Długa lista chętnych do budowy wiatraków na Bałtyku
Chociaż dzisiaj w polskiej strefie ekonomicznej na Bałtyku nie ma jeszcze ani jednej farmy wiatrowej, to za kilka lat się to już zmieni. Chętnych by stawiać wiatraki na morzu jest wielu. Niedawno zakończyło się przyjmowanie wniosków inwestycyjnych do drugiego etapu rozwoju rynku offshore w Polsce. Część firm zagrała o wysoką stawkę i próbuje zgarnąć całą pulę dostępnych lokalizacji na budowę - a tych w "drugim rzucie" przewidziano 11. O skali zainteresowanie może świadczyć liczba wniosków inwestycyjnych, które napłynęły - jest ich łącznie ponad 130.
O koncesje na budowę morskich farm wiatrowych w polskiej strefie ekonomicznej Bałtyku starają się tak firmy prywatne jak i państwowe, krajowi, ale też zagraniczni gracze.
To doskonałe warunki wietrzne i stosunkowo płytkie wody o niskim zasoleniu, co jest nie bez znaczenia dla realizacji inwestycji i nakładów, które trzeba będzie ponieść. Jest też uchwalony w czerwcu 2021 r. Plan Zagospodarowania Przestrzennego Polskich Obszarów Morskich, dzięki czemu inwestorzy wiedzą, gdzie i ile wiatraków będą mogli postawić.
Polska w morskiej energetyce wiatrowej widzi szansę na transformację energetyczną i odejście od węgla. Chętnych, by uczestniczyć w tym procesie, jest wielu.
O wszystkie lokalizacje przewidziane w drugiej fazie rozwoju polskiego rynku offshore stara się m.in. PKN Orlen. - Złożyliśmy wnioski na wszystkich jedenaście koncesji, teraz czekamy - mówił niedawno w wywiadzie dla Interii prezes spółki Daniel Obajtek. Orlen o koncesje występuje samodzielnie, gdyż jak wskazał prezes, firma wpuszczać do projektu na tym etapie żadnych partnerów jeszcze nie chce. - Być może później będziemy rozmawiać o ich udziale w inwestycji, ale na pewno byłby to pakiet mniejszościowy - zauważył.
O wszystkie lokalizacje walczy także Shell, francuski EDF (dokładnie EDF Renewable Offshore) czy niemieckie RWE.
Zespół Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin (ZE PAK) wraz z duńską firmą Ørsted złożyli wnioski na 5 lokalizacji. Do grupy starających się o koncesję spółek dołączyły też Tauron i PGE. A z zagranicznych dodatkowo jeszcze m.in. szwedzki Eolus Vind, norweski Equinor, hiszpańska Iberdrola, niemiecki E.ON, czy szwedzki Vattenfall. Ten ostatni ma budować wspólnie z polską firmą Synthos. Jest jeszcze francuski Total, który planuje inwestycje wraz z KGHM.
Budowę morskich farm wiatrowych trzeba rozpatrywać etapowo. Przygotowania do inwestycji, wybranych w pierwszej fazie rozwoju rynku offshore już się rozpoczęły. W ramach tzw. pierwszego rzutu projekty rozwija m.in. PGE wraz z duńskim Ørstedem, Polenergia we współpracy z norweskim Equinorem, PKN Orlen z kanadyjskim Northland Power. Do tego RWE i Ocean Wind, które będą budować samodzielnie.
Teraz firmy starają się o koncesje w ramach drugiego etapu. W tym roku - od stycznia do marca - minister infrastruktury opublikował łącznie kolejnych 11 lokalizacji. Na tych obszarach będzie mogło powstać maksymalnie nawet około 11 gigawatów mocy wiatrowych. I jak się okazało - zainteresowanie jest ogromne. Łącznie firmy złożyły 132 wnioski. Miały na to czas do 16 maja.
Kto będzie ostatecznie stawiać farmy wiatrowe - nie wiadomo. Cały proces weryfikacji, oceny i wyboru konkretnych firm zajmie kilka miesięcy. Wiceminister infrastruktury Marek Gróbarczyk zapowiedział niedawno, że procedura powinna się zakończyć do końca roku.
W planach wygląda to tak, że pierwsza energia z wiatru na morzu popłynie około 2025-2026 r. Do 2030 r. Polska chce mieć prawie 6 gigawatów mocy z farm wiatrowych na Bałtyku. Jeśli przywołać założenia Polityki Energetycznej Polski do 2040 r., w polskiej strefie na Bałtyku powinniśmy mieć - na koniec realizacji strategii - 11 gigawatów mocy. Tylko że to też się może zmieniać.
Według Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW) możliwości są dużo większe. Polska pod morską energetykę wiatrową wyznaczyła 2 tys. km kw. na Bałtyku, ale powierzchnia Polskiej Wyłącznej Strefy Ekonomicznej to około 22,5 tys. km kw. Komisja Europejska potencjał dla farm wiatrowych w regionie Morza Bałtyckiego ocenia na 93 gigawaty. Z tego - zauważa PSEW - 30 proc. przypada właśnie na Polskę. A to daje ok. 28 gigawatów mocy.
Morska energetyka wiatrowa przeżywa w ostatnich latach gwałtowny rozwój. Przemawia za tym też koszt pozyskania energii z tego źródła. - W zeszłym tygodniu kontrakty roczne na energię elektryczną na rok 2023 na Towarowej Giełdzie Energii kształtowały się na poziomie 1000 zł za megawatogodzinę, gdy cena prądu z wiatru to najwyżej 320 zł - powiedział Interii Piotr Czopek, dyrektor ds. regulacji w Polskim Stowarzyszeniu Energetyki Wiatrowej.
W rozwoju energetyki wiatrowej, głównie tej na morzu, Polska widzi szanse na transformację energetyczną, ale również - sposób najpierw na stabilizację cen energii, a w przyszłości na ich spadek. To kluczowa sprawa nie tylko dla gospodarstw domowych, ale też biznesu. Ceny energii, jak również źródło jej pochodzenia, będą decydować o konkurencyjności nie tylko poszczególnych przedsiębiorstw, ale i całej gospodarki.
Punktem wyjścia do oceny złożonych wniosków jest rozporządzenie ministra infrastruktury z listopada 2021 r.
Wskazano w nim szereg kryteriów, które będą analizowane. Za spełnienie każdego z wymogów przyznawana będzie punktacja: pod uwagę bierze się m.in. sposób finansowania, czas inwestycji, strukturę wytwarzania w danej spółce.
Część zapisów wzbudziła jednak zastrzeżenia branży, która ostrzega, że premiowanie będą firmy z niskim udziałem OZE w miksie produkcyjnym, a to może część podmiotów już na wstępie wykluczyć z postępowania konkursowego.
Bartosz Bednarz
Zobacz również: