Działania wymierzone w branżę OZE skutecznie ją pogrążają
Obawa przed inwestowaniem w odnawialne źródła energii (OZE) bierze się głównie ze zmienności prawa, a nie z czynnika ekonomicznego, jakim jest aktualnie niska cena zielonych certyfikatów. Budowanie elektrowni od zera wymaga sześciu lat ciężkiej pracy. Przy obecnych regulacjach jest to praktycznie niemożliwe.
Zapowiedziano potrzebę pozyskiwania energii z OZE, zapewniono zielone certyfikaty - w Polsce dopłaca się do każdego rodzaju energii, węglowej czy wiatrowej - a później w jednej branży zmieniono diametralnie przepisy i to wielokrotnie. Jednocześnie, od 2012 roku Polacy płacą za prąd coraz więcej.
- Należy pamiętać, że energetyka jako branża potrzebuje wielu lat planowania - powiedział serwisowi eNewsroom Maciej Musiał, prezes Pracowni Finansowej.
- Żyjąc w otoczeniu rynkowym, w którym w ciągu zaledwie dwóch lat prawo zmienia się wielokrotnie, nie można normalnie funkcjonować gospodarczo. Rząd zmienia reguły gry w trakcie. Jednocześnie, od 2012 roku ludzie w Polsce płacą za prąd więcej albo tyle samo. Producenci energii z odnawialnych źródeł (...) pięć lat temu dostawali za nią 200 zł, a obecnie to średnio 160 zł. Chociaż kwota ta malała co roku, nie przełożyła się na zmniejszenie kosztów dla obywateli. Cena zielonych certyfikatów zmalała z 280 do 30 zł, co również nie przyniosło korzyści konsumentom. Widać więc działania, które wymierzone są w branżę OZE i w tej chwili ją pogrążają. Aż 70 proc. przedsiębiorstw związanych z branżą energetyki wiatrowej zanotowało w zeszłym roku straty. Banki, także państwowe, zmuszone były odpisywać 100 mln złotych z tytułu niespłaconych kredytów. Niestety, ta sytuacja nie spowoduje poprawy dostępności ani spadku cen energii elektrycznej - podsumował Musiał.