Dzisiaj poznamy laureata Nagrody Nobla z ekonomii

W czasie, gdy świat stara się odbudować gospodarkę doświadczoną przez kryzys finansowy, kandydatami do tegorocznej Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii mogą być badacze zajmujący się ekonomicznymi konsekwencjami zmian klimatycznych lub zachowaniami konsumentów.

W czasie, gdy świat stara się odbudować gospodarkę doświadczoną przez kryzys finansowy, kandydatami do tegorocznej Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii mogą być badacze zajmujący się ekonomicznymi konsekwencjami zmian klimatycznych lub zachowaniami konsumentów.

Zdaniem AP, jeśli czerpać wskazówki z przeszłości, największe szanse na otrzymanie Nobla z ekonomii ma Amerykanin; od 1980 roku naukowcy z USA otrzymali to wyróżnienie 23 razy.

Choć wybierane do nagrody są zazwyczaj starsze badania, których wyniki przetrwały próbę czasu, w tym roku wysoko notowana jest relatywnie nowa praca zajmującego się ekonomią behawioralną Austriaka Ernsta Fehra z Uniwersytetu w Zurychu, dotycząca zachowań konsumentów.

Zemsta daje satysfakcję

Badania Fehra są poparciem dla powiedzenia, że zemsta jest słodka - pisze Associated Press. Dowiódł on, że część ludzkiego mózgu odpowiedzialna za odczuwanie satysfakcji jest bardziej aktywna, kiedy ludzie myślą o wyrównywaniu rachunków. Naukowiec przeprowadził eksperyment, w którym uczestnicy otrzymują największe zyski, kiedy zaufają swoim partnerom i podzielą się z nimi pieniędzmi. Uczestnicy oszukani przez partnerów dostali jednak możliwość ukarania ich grzywną, ale kosztowało to również ich samych. - Okazało się, że obszary mózgu odpowiedzialne za uczucie satysfakcji są aktywne, kiedy ludzie mogą ukarać innych - twierdzi Fehr. - Ludzie nie zyskują nic w kategoriach ekonomicznych, ale zyskują w kategoriach psychologicznych - dodaje.

Reklama

Gospodarcze skutki ocieplenia i kontrakty

Według AP, innymi faworytami Nobla z ekonomii mogą być Martin Weitzman z Uniwersytetu Harvarda i William Nordhaus z Yale, którzy przyczynili się do rozwoju badań nad gospodarczymi skutkami ocieplenia klimatu, głównie przez pokazanie, jak wykorzystać analizę zysków i strat do podejmowania decyzji politycznych.

Zajmujący się mikroekonomią Bengt Holmstrom z Massachusetts Institute of Technology jest również typowany na zwycięzcę za badania nad sposobami projektowania kontraktów i ich wpływem na długoterminową motywację.

Nobel dla cierpliwych

Specjaliści przestrzegają jednak przed pokładaniem zbyt dużych nadziei w najnowszych badaniach. Nagroda Nobla rzadko przyznawana jest za nowe odkrycia i zmiany we współczesnej ekonomii - uważa Hubert Fromlet, zajmujący się gospodarką międzynarodową w szwedzkiej Jonkoping International Business School. Podkreśla on, że laureaci Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii zazwyczaj muszą czekać latami zanim wyniki ich badań zostaną sprawdzone.

Ekonomia nie zawsze jest nauką ścisłą

Potrzebne jest doświadczenie i potrzeba na to około 20 lat, więc młodzi naukowcy zazwyczaj muszą trochę zaczekać - powiedział Fromlet.

Nagroda Nobla w dziedzinie ekonomii, która ma być ogłoszona w poniedziałek, jako ostatnia z sześciu wyróżnień nadanych w tym roku, została wprowadzona dopiero w 1968 roku przez Bank Centralny Szwecji. W ubiegłym roku otrzymał ją Amerykanin Paul Krugman, wykładowca na Uniwersytecie Princeton i publicysta "New York Timesa" za badania nad wpływem efektu skali na handel międzynarodowy.

Laureat Nagrody Nobla otrzyma 10 grudnia 10 mln koron szwedzkich (około 1,4 mln dolarów), medal i dyplom od króla Szwecji.

NAJPOWAŻNIEJSZE I NAJCZĘŚCIEJ WYMIENIANE KANDYDATURY:

Teoria organizacji i zarządzania:

1. Prof. Ernst Fehr (dyrektor Institute for Empirical Research in Economics, Uniwersytet Zuryski; w 2004 r. zdobył Cogito Prize of the Cogito Foundation oraz w 2008 r. Marcel Benoist Prize).

2. Prof. Matthew J. Rabin (Uniwerystet Berkeley, Kalifornia, USA; w 2006 r. zdobywca nagrody Johna von Neumanna).

Zrównoważony rozwój:

3. Prof. William D. Nordhaus (Uniwersytet w Yale, New Haven, USA; w 2005 r. laureat nagrody Amerykańskiego Towarzystwa Ekonomicznego).

4. Prof. Martin L. Weitzman (Unwersytet Harvarda, Cambridge, Massachusetts, USA).

Makroekonomia:

5. Prof.John B. Taylor (Uniwersytet Stanforda, Stanford, Kalifornia, USA; w 2005 r. laureat nagrody im. Alexandra Hamiltona i nagrody im. George'a P. Schultza).

6. Prof.Jordi Gali (Uniwersytet Pompeu Fabra w Barcelonie; w 2008 r. laureat Premi Societat Catalana d'Economia).

7. Prof.Mark L. Gertler (Uniwersytet Nowojorski, USA).

Na liście potencjalnych kandydatów do Nobla wymienia się również inne nazwiska: Eugene Fama, profesor University School of Chicago, zajmuje się on problemami finansów i od lat 60. XX wieku pracuje nad rozwojem tzw. hipotezy rynku efektywnego; Kenneth R. French z Tuck School of Business w Dartmouth, zajmuje się finansami i współpracuje w tej dziedzinie z Eugene Famą; prof. Christopher Sims z Uniwersytetu Princeton specjalizujący się w problemach makroekonomicznych i twórca jednego z modeli tzw. VAR, służącego do tworzenia prognoz; prof. Lars P. Hansen z University School of Chicago, twórca ekonometrycznej metody badania min. rynku pracy; prof. Thomas J. Sargent, makroekonomista z Hoover Institution w Stanford. Inni wymieniani to: prof. Avinash Dixit (Princeton), prof. Jagdish N. Bhagwati (Columbia), prof. Elhanan Helpman (Harvard) i prof. Gene M. Grossman (Harvard).

Kiedy nobliści bankrutowali?

Fundusz LTCM (Long Term Capital Management) miał być idyllicznym sposobem na ogromne pieniądze. Został stworzony przez trzech genialnych noblistów z dziedziny ekonomii. Jednak jak pokazuje życie, nie ma ideałów. Rzeczywistość jednak przerosła noblistów - spłacenie zobowiązań funduszu kosztowało amerykańskiego podatnika aż 3,6 mld dolarów. LTCM miał w sobie łączyć zupełnie nowe strategie i instrumenty finansowe. Ze względu na charakter funduszu (hedgingowy) nie podlegał on Komisji Bazylejskiej, co dawało mu dużą swobodę działania. Sekretarz skarbu USA nazwał wizję noblistów "ekonomią keczupu". Nie była to, jego zdaniem, prawdziwa ekonomia, ale dywagacje, "czy pełna butelka wina to to samo co dwie puste butelki".

Początek ich zaślepił

Kiedy Robert Merton, Myron Scholes i John Meriwether zakładali LTCM, zainwestowali w niego wszystkie swoje pieniądze. Na początku odnieśli ogromny sukces - w 1995 roku fundusz osiągnął 63-proc. stopę zwrotu, w 1996 r. ponad 50-proc. Niestety, kilka lat po otwarciu został zrujnowany przez... jego własne założenia, bez których nie osiągnąłby początkowego sukcesu.

Kruchym fundamentem okazało się błędne założenie doskonałej ciągłości rynku, która miała polegać na tym, że ceny zamknięcia i otwarcia są do siebie zbliżone. 19 października1997 r. realia dały znać o sobie. Indeks Dow Jones na otwarciu spadł o 8,9 proc., co zgodnie z założeniami nie powinno się zdarzyć. To, co miało być "niemożliwe", stało się jednak realne.

Na czym polegli?

Początkowo LTCM opierał się na strategii martyngału. Polega ona na tym, że w razie "przegranej" podwaja się stawkę. Prowadzi to w końcu do sytuacji, w której po kilku przegranych dochodzi wreszcie do wygranej, która przewyższa wcześniejsze przegrane. Zapomniano jednak, że w takiej strategii może dojść do wyczerpania się kapitału, zanim nastąpi wygrana.

W 1997 r., mimo wysokiej zmienności indeksów, LTCM zaczął grać na rynku opcji, który uważany jest za dość ryzykowny. Stało się to przyczyną kolejnych kłopotów. Pierwsze straty pojawiły się już w 1998 r., gdy fundusz stracił 312 milionów dolarów. W następnych miesiącach sytuacja jeszcze się pogorszyła. Nie przejęto się tym zbytnio, gdyż uważano to za niefundamentalną zmianę. Tym sposobem zbytnia pewność siebie kierujących LTCM doprowadziła do stopniowego upadku funduszu.

Niektórych pogrążyła Moskwa

Nokautującym ciosem dla LTCM stały się transakcje z Moskwą. Mimo znacznego ryzyka fundusz wykupił krótkoterminowe obligacje skarbowe oprocentowane na 40 proc. LTCM zabezpieczył się kontraktem forward. 17 sierpnia 1998 r. Rosja ogłosiła zawieszenie spłat zobowiązań i dewaluację rubla. Ogólny kryzys rosyjski doprowadził do masowego wycofywania się inwestorów z rynku. A fundusz w bardzo wysokim stopniu korzystał z kapitału pożyczonego, którego wielkość przekraczała 30-krotną kwotę aktywów powierzonych przez klientów.

Bolesne straty

Warto dodać, że na LTCM "przejechały się" niemal wszystkie instytucje finansowe świata: Goldman Sachs, JPMorgan, Meriill Lynch, Morgan Stanley, Credit Suisse, UBS, Salomon Smith Barney, Deutsche Bank, Chase Manhattan, Societe Generale, Lehman Brothers czy Paribas. Spłacenie zobowiązań funduszu kosztowało amerykańskich podatników i Fed aż 3,6 mld dolarów.

W ekonomii nie ma złotego środka

Historia funduszu LTCM dostarcza kolejnych dowodów obalających tezę o istnieniu idealnych instytucji finansowych. Na rynku zawsze istnieje ryzyko i nawet najwięksi tego świata nie są w stanie, pomimo swego niewątpliwego geniuszu, pokonać "sił gospodarczej natury". Czy kiedykolwiek uda się komuś choć zbliżyć do finansowego ideału? Chyba nie, "teoria chaosu" pokazuje bowiem, że rynki są nieprzewidywalne i można jedynie prognozować potencjalne kierunki ich zmian, zgodnie z zasadą, że większość się myli.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »