Do 2023 roku na rynku zostanie 100 uczelni prywatnych
Niż demograficzny wymusza na uczelniach walkę o studentów i tym samym o przetrwanie na rynku. Problemy związane z malejącą liczbą studentów mają trwać jeszcze przez dekadę, co zmieni rynek polskich szkół wyższych. W dalszym ciągu będą na nim fuzje i przejęcia, niektóre uczelnie upadną, inna część będzie musiała zmienić ofertę i profil. W konsekwencji poziom studiów ma być wyższy.
- W najbliższych kilku latach czeka nas fala upadków uczelni wyższych. Nie słyszałem jeszcze o likwidacji czy większych problemach w części państwowej sektora szkolnictwa wyższego, natomiast problemy uczelni prywatnych narastają z roku na rok. Jeszcze nie mamy do czynienia z falą bankructw, natomiast ze zjawiskami przejęć, łączenia się uczelni już tak - zapowiada Piotr Lisiecki, wiceprezes Centrum Rozwoju Szkół Wyższych TEB Akademia.
Szacuje, że dołek niżu demograficznego zostanie osiągnięty w 2023 roku.
- Z kilkuset uczelni prywatnych zostanie około stu. I będą to te, które w najbardziej elastyczny sposób dostosują się do warunków panujących na rynku. Obecnie mamy około 130 uczelni państwowych, niemniej one także mają problemy. Wiele, także renomowanych uczelni jeszcze prowadzi rekrutacje na studia dzienne do końca września z uwagi na fakt, że jeszcze nie pozyskały wystarczającej liczby kandydatów - zwraca uwagę w rozmowie z Agencją Informacyjną Newseria Piotr Lisiecki.
Zwraca także uwagę na coraz częstsze problemy finansowe uczelni publicznych. Niektóre z nich są bardzo poważnie zadłużone.
Zdaniem Lisieckiego w wyniku zmian na rynku, praktycznie każda osoba chcąca studiować w trybie dziennym, będzie mogła bez problemu dostać się na uczelnię publiczną. Wobec tej konkurencji studia dzienne w uczelniach niepublicznych, które są płatne, mają niemal całkowicie zniknąć. Dlatego uczelnie prywatne będą konkurowały ofertą na studiach zaocznych - weekendowych.
- Uczelnie prywatne walczą głównie o studentów zaocznych. Większość osób, chcących studiować w trybie dziennym, znajduje miejsce na uczelniach państwowych, które zwiększają z roku na rok limity przyjęć - wyjaśnia Piotr Lisiecki.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze