Egzotyczne zwierzęta to towar i zabawka?
Zwierzęta traktuje się jak towar, a czasami jak fetysz czy zabawkę. Tymczasem są żywymi istotami, którym wyrządza się krzywdę - przekonuje prof. Rosemary-Claire Collard w książce "Animal Traffic". Legalny, półlegalny i nielegalny handel egzotycznymi zwierzętami od lat 70. XX w. stał się wielkim biznesem.
Wielka egzotyczna papuga i mała małpka w otoczeniu skrzących się wszystkimi barwami roślin i zwierząt. W tle widać kość słoniową. Martwa natura z egzotycznymi zwierzętami, czyli... żywa natura. Twórcą tego obrazu zatytułowanego "Trade" (2001) jest malarka Isabella Kirkland. Umieszczono go na okładce książki "Animal Traffic: Lively Capital in the Global Exotic Pet Trade" (Duke University Press, 2020) i jest świetnym wprowadzeniem w tematykę poruszaną w tej publikacji.
Prof. Rosemary-Claire Collard wykładająca geografię na Simon Fraser University postanowiła zbadać temat międzynarodowego handlu żywymi zwierzętami egzotycznymi. Praca nad tym zajęła jej kilka lat. Można się domyślać, że nie było to zadanie łatwe, bo w większości krajów świata taki obrót jest nielegalny albo półlegalny, a trudniące się nim osoby wykorzystują różne luki w prawie. I rzeczywiście, książkę czyta się jak kryminał.
Człowiek traktuje zwierzęta jak surowiec, a skala ich zniewolenia jest olbrzymia - przekonuje Rosemary-Claire Collard. Spośród ptaków żyjących obecnie na Ziemi 70 proc. stanowią ptaki hodowlane, przede wszystkim kurczaki brojlery. Z kolei 60 proc. ssaków to zwierzęta udomowione lub hodowlane - głównie bydło i trzoda chlewna. "Następuje uprzedmiotowienie zwierząt, także tych dzikich, które są traktowane jak symbol statusu społecznego, jak ciekawostka, którą można się pochwalić przed znajomymi. Szacuje się, że więcej tygrysów żyje w klatkach w USA niż na wolności" - alarmuje Collard.
Legalny, półlegalny i nielegalny handel egzotycznymi zwierzętami od lat 70. XX w. stał się wielkim biznesem. "Bardzo trudno jest zmierzyć i opisać ten rynek, bo w wielu krajach ukrywa się on w szarej strefie. Szacuje się, że legalny rynek handlu egzotycznymi zwierzętami jest wart około 5 mld dolarów. Rynek nielegalny jest większy, a jego wartość waha się między 5 a 20 mld dolarów. Pewne jest, że gdy czytacie te słowa, egzotyczne zwierzęta są w obrocie niczym towary. Małpy, jaszczurki, węże, papugi są łowione, szmuglowane w walizkach czy pod bielizną pasażerów samolotów, a następnie trafiają na targi" - opisuje Collard.
"Egzotycznym dzikim zwierzętom wyrządza się szczególnie dużą krzywdę. Są łapane w swoim naturalnym środowisku i wyrywane z niego, a następnie wprowadzane w świat zupełnie im obcy. Te zwierzęta pozbawia się wolności, rodziny i przyjaciół, zostają brutalnie wyrwane ze swojego naturalnego otoczenia. Muszą się męczyć w klatkach. Z ich perspektywy życie zmienia się w koszmar" - podkreśla naukowiec.
Rosemary-Claire Collard postrzega problem handlu i "niewolnictwa" dzikich zwierząt w kategoriach marksistowskich. Uważa, że to zjawisko jest jedną z emanacji brutalnego kapitalizmu, którzy prowadzi także do uprzedmiotawiania istot żywych. "Zwierzęta stają się rzeczami, którymi można handlować. Stają się towarem. Wymiana towarów i usług stoi przecież w centrum ideologii kapitalistycznej. Cywilizacja kapitalistyczna ma to do siebie, że lubi przemoc. Dlatego w stosunkach społecznych panuje patriarchat, a w stosunkach między ludźmi a zwierzętami rządzi antropocentryzm" - sądzi autorka "Animal Traffic".
Książka Collard jest niezwykle ciekawa, bo ma cechy literatury sensacyjnej czy przygodowej ze szczyptą historii, polityki i ekonomii. Jest to zarazem wielki, pasjonujący esej na temat handlu egzotycznymi zwierzętami.
Najpierw Collard przedstawia historyczne i ekonomiczne tło całego procederu. Przypomina, że historia snobistycznej fascynacji dzikimi zwierzętami ("zwierzęcy fetyszyzm") jest niemal tak długa jak historia ludzkości. "Już w starożytnym Rzymie, Grecji i Egipcie dzikie zwierzęta stawały się podarunkami dla władców i możnych. Rzymianie trzymali małpy i ptaki w domach, używali także egzotycznych zwierząt jako atrakcji w trakcie różnych świąt i procesji" - przypomina autorka "Animal Traffic". "W kolejnych wiekach nie było inaczej. Ludwik XIV miał słynną menażerię w Wersalu, a w erze wiktoriańskiej w niemal każdym angielskim domu było egzotyczne zwierzę" - dodaje. A jak jest teraz? Zwierzęta egzotyczne są snobistycznym fetyszem, a czasami zachcianką dzieci z bogatych domów. Po premierze filmu "Gdzie jest Nemo" skoczył popyt na rybki błazenki, a po premierze "Rio" na papugi ara modra - wskazuje Collard.
Po historyczno-ekonomicznym wstępie Collard zabiera czytelnika najpierw w podróż w głąb meksykańskiej (i nie tylko) dżungli, gdzie łowi się motyle, małpki czy inne stworzenia, na które jest zapotrzebowanie. Następnie jedziemy z nią na targi, a potem do specjalnych ośrodków, w których przebywają odzyskane egzotyczne zwierzęta przygotowywane do powrotu na łono natury. Collard rozmawiała z wieloma ludźmi z branży i udało jej się nakreślić wierny obraz przygotowywania żywego zwierzęcego towaru do handlu. Co ciekawe, ten temat "dopada" ją nawet w rodzinnym miasteczku - gdy przebywa tam na krótkim urlopie, okolicą wstrząsa ucieczka i śmierć serwala (pod kołami półciężarówki).
Rosemary-Claire Collard nie ukrywa, że napisała "Animal Traffic" nie tylko w celu przedstawienia zjawiska, ale też z nadzieją na to, że książka przyczyni się do wywołania dyskusji o tym, jak w kapitalizmie są traktowane zwierzęta.
Autorka chce zwrócić uwagę na ich podmiotowość. Według niej nie powinny być traktowane jako towar, bo są przecież żywymi bytami, które czują i które od urodzenia przynależą do swojego środowiska. "Nie-ludzkie" życie jest kontrolowane przez ludzi i trzeba z tym skończyć - krzyczy Collard z kart swojej publikacji (wielokrotnie powtarzając swe tezy, co staje się mocno denerwujące już w połowie lektury).
Według niej, by przeciwdziałać opisywanemu zjawisku, nie wystarczy postawić tamę samemu obrotowi - trzeba wypowiedzieć wojnę tym, którzy zwierzęta łapią i na tym zarabiają, czyli zdusić problem w zarodku.
Niestety, książka Collard nie jest wolna od krzykliwej ideologii. Jednemu będzie się podobał fakt, że autorka zwraca uwagę na to, iż spora część aut parkujących przed amerykańskimi targowiskami z dzikimi zwierzętami ma nalepki świadczące, że właściciel popiera Rona Paula, Donalda Trumpa i Republikanów czy National Rifle Association; innemu nie bardzo.
Oczywiście takie wtrącenia powodują, że książka "Animal Traffic" nie może być postrzegana jako pozycja stricte naukowa. Jest to lewicowy (a nawet marksistowski) głos w debacie na temat współczesnego kapitalizmu i handlu dzikimi zwierzętami. To ujęcie jest ciekawe, czasami wręcz intrygujące, ale oczywiście dla wielu będzie nie do zniesienia.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Autor:Piotr Rosik
Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy
Sprawdź najnowsze promocje i korzystaj z listy zakupowej ding.pl