macowich Collection", która gromadzi estetyczne meteoryty uchodzące za rzeźby z powodu patyny pallasytowych skrystalizowanych powierzchni, unikatowych asymetrycznych form lub zoomorficznych kształtów. Ekstrawaganckie "rzeźby" zdobią wnętrza domów wielu celebrytów zafascynowanych dizajnem New Age'u jak Steven Spielberg, czy Nicolas Cage.
Meteoryty kuszą ukrytą w sobie tajemnicą wszechświata, blaskiem klejnotu i stosunkowo dobrym przelicznikiem na gotówkę. Według astronomicznych prognoz możemy spodziewać się, że liczba meteorytów spadających na naszą planetę wielokrotnie wzrośnie, więc powinno starczyć dla wszystkich poszukiwaczy kosmicznego szczęścia.
Zainteresowani powinni jednak pamiętać, ku przestrodze, niedawny deszcz meteorytów w obwodzie czelabińskim, podczas którego zostało rannych ok. tysiąca osób, i oprócz wykrywacza metali zaopatrzyć się w solidny "antymeteorytowy" parasol.
Choć zbieranie kosmicznych odłamków z pewnością wydaje się ciekawsze od zbierania grzybów, czy puszek po piwie, miejmy nadzieję, że mimo wszystko nie spadnie nam z nieba "gwiazdka" kalibru komety Swift-Tuttle, która ma się zderzyć z Ziemią w 2126 r., bo wtedy nie będzie już czego zbierać.
Michał Mądracki